-Nie wsiądę do dorożki- zaprotestowałam ostro.
-Żadne z nas nie wsiądzie do dorożki- poprawiła mnie instruktorka Elizabeth.
A mówiłyśmy do jakiegoś czuba w stroju góralskim, który proponował nam przewóz zaprzęgiem konnym. Oferował nam nawet zniżkę dla 'uroczych panienek'.
-Ja też jestem uroczą panienką?!- warknął wtedy Marco, na co baca tylko się zaśmiał.
-Nie i dlatego dla ciebie zniżki nie będzie.
-Nie będzie zniżki dla nikogo, bo my nie jedziemy- prychnęła Rea i widać było, że była bliska splunięcia gościowi na ryj.
-Dziękujemy panu, ale my się raczej przejdziemy pieszo- powiedziała łagodnie instruktorka.
Poszliśmy więc 'z buta' 8 kilometrów asfaltem. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie męczą te konie, przecież nikt z nas nie miał po tym nawet zadyszki i założę się, że ci ludzie na wozach też nie mięliby problemu z przejściem takiego dystansu. Chodziło tylko o to, że im się nie chce. Przez lenistwo tych ludzi ginęły konie.
Jakby na potwierdzenie moich myśli koń ciągnący dorożkę przed nami nagle zatrzymał się i przewrócił.
Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego: ludzie na wozie jak jeden mąż wyciągnęli telefony i aparaty i zaczęli cykać zdjęcia. Byłam bliska tego, żeby tam podejść, wyrwać któremuś z nich urządzenie i rozdeptać.
Baca w tym czasie spokojnie wyciągnął komórkę i zadzwonił po nowego konia.
-Idioci, widzicie?!- nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co robię krzyknęłam do ludzi na wozie- Przez wasze lenistwo właśnie ze zmęczenia padł kolejny koń, to wy do tego doprowadziliście, a teraz siedzicie i nic nie robicie, nic...
-A kogo to obchodzi?- spytał ktoś z dorożki- Przecież to tylko konie!
Kilka zakutych głów przytakiwało mu w milczeniu z lekką niepewnością.
-Mamo!- zaszlochała jakaś dziewczynka- Ta pani mówi, że przeze mnie ten koń nie żyje, czy to prawda?
Nie wiem, co bardziej mnie zdziwiło: to, że właśnie nazwano mnie 'panią', czy też odpowiedź mamy dziecka.
A jej odpowiedzią było najpierw długie milczenie, a później załamany kobiecy głos odparł cicho.
-Nie, to ja jestem winna, że pozwoliłam nam wsiąść do wozu, bez nas koniom byłoby lżej.
Wszyscy gapili się na siebie nawzajem w osłupieniu. Ciszę przepełnioną poczuciem winy i wstydem przerwał przyjazd nowego konia.
-Nic się nie stało- powiedział baca- jedziemy dalej, kochani turyści.
-Ja nie jadę!- pisnęła dziewczynka i szybko spojrzała na mamę, jakby spodziewała się nagany. Ona jednak skinęła tylko głową.
-My zsiadamy- powiedział już pewniejszym tonem- I innym radzimy to samo.
-Też nie mogę już tu siedzieć- zawtórował jej jakiś mężczyzna. I nie rzucał słów na wiatr. Zeskoczył z wozu i pomógł dziewczynce zejść.
Za nimi jeszcze wiele osób opuściło dorożkę zostały tylko dwie stare baby.
-A wy nie macie sumienia?!- krzyknął ktoś.
Ale nie doczekał się odpowiedzi, a dorożka pojechała dalej.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz