piątek, 25 lipca 2014
Blog zawieszony!
Uwaga, informuję, że wyjeżdżam na wakacje i nie będę mogła zajmować się blogiem. Nie ma drugiego admina, więc SBA zostaje zawieszone. Przerwa trwa od 26.07 do 12.08. W tym czasie możecie odpocząć od pisania ;) Pozdrawiam, ucieszona z wyjazdu Admina.
poniedziałek, 21 lipca 2014
Od Anhyi C.D.N.
Bez zastanowienia pobiegłam prosto w kierunku stajni. Ta na szczęście jeszcze nie zajęła się ogniem, mimo to konie rżały jak opętane. W gruncie rzeczy pożar nie był duży.
W pośpiechu pootwierałam wszystkie boksy i wypuściłam konie na pastwisko. W samą porę, bo jakaś belka właśnie się osunęła i zawaliła połowę dachu. Krzyknęłam i uskoczyłam w bok, unikając płonących przedmiotów. Upadłam na ziemię przy okazji raniąc się w rękę na kopystce, którą k t o ś zostawił w trawie. Głupi stajenny- pomyślałam z wściekłością.
W oddali usłyszałam wycie strażackiej syreny alarmowej.
***
Siedziałam w wygodnym fotelu w salonie mojej cioci. Zdrową ręką głaskałam nerwowo miękkie futerko Ari'ego i czekałam na to, co powie mama.
-No więc tak- zaczęła- na akademię wrócisz.
Na to właśnie czekałam. Odetchnęłam, nawet nie kryjąc ulgi.
-W tym czasie ja zajmę się znalezieniem nowego mieszkania. Strażacy stwierdzili, że było to podpalenie, więc zostanie wszczęte dochodzenie. Twoja kuzynka, Vera zaoferowała, że pożyczy ci trochę swoich ubrań, jednak mimo to wybierzemy się dzisiaj na małe zakupy- tu mama mrugnęła do mnie porozumiewawczo- złożyłam też już skargę na producenta czujników dymu w naszym domu.
-A konie?- spytałam.
-Na razie są w starej stajni, nie jest bardzo spalona. Przysmażone są tylko zewnętrzne ściany. Potem je przeniesiemy.
-To co teraz na zakupy?- uśmiechnęłam się szeroko.
-A zaraz potem do SBA- zgodziła się.
<C.D.N.>
W pośpiechu pootwierałam wszystkie boksy i wypuściłam konie na pastwisko. W samą porę, bo jakaś belka właśnie się osunęła i zawaliła połowę dachu. Krzyknęłam i uskoczyłam w bok, unikając płonących przedmiotów. Upadłam na ziemię przy okazji raniąc się w rękę na kopystce, którą k t o ś zostawił w trawie. Głupi stajenny- pomyślałam z wściekłością.
W oddali usłyszałam wycie strażackiej syreny alarmowej.
***
Siedziałam w wygodnym fotelu w salonie mojej cioci. Zdrową ręką głaskałam nerwowo miękkie futerko Ari'ego i czekałam na to, co powie mama.
-No więc tak- zaczęła- na akademię wrócisz.
Na to właśnie czekałam. Odetchnęłam, nawet nie kryjąc ulgi.
-W tym czasie ja zajmę się znalezieniem nowego mieszkania. Strażacy stwierdzili, że było to podpalenie, więc zostanie wszczęte dochodzenie. Twoja kuzynka, Vera zaoferowała, że pożyczy ci trochę swoich ubrań, jednak mimo to wybierzemy się dzisiaj na małe zakupy- tu mama mrugnęła do mnie porozumiewawczo- złożyłam też już skargę na producenta czujników dymu w naszym domu.
-A konie?- spytałam.
-Na razie są w starej stajni, nie jest bardzo spalona. Przysmażone są tylko zewnętrzne ściany. Potem je przeniesiemy.
-To co teraz na zakupy?- uśmiechnęłam się szeroko.
-A zaraz potem do SBA- zgodziła się.
<C.D.N.>
Od Theo CD Rei
Przez chwilę myślałem, aż w końcu coś wymyśliłem.
- Poczekasz tutaj chwilkę? Zaniosę tylko rzeczy do swojego pokoju i zaraz wracam- uśmiechnąłem się i poszedłem do pokoju.
Kiedy wszedłem położyłem gitarę na łóżko,a resztę na biurko. Potem szybko wróciłem do dziewczyny.
- Mam pomysł. Może się gdzieś przejedziemy? Dopiero przyjechałem i chciałbym trochę pooglądać krajobrazy. Oczywiście jeśli ci to nie przeszkadza- uśmiechnąłem się.
- Okej, czemu nie- zgodziła się.
Kilka minut potem konie były już osiodłane. Kicker był trochę większy od klaczy Rei. Ruszyliśmy w stronę łąk. Był piękny wieczór i wiał chłodny wiaterek, który rozwiewał grzywy i ogony koni.
<Rea? się rozmarzyłem xd>
- Poczekasz tutaj chwilkę? Zaniosę tylko rzeczy do swojego pokoju i zaraz wracam- uśmiechnąłem się i poszedłem do pokoju.
Kiedy wszedłem położyłem gitarę na łóżko,a resztę na biurko. Potem szybko wróciłem do dziewczyny.
- Mam pomysł. Może się gdzieś przejedziemy? Dopiero przyjechałem i chciałbym trochę pooglądać krajobrazy. Oczywiście jeśli ci to nie przeszkadza- uśmiechnąłem się.
- Okej, czemu nie- zgodziła się.
Kilka minut potem konie były już osiodłane. Kicker był trochę większy od klaczy Rei. Ruszyliśmy w stronę łąk. Był piękny wieczór i wiał chłodny wiaterek, który rozwiewał grzywy i ogony koni.
<Rea? się rozmarzyłem xd>
niedziela, 20 lipca 2014
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Natalia Demarek
Wiek: 16 lat
Płeć:♀
Narodowość: Anglia
Charakter: miła, spokojna, przyjacielska, jednymi z najważniejszych rzeczy w jej życiu są fryzura i buty.
Hobby: malowanie.
Ulubione przedmioty: zajęcia artystyczne, angielski
Wrogowie: jest raczej pokojowa.
Chłopak: brak
Opieka: Łaciaty
Pokój: 24
Medale: 0
Dobytek: toczek, bryczesy, przybory do malowania, lakiery do włosów.
Pieniądze: 200zł
Od Rei CD Theo
- Rea - podałam mu jego rzeczy. Zdążyłam zauważyć zeszyt, ołówki i te inne pierdoły. - Lubisz rysować?
- Tak - uśmiechnął się - a ty?
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam lekko... zdenerwowana?
- Tak... - wydusiłam po chwili.
Po tym nastało to czego się spodziewałam i bałam. Niezręczna cisza. Ostatnio taką Niezręczna Ciszę miałam w... piątej klasie? Tak. Od tamtego czasu nie rozmawiałam z żadnym chłopakiem tak długo. Dlaczego? Będąc w podstawówce nosiłam aparat i byłam najlepsza z francuskiego, którego cała szkoła nienawidziła. Nieważne. Jedyne słowa, jakie słyszałam to `hej`. Ja w tedy zazwyczaj nie odpowiadałam będąc zawstydzona, lub myślałam, że to po prostu żart.
Niezręczną Chwilę przerwał telefon. Kto śmiał mnie nawiedzić? Kochana mama. Na mojej twarzy pojawił się grymas z lekką wściekłością.
- Przepraszam cię na moment - odeszłam dwa kroki od chłopaka.
Ja: Czego chcesz?
Mama: Jeśli nie chcesz jechać do babci pojedź chociaż do domu.
Ja: Nigdzie nie jadę.
Mama: Myślałam, że chciałaś jechać...
Ja: Plany się zmieniły...
Zakończyłam rozmowę. Zablokowałam ekran i nerwowo schowałam telefon do kieszeni.
- Przepraszam ,że musiałeś tego wysłuchiwać, ale mama nie daje mi spokoju.
- Nic nie szkodzi.
- Masz jakieś plany? Oczywiście jeśli chcesz to coś zrobić sam to nie ma problemu.
- Zaraz coś wymyślę - uśmiechnął się, spojrzał w inna stronę.
<Theo? >
- Tak - uśmiechnął się - a ty?
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam lekko... zdenerwowana?
- Tak... - wydusiłam po chwili.
Po tym nastało to czego się spodziewałam i bałam. Niezręczna cisza. Ostatnio taką Niezręczna Ciszę miałam w... piątej klasie? Tak. Od tamtego czasu nie rozmawiałam z żadnym chłopakiem tak długo. Dlaczego? Będąc w podstawówce nosiłam aparat i byłam najlepsza z francuskiego, którego cała szkoła nienawidziła. Nieważne. Jedyne słowa, jakie słyszałam to `hej`. Ja w tedy zazwyczaj nie odpowiadałam będąc zawstydzona, lub myślałam, że to po prostu żart.
Niezręczną Chwilę przerwał telefon. Kto śmiał mnie nawiedzić? Kochana mama. Na mojej twarzy pojawił się grymas z lekką wściekłością.
- Przepraszam cię na moment - odeszłam dwa kroki od chłopaka.
Ja: Czego chcesz?
Mama: Jeśli nie chcesz jechać do babci pojedź chociaż do domu.
Ja: Nigdzie nie jadę.
Mama: Myślałam, że chciałaś jechać...
Ja: Plany się zmieniły...
Zakończyłam rozmowę. Zablokowałam ekran i nerwowo schowałam telefon do kieszeni.
- Przepraszam ,że musiałeś tego wysłuchiwać, ale mama nie daje mi spokoju.
- Nic nie szkodzi.
- Masz jakieś plany? Oczywiście jeśli chcesz to coś zrobić sam to nie ma problemu.
- Zaraz coś wymyślę - uśmiechnął się, spojrzał w inna stronę.
<Theo? >
Nowy uczeń!
Imię i nazwisko: Alexander Mare (Alex lub Olek)
Wiek: 15 lat i 9 miesięcy
Płeć: ♂
Narodowość: Polska
Charakter: Olek, to w gruncie rzeczy miły chłopak, mimo to jednak często zdarza mu się moocno wkurzać wszystkich wokół siebie. Nigdy nie chowa urazy i zawsze dochowuje danego słowa. Optymista, zawsze stara się przedstawiać świat w kolorowych barwach. Poza tym uśmiecha się prawie zawsze, kocha ryzyko i dobrą zabawę.
Hobby: gra w koszykówkę
Ulubione przedmioty: zajęcia teatralne, informatyka.
Wrogowie: w jego doznaniu nikt.
Dziewczyna: na razie nie szuka
Opieka: Danny
Pokój: 25
Medale: 0
Dobytek: piłka do kosza, toczek, oficerki, zestaw bandan.
Pieniądze: 200zł
piątek, 18 lipca 2014
Od Anhyi C.D.N.
Potem jeszcze kilka razy pojechałyśmy z mamą w teren. Czasami gdzieś do lasu, a czasami włóczyłyśmy się po ulicach miasta. W końcu mama zaproponowała, żebyśmy pojechały na dłuższą wycieczkę. Z naszego miasta Prellenkirchen wybrałyśmy się aż nad Neusiedler See.
Było to daleko, ale jakoś dałyśmy radę. Kiedy już dotarłyśmy na miejsce było późne popołudnie, więc zatrzymałyśmy się w Campingplatz Breitenbrunn i poszłyśmy do restauracji na spóźniony obiad.
-Cudowna wycieczka- powiedziałam, kiedy wspólnymi siłami próbowałyśmy rozłożyć namiot.
-Zgadzam się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się na taką wybierzemy- odparła.
Kiedy już namiot stał o własnych siłach poszłyśmy zobaczyć, co u koni. Sunny i Tassa stały w sąsiadujących ze sobą boksach. Wyglądały na zmęczone, ale i zadowolone.
Wyciągnęłam z kieszeni jabłko i przekroiłam je na pół. Jeden kawałek natychmiast wylądował między zębami Sunny'ego, natomiast drugi został starannie obwąchany przez unoszącą się nad nim chrapkę Tassy, a następnie także skonsumowany.
Zaśmiałam się widząc, jak konie przeżuwają owoc, a następnie domagają się kolejnego.
Wyszłam ze stajni, wczołgałam się do namiotu i niemal natychmiast zasnęłam.
Śniły mi się parzystokopytne galopujące przez łąki. Całe stado, na którego czele biegli Verdwaalde i Sunny. Zaraz za nimi Tassa i Rieede. A na końcu wszystkie inne konie- i te moje prywatne i te z SBA. To był cudowny sen, w którym nie było ludzi, były tylko konie i przesuwająca się pod ich kopytami zielona trawa. Nagle mój kąt widzenia stał się inny. Nie byłam już obserwatorem tego wszystkiego, teraz ja także biegłam. Przed sobą widziałam galopujące konie, a za sobą słyszałam tętent kroków innych kopyt. Wtedy to zrozumiałam, też byłam koniem. Spokojny galop zamienił się w szaleńczą ucieczkę. Konie ze stada zaczęły parskać i wierzgać. Ja także byłam niespokojna, obejrzałam się za siebie i mimo bujnej grzywy zasłaniającej widok zobaczyłam pomarańczowe płomienie muskające do niedawna zieloną trawę. W nozdrzach poczułam kłujący zapach dymu. Poczułam się senna, nie byłam w stanie dalej biec. zaczęłam zwalniać, a inne konie wyprzedzały mnie, uciekając przed pożarem. Tassa obejrzała się na mnie. Chciała się zatrzymać i mi pomóc, ale reszta stada pociągnęła ją za sobą. Przeszłam do stępa. Płomienie były coraz bliżej. Czułam, jak mój ogon zajmuje się żywym ogniem. Zdawało mi się, że kopyta topią się pode mną, nie byłam zdolna do zrobienia choćby jeszcze jednego kroku. Zatrzymałam się, a płomienie natychmiast opętały moje ciało. Stanęłam dęba, żeby zobaczyć, czy reszcie koni udało się uciec. Opadłam na spaloną ziemię i odetchnęłam z ulgą- stado było bezpieczne. Zarżałam jeszcze raz, zanim ogień przepalił mi struny głosowe, potem już tylko leżałam, czekając na to, co nadejdzie...
Obudziłam się z krzykiem na ustach. Chwyciłam się ręką za szyję- była w całości, mogłam mówić. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
To tylko sen- powtarzałam sobie- To tylko sen.
Podniosłam telefon, była 04.13. Zamknęłam oczy i się odprężyłam. Znowu zasnęłam, tym razem jednak był to sen bez snów.
-Anhyi, wstawaj!
Otworzyłam jedno oko i ujrzałam zamglony obraz przedstawiający moją mamę, która trzymała w jednej ręce termos, a drugą potrząsała delikatnie moim ramieniem.
-No... wstaję...- mruknęłam i zamknęłam oko.
-Właśnie widzę.
Pozbierałam w sobie całą energie i podniosłam głowę z prowizorycznej poduszki, złożonej z bluzy.
-Wyspałaś się?- spytała mama.
-Taaa.
Usiadłam i z wdzięcznością przyjęłam termos z gorącą herbatą.
Potem poszłyśmy osiodłać konie i wróciłyśmy do domu. Kiedy byłyśmy już na Pamaerstraße i znalazłyśmy się w tak dobrze znanych mi okolicach odprężyłam się i usiadłam wygodniej w siodle. Już prawie nie pamiętałam mojego snu, ale wciąż jakby czułam zapach dymu. I wtedy usłyszałam krzyk:
-Ogień! Dom pani Walshenn płonie!
<C.D.N.>
Było to daleko, ale jakoś dałyśmy radę. Kiedy już dotarłyśmy na miejsce było późne popołudnie, więc zatrzymałyśmy się w Campingplatz Breitenbrunn i poszłyśmy do restauracji na spóźniony obiad.
-Cudowna wycieczka- powiedziałam, kiedy wspólnymi siłami próbowałyśmy rozłożyć namiot.
-Zgadzam się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się na taką wybierzemy- odparła.
Kiedy już namiot stał o własnych siłach poszłyśmy zobaczyć, co u koni. Sunny i Tassa stały w sąsiadujących ze sobą boksach. Wyglądały na zmęczone, ale i zadowolone.
Wyciągnęłam z kieszeni jabłko i przekroiłam je na pół. Jeden kawałek natychmiast wylądował między zębami Sunny'ego, natomiast drugi został starannie obwąchany przez unoszącą się nad nim chrapkę Tassy, a następnie także skonsumowany.
Zaśmiałam się widząc, jak konie przeżuwają owoc, a następnie domagają się kolejnego.
Wyszłam ze stajni, wczołgałam się do namiotu i niemal natychmiast zasnęłam.
Śniły mi się parzystokopytne galopujące przez łąki. Całe stado, na którego czele biegli Verdwaalde i Sunny. Zaraz za nimi Tassa i Rieede. A na końcu wszystkie inne konie- i te moje prywatne i te z SBA. To był cudowny sen, w którym nie było ludzi, były tylko konie i przesuwająca się pod ich kopytami zielona trawa. Nagle mój kąt widzenia stał się inny. Nie byłam już obserwatorem tego wszystkiego, teraz ja także biegłam. Przed sobą widziałam galopujące konie, a za sobą słyszałam tętent kroków innych kopyt. Wtedy to zrozumiałam, też byłam koniem. Spokojny galop zamienił się w szaleńczą ucieczkę. Konie ze stada zaczęły parskać i wierzgać. Ja także byłam niespokojna, obejrzałam się za siebie i mimo bujnej grzywy zasłaniającej widok zobaczyłam pomarańczowe płomienie muskające do niedawna zieloną trawę. W nozdrzach poczułam kłujący zapach dymu. Poczułam się senna, nie byłam w stanie dalej biec. zaczęłam zwalniać, a inne konie wyprzedzały mnie, uciekając przed pożarem. Tassa obejrzała się na mnie. Chciała się zatrzymać i mi pomóc, ale reszta stada pociągnęła ją za sobą. Przeszłam do stępa. Płomienie były coraz bliżej. Czułam, jak mój ogon zajmuje się żywym ogniem. Zdawało mi się, że kopyta topią się pode mną, nie byłam zdolna do zrobienia choćby jeszcze jednego kroku. Zatrzymałam się, a płomienie natychmiast opętały moje ciało. Stanęłam dęba, żeby zobaczyć, czy reszcie koni udało się uciec. Opadłam na spaloną ziemię i odetchnęłam z ulgą- stado było bezpieczne. Zarżałam jeszcze raz, zanim ogień przepalił mi struny głosowe, potem już tylko leżałam, czekając na to, co nadejdzie...
Obudziłam się z krzykiem na ustach. Chwyciłam się ręką za szyję- była w całości, mogłam mówić. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
To tylko sen- powtarzałam sobie- To tylko sen.
Podniosłam telefon, była 04.13. Zamknęłam oczy i się odprężyłam. Znowu zasnęłam, tym razem jednak był to sen bez snów.
-Anhyi, wstawaj!
Otworzyłam jedno oko i ujrzałam zamglony obraz przedstawiający moją mamę, która trzymała w jednej ręce termos, a drugą potrząsała delikatnie moim ramieniem.
-No... wstaję...- mruknęłam i zamknęłam oko.
-Właśnie widzę.
Pozbierałam w sobie całą energie i podniosłam głowę z prowizorycznej poduszki, złożonej z bluzy.
-Wyspałaś się?- spytała mama.
-Taaa.
Usiadłam i z wdzięcznością przyjęłam termos z gorącą herbatą.
Potem poszłyśmy osiodłać konie i wróciłyśmy do domu. Kiedy byłyśmy już na Pamaerstraße i znalazłyśmy się w tak dobrze znanych mi okolicach odprężyłam się i usiadłam wygodniej w siodle. Już prawie nie pamiętałam mojego snu, ale wciąż jakby czułam zapach dymu. I wtedy usłyszałam krzyk:
-Ogień! Dom pani Walshenn płonie!
<C.D.N.>
Od Theo CD Rei
Pakowałem walizki i inne torby. Pół godziny później wszystko było już
tam, gdzie być powinno. Zaniosłem rzeczy do samochodu. Kilka godzin
później byłem już na miejscu.
****
Wychodziłem z pokoju aby znaleźć idealne miejsce żeby móc coś komponować. Na ramieniu miałem zawieszoną gitarę, a w ręku trzymałem zeszyt, kilka ołówków i gumkę do ścierania. Zaś w drugiej ręce trzymałem telefon. Z zawzięciem pisałem SMS 'a do kolegi. Byłem tak skupiony na komórce, że nie zauważyłem idącej w moją stronę dziewczyny. Skutek był tego taki, że wpadliśmy na siebie, a wszystkie moje trzymane w rękach rzeczy rozrzuciły się na podłodze. Szczęście że przynajmniej gitara była cała.
- Nic ci nie jest?- spytałem pomagając dziewczynie wstać
- Nie, dzięki. Wybacz, nie zauważyłam cię- tłumaczyła się pomagając mi zbierać rzeczy z podłogi- Gapa ze mnie...
- Nie szkodzi. Też bym cię nie zauważył przez telefon- mówiąc to podnosiłem swojego Iphon 'a- Jestem Theodor, ale przyjaciele mówią na mnie Teo- uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny, a ona podała mi moje rzeczy.
<Rea?>
****
Wychodziłem z pokoju aby znaleźć idealne miejsce żeby móc coś komponować. Na ramieniu miałem zawieszoną gitarę, a w ręku trzymałem zeszyt, kilka ołówków i gumkę do ścierania. Zaś w drugiej ręce trzymałem telefon. Z zawzięciem pisałem SMS 'a do kolegi. Byłem tak skupiony na komórce, że nie zauważyłem idącej w moją stronę dziewczyny. Skutek był tego taki, że wpadliśmy na siebie, a wszystkie moje trzymane w rękach rzeczy rozrzuciły się na podłodze. Szczęście że przynajmniej gitara była cała.
- Nic ci nie jest?- spytałem pomagając dziewczynie wstać
- Nie, dzięki. Wybacz, nie zauważyłam cię- tłumaczyła się pomagając mi zbierać rzeczy z podłogi- Gapa ze mnie...
- Nie szkodzi. Też bym cię nie zauważył przez telefon- mówiąc to podnosiłem swojego Iphon 'a- Jestem Theodor, ale przyjaciele mówią na mnie Teo- uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny, a ona podała mi moje rzeczy.
<Rea?>
środa, 16 lipca 2014
Od Rei
Siedziałam sama w swoim pokoju. Nudziłam się niesamowicie. Byłam
poirytowana faktem iż nie mogę pojechać na jakiekolwiek wakacje, tylko
muszę się tu za przeproszeniem kisić. Usłyszałam sygnał SMS`a. Szybko
podleciałam po telefon, odblokowałam ekran. Był to SMS od mamy.
<to kursywą>
Cześć Rea. Jutro z samego rana przyjedzie po ciebie wujek. Zawiezie cię do babci. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić.
Mam tylko jedną babcie. Powód raczej jest logiczny. Niestety została mi babcia mieszkająca na pustkowiu (czyli na wsi), która nie jest zbyt miłą osobą. Ciągle marudzi, każe pracować jak nie w polu, to przy garach, stodole. Nienawidzę jej.
Leżałam na łóżku patrząc się w sufit. W końcu zadzwoniłam do mamy. Przez chwilę nie widziałam co powiedzieć. Nastała cisza, którą co 4 sekundy przerywał sygnał. W końcu odebrała.
Ja: Mamo, odmawiam wyjazdu do babci.
Mama: Wszystko już załatwione, musisz pojechać.
Ja: Non! Mama s'il vous plaît!
Mama: Babcia z pewnością się uciesz z twoich odwiedzin.
Ja: Nie jadę!
Zakończyłam rozmowę po czym wybiegłam z pokoju. Od razu wpadłam na jakiegoś chłopaka.
<Więc.... ;/>
<to kursywą>
Cześć Rea. Jutro z samego rana przyjedzie po ciebie wujek. Zawiezie cię do babci. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić.
Mam tylko jedną babcie. Powód raczej jest logiczny. Niestety została mi babcia mieszkająca na pustkowiu (czyli na wsi), która nie jest zbyt miłą osobą. Ciągle marudzi, każe pracować jak nie w polu, to przy garach, stodole. Nienawidzę jej.
Leżałam na łóżku patrząc się w sufit. W końcu zadzwoniłam do mamy. Przez chwilę nie widziałam co powiedzieć. Nastała cisza, którą co 4 sekundy przerywał sygnał. W końcu odebrała.
Ja: Mamo, odmawiam wyjazdu do babci.
Mama: Wszystko już załatwione, musisz pojechać.
Ja: Non! Mama s'il vous plaît!
Mama: Babcia z pewnością się uciesz z twoich odwiedzin.
Ja: Nie jadę!
Zakończyłam rozmowę po czym wybiegłam z pokoju. Od razu wpadłam na jakiegoś chłopaka.
<Więc.... ;/>
wtorek, 15 lipca 2014
Nowy uczeń!
Imię i Nazwisko: Theodor Lawrence Price (Theo)
Wiek: 15 lat i 6 miesięcy
Płeć: ♂
Narodowość: Wielka Brytania
Charakter: Theo to wiecznie niezdecydowany chłopak. Nie ma takiego dnia w którym na jego ustach nie widniałby szeroki uśmiech. Szalony, zwariowany i pokręcony- to właśnie on. Theo to idealny materiał na przyjaciela. Możesz powierzyć mu każdą tajemnicę wiedząc, że nikomu jej nie powie. Jeśli mu zaufasz to znaczy, że podjąłeś dobrą decyzję. Lubi podejmować wyzwania. Często tylko zdarza się mu być nerwowym, ale to tylko w ostateczności. Na co dzień to spokojny i miły chłopak.
Hobby: przede wszystkim jazda konno, malowanie itp., śpiewanie, granie na gitarze, taniec, wszelkiego rodzaju sporty,
Ulubione przedmioty: zajęcia artystyczne, taniec, zajęcia sportowe, muzyka
Wrogowie: jak taki wspaniały chłopak mógłby mieć wrogów?
Dziewczyna: jak na razie nie znalazła się podobna do niego....
Opieka: Kicker
Pokój: nr. 14
Medale: 0
Dobytek: laptop, gitara, kilka rzeczy do pielęgnacji koni, samsung
Pieniądze: 200 zł
niedziela, 13 lipca 2014
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Lisa Alisdair
Wiek: 12 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Australia
Charakter: odważna, towarzyska, lubi "zadrzeć nosa", sprytna, zawsze wymiguje się od kłopotów, w które często wpada
Hobby: taniec, joga.
Ulubione przedmioty: nic
Wrogowie: często kłóci się z bratem
Chłopak: brak
Opieka: Vitani
Pokój: 12
Medale: 0
Dobytek: stroje do tańca i jogi, bryczesy, oficerki, laptop.
Pieniądze: 200zł
Od Marka C.D.N.
Gorący kubek parzył mnie w dłonie, ale nie przejmowałem się tym. Patrzyłem na Lisę siedzącą na grzbiecie ogromnego, gniadego rumaka galopującego prosto na krzyżaka stojącego po drugiej stronie ujeżdżalni.
Wstrzymałem oddech, kiedy koń naprężył wszystkie mięśnie gotowe do skoku, odbił się tylnymi nogami i przeleciał przez poprzeczkę. Był to jednocześnie piękny, a także przerażający widok.
Odetchnąłem z ulgą widząc, że dziewczynka trzyma się dalej na grzbiecie siedząc wygodnie na kłębie konia i macha w moim kierunku.
To był jej pierwszy skok na oklep. Dzielna mała- pomyślałem- No, już znowu nie taka mała, w końcu ma już 12 lat.
Odłożyłem kubek z herbatą na ławkę i podszedłem do Lisy.
-I jak?- spytała kierując konia na wydeptaną przez kopyta ścieżkę, żeby go rozstępować.
-Wspaniale- zapewniłem ją- Czysto i bezbłędnie.
Dziewczynka rozpromieniła się.
-Jeju, tak się cieszę z tego obozu jeździeckiego, to jest fantastyczne!
-A jak Bazar? Spisuje się?- obrzuciłem wzrokiem konia, który odwzajemnił się spojrzeniem tylko jednym okiem, nie odwracając głowy.
-Jest wspaniały- Lisa poklepała ogiera po szyi- Tylko przy czyszczeniu nie podaje kopyt.
-Dziwisz mu się?- spytałem- Ma dopiero 4 lat, to właściwie jeszcze taki źrebak, no i często ma te swoje fochy.
-Och, tak bym chciała mieć swojego konia- rozmarzyła się, chyba już po raz setny tego dnia.
-Chodź, może lepiej sprawdzimy, jak radzi sobie Clari.
Lisa się zgodziła, zeskoczyła z grzbietu Bazara i zaprowadziła go na pastwisko.
W tym czasie ja skierowałem się już w stronę hali, na której instruktor uczył Clari jeździć.
-Hej!- powiedziałem, wchodząc do środka.
Między belami siana kłusowała piękna dziewczyna z rozwianymi, kasztanowymi lokami. Potrząsnąłem głową i uczucie zniknęło, już dawno powiedziałem sobie, że z nią koniec.
-Cześć, Marco!- krzyknęła uradowana Clari.
-Nieźle jej idzie- powiedział instruktor, podchodząc do mnie- Jeszcze będzie z niej zawodniczka.
-Taką mam nadzieję- odpowiedziałem szczerze.
Siwa klacz, na której jeździła Clari podeszła do nas i zatrzymała się.
-Schodź już- powiedział instruktor- Na dzisiaj wystarczy.
Dziewczyna zsunęła się na ziemię i zdjęła toczek.
-Zaprowadzić ją na pastwisko?- spytała.
-Tak, tylko najpierw ją rozsiodłaj, Marco ci pomoże- odpowiedział instruktor.
Przystałem na tą propozycję i razem z Clari wyszliśmy na zewnątrz.
<C.D.N.>
Wstrzymałem oddech, kiedy koń naprężył wszystkie mięśnie gotowe do skoku, odbił się tylnymi nogami i przeleciał przez poprzeczkę. Był to jednocześnie piękny, a także przerażający widok.
Odetchnąłem z ulgą widząc, że dziewczynka trzyma się dalej na grzbiecie siedząc wygodnie na kłębie konia i macha w moim kierunku.
To był jej pierwszy skok na oklep. Dzielna mała- pomyślałem- No, już znowu nie taka mała, w końcu ma już 12 lat.
Odłożyłem kubek z herbatą na ławkę i podszedłem do Lisy.
-I jak?- spytała kierując konia na wydeptaną przez kopyta ścieżkę, żeby go rozstępować.
-Wspaniale- zapewniłem ją- Czysto i bezbłędnie.
Dziewczynka rozpromieniła się.
-Jeju, tak się cieszę z tego obozu jeździeckiego, to jest fantastyczne!
-A jak Bazar? Spisuje się?- obrzuciłem wzrokiem konia, który odwzajemnił się spojrzeniem tylko jednym okiem, nie odwracając głowy.
-Jest wspaniały- Lisa poklepała ogiera po szyi- Tylko przy czyszczeniu nie podaje kopyt.
-Dziwisz mu się?- spytałem- Ma dopiero 4 lat, to właściwie jeszcze taki źrebak, no i często ma te swoje fochy.
-Och, tak bym chciała mieć swojego konia- rozmarzyła się, chyba już po raz setny tego dnia.
-Chodź, może lepiej sprawdzimy, jak radzi sobie Clari.
Lisa się zgodziła, zeskoczyła z grzbietu Bazara i zaprowadziła go na pastwisko.
W tym czasie ja skierowałem się już w stronę hali, na której instruktor uczył Clari jeździć.
-Hej!- powiedziałem, wchodząc do środka.
Między belami siana kłusowała piękna dziewczyna z rozwianymi, kasztanowymi lokami. Potrząsnąłem głową i uczucie zniknęło, już dawno powiedziałem sobie, że z nią koniec.
-Cześć, Marco!- krzyknęła uradowana Clari.
-Nieźle jej idzie- powiedział instruktor, podchodząc do mnie- Jeszcze będzie z niej zawodniczka.
-Taką mam nadzieję- odpowiedziałem szczerze.
Siwa klacz, na której jeździła Clari podeszła do nas i zatrzymała się.
-Schodź już- powiedział instruktor- Na dzisiaj wystarczy.
Dziewczyna zsunęła się na ziemię i zdjęła toczek.
-Zaprowadzić ją na pastwisko?- spytała.
-Tak, tylko najpierw ją rozsiodłaj, Marco ci pomoże- odpowiedział instruktor.
Przystałem na tą propozycję i razem z Clari wyszliśmy na zewnątrz.
<C.D.N.>
sobota, 12 lipca 2014
Od Johnny'ego
Po ciężkim tygodniu w Meksyku, ciągłych spotkaniach z krewnymi, odpowiadania na te same pytania w kółko ('Jak ci idzie w szkole?'- 'Super', 'Masz jakichś fajnych kolegów?'- 'Tak', itd.) nareszcie mogłem się spakować, wsiąść do pociągu z dwoma kumplami Darkiem i Quinn'em i pojechać na wymarzone wakacje do Francji.
Kiedy siedzieliśmy już w przedziale (na szczęście poza nami był pusty) zacząłem entuzjastycznie opowiadać kolegom o akademii jeździectwa.
-Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogę tu sobie z wami gadać- westchnąłem teatralnie- Wiecie, że poza mną jest tam tylko jeden chłopak?!
-Ło, ło, łoł, no to ile jest dziewczyn?- zapytał Quinn wyraźnie zafascynowany.
-Właśnie, Jo. Są jakieś ładne sztuki?- dodał Darek.
-No...
-Czekaj!- przerwał mi Darek- Znam tą minę! Opowiadaj, czekamy z niecierpliwością!
Quinn zawtórował mu energicznym kiwnięciem głowy.
-Okey, jest taka jedna... a właściwie dwie...
-Ładne?
-Ile mają lat?
-Która dla mnie?
-Jak się nazywają?
-Która bardziej ci się podoba?
Koledzy zaraz zasypali mnie gradem pytań, na które i tak miałem zaraz odpowiedzieć.
-Dobra, dobra, dobra- przerwałem im- Odpowiedź na pierwsze pytanie: tak i to bardzo. Na drugie: jedna 14, a druga 15. Trzecie: żadna, Darek- tu spojrzałem na kolegę, który tylko udał, ze się obraża i odwrócił się w stronę okna- Pytanie czwarte: to Anhyi oraz Emily. No i piąte: sam nie wiem i chyba w tym cały problem...
-No to zróbcie losowanie!- zaproponował Quinn.
-Nie, lepiej zagrajcie w butelkę i wybierz tę, która lepiej całuje- poprawił kolegę Darek.
-Butelkę? Może od razu zagrajcie w słoneczko!- prychnął sarkastycznie Quinn.
-Ty! To świetny pomysł!- ucieszył się Darek.
Nie mogłem już słuchać, na jakie tory schodzi ta rozmowa, więc im przerwałem:
-Nie zamierzam robić żadnego losowania i naprawdę nie wiem nawet, czy z którąkolwiek z nich będę się spotykać, więc może trochę ochłońcie, co?!- warknąłem, może trochę zbyt agresywnie zareagowałem, ale byłem zmęczony i nie miałem ochoty na tego typu rozmowy.
-Dobra, stary wyluzuj- powiedział Quinn.
-Taaa, trochę nas poniosło- mruknął Darek.
W tym momencie pociąg z piskiem zatrzymał się na stacji, a po chwili do naszego przedziału weszły trzy rozchichotane dziewczyny. Jedna z nich spytała:
-Czy możemy się dosiąść?
<C.D.N.>
Kiedy siedzieliśmy już w przedziale (na szczęście poza nami był pusty) zacząłem entuzjastycznie opowiadać kolegom o akademii jeździectwa.
-Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogę tu sobie z wami gadać- westchnąłem teatralnie- Wiecie, że poza mną jest tam tylko jeden chłopak?!
-Ło, ło, łoł, no to ile jest dziewczyn?- zapytał Quinn wyraźnie zafascynowany.
-Właśnie, Jo. Są jakieś ładne sztuki?- dodał Darek.
-No...
-Czekaj!- przerwał mi Darek- Znam tą minę! Opowiadaj, czekamy z niecierpliwością!
Quinn zawtórował mu energicznym kiwnięciem głowy.
-Okey, jest taka jedna... a właściwie dwie...
-Ładne?
-Ile mają lat?
-Która dla mnie?
-Jak się nazywają?
-Która bardziej ci się podoba?
Koledzy zaraz zasypali mnie gradem pytań, na które i tak miałem zaraz odpowiedzieć.
-Dobra, dobra, dobra- przerwałem im- Odpowiedź na pierwsze pytanie: tak i to bardzo. Na drugie: jedna 14, a druga 15. Trzecie: żadna, Darek- tu spojrzałem na kolegę, który tylko udał, ze się obraża i odwrócił się w stronę okna- Pytanie czwarte: to Anhyi oraz Emily. No i piąte: sam nie wiem i chyba w tym cały problem...
-No to zróbcie losowanie!- zaproponował Quinn.
-Nie, lepiej zagrajcie w butelkę i wybierz tę, która lepiej całuje- poprawił kolegę Darek.
-Butelkę? Może od razu zagrajcie w słoneczko!- prychnął sarkastycznie Quinn.
-Ty! To świetny pomysł!- ucieszył się Darek.
Nie mogłem już słuchać, na jakie tory schodzi ta rozmowa, więc im przerwałem:
-Nie zamierzam robić żadnego losowania i naprawdę nie wiem nawet, czy z którąkolwiek z nich będę się spotykać, więc może trochę ochłońcie, co?!- warknąłem, może trochę zbyt agresywnie zareagowałem, ale byłem zmęczony i nie miałem ochoty na tego typu rozmowy.
-Dobra, stary wyluzuj- powiedział Quinn.
-Taaa, trochę nas poniosło- mruknął Darek.
W tym momencie pociąg z piskiem zatrzymał się na stacji, a po chwili do naszego przedziału weszły trzy rozchichotane dziewczyny. Jedna z nich spytała:
-Czy możemy się dosiąść?
<C.D.N.>
środa, 9 lipca 2014
Od Anhyi C.D.N.
Kolejne dni wakacji mijały mi na nudnych przesiadywaniach w biblioteczce oraz spaniu. Całe moje życie ograniczyło się do książek i miękkiej poduszki. Brakowało mi jazdy konnej, a nawet przerzucania siana.
Pod koniec kolejnego nudnego dnia stało się coś niewyobrażalnego: zobaczyłam, jak moja mama otwiera szafę w przedpokoju i wyciąga z niej swój stary toczek.
Podbiegłam do niej i uściskałam piszcząc jak mała dziewczynka.
-Czyli jedziemy?!!- krzyczałam jej prosto do ucha.
-Pomyślałam, że przyda ci się trochę ruchu- powiedziała- Ale nie duś mnie, proszę!
Puściłam ją i pomogłam jej wyciągnąć wielkie, kartonowe pudło ze sprzętem do jazdy.
-Kiedy jedziemy? I gdzie?- pytałam cały czas podekscytowana.
-Myślałam, że może jutro gdzieś w góry.
-Jej! Mogę jechać na Sunny'm?
-Oczywiście, ja wezmę Tassę.
Poszłam do swojego pokoju w podskokach. Przez całą noc myślałam o jutrzejszej jeździe, nie mogłam zasnąć.
następnego dnia wstałam wraz z pierwszymi promieniami słońca i pobiegłam do stajni za domem.
-Sunny, Sunny!- wołałam do konia podbiegając do jego boksu.
Ogier spojrzał na mnie i zarżał na powitanie. Reszta koni poszła za jego przykładem.
-Tassa, ty też jedziesz- zwróciłam się do kasztanowatej klaczy dwa boksy dalej.
Chwyciłam uwiąz i wyprowadziłam oba konie.
Pobiegłam do siodlarni po szczotki i kopystki i wzięłam się za czyszczenie.
Jakieś pół godziny później przyszedł stajenny i spojrzał na mnie pytająco.
-Jedziemy w teren- wyjaśniłam.
Mężczyzna mruknął coś i poszedł wyprowadzić resztę koni na pastwisko. W sumie było ich sześć- niewiele, ale mi i mamie tyle w zupełności wystarczało.
Pobiegłam w podskokach do domu, żeby sprawić mamie urokliwą pobudkę.
-Jedziemy już?! Mam siodłać konie?!
-A nie zjemy najpierw śniadania?- zaśmiała się.
-A po co? Wpadniemy po drodze do jakiejś biedry, nie?
-No to w takim razie idź siodłać.
Znów skierowałam się w stronę siodlarni, tym razem musiałam powtarzać tą wędrówkę kilka razy, żeby przytaszczyć cały ekwipunek.
Kiedy Sunny i Tassa stały już w pełnym rynsztunku założyłam toczek.
Stałam tupiąc nogą przez dwie sekundy, a potem krzyknęłam w stronę domu:
-Idziesz?!!!! No ile można czekać?!!!!
-Idę, idę!- dobiegł mnie głos mamy.
Po chwili już siedziałyśmy w siodłach i kierowałyśmy wierzchowce w stronę bramy.
<C.D.N.>
Pod koniec kolejnego nudnego dnia stało się coś niewyobrażalnego: zobaczyłam, jak moja mama otwiera szafę w przedpokoju i wyciąga z niej swój stary toczek.
Podbiegłam do niej i uściskałam piszcząc jak mała dziewczynka.
-Czyli jedziemy?!!- krzyczałam jej prosto do ucha.
-Pomyślałam, że przyda ci się trochę ruchu- powiedziała- Ale nie duś mnie, proszę!
Puściłam ją i pomogłam jej wyciągnąć wielkie, kartonowe pudło ze sprzętem do jazdy.
-Kiedy jedziemy? I gdzie?- pytałam cały czas podekscytowana.
-Myślałam, że może jutro gdzieś w góry.
-Jej! Mogę jechać na Sunny'm?
-Oczywiście, ja wezmę Tassę.
Poszłam do swojego pokoju w podskokach. Przez całą noc myślałam o jutrzejszej jeździe, nie mogłam zasnąć.
następnego dnia wstałam wraz z pierwszymi promieniami słońca i pobiegłam do stajni za domem.
-Sunny, Sunny!- wołałam do konia podbiegając do jego boksu.
Ogier spojrzał na mnie i zarżał na powitanie. Reszta koni poszła za jego przykładem.
-Tassa, ty też jedziesz- zwróciłam się do kasztanowatej klaczy dwa boksy dalej.
Chwyciłam uwiąz i wyprowadziłam oba konie.
Pobiegłam do siodlarni po szczotki i kopystki i wzięłam się za czyszczenie.
Jakieś pół godziny później przyszedł stajenny i spojrzał na mnie pytająco.
-Jedziemy w teren- wyjaśniłam.
Mężczyzna mruknął coś i poszedł wyprowadzić resztę koni na pastwisko. W sumie było ich sześć- niewiele, ale mi i mamie tyle w zupełności wystarczało.
Pobiegłam w podskokach do domu, żeby sprawić mamie urokliwą pobudkę.
-Jedziemy już?! Mam siodłać konie?!
-A nie zjemy najpierw śniadania?- zaśmiała się.
-A po co? Wpadniemy po drodze do jakiejś biedry, nie?
-No to w takim razie idź siodłać.
Znów skierowałam się w stronę siodlarni, tym razem musiałam powtarzać tą wędrówkę kilka razy, żeby przytaszczyć cały ekwipunek.
Kiedy Sunny i Tassa stały już w pełnym rynsztunku założyłam toczek.
Stałam tupiąc nogą przez dwie sekundy, a potem krzyknęłam w stronę domu:
-Idziesz?!!!! No ile można czekać?!!!!
-Idę, idę!- dobiegł mnie głos mamy.
Po chwili już siedziałyśmy w siodłach i kierowałyśmy wierzchowce w stronę bramy.
<C.D.N.>
poniedziałek, 7 lipca 2014
Od Marka C.D.N.
Następnego dnia wstałem wcześniej niż zwykle. Natychmiast zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu. Pierwszą osobą, którą odwiedziłem był mój przyjaciel, Alex.
Ułamek sekundy po tym, jak zadzwoniłem drzwi się otworzyły i w progu stanął Alex.
-Hejka!- powiedział wpuszczając mnie do środka- Twoja siostra mówiła mi, ze wrociłeś.
-Heh, ta to nie umie nic w tajemnicy utrzymać- zaśmiałem się.
Kiedy wszedłem do salonu zdziwiłem się jeszcze bardziej, bo byli tam wszyscy moi znajomi.
-Strasznie nam tu było nudno bez ciebie- powiedziała Clari, moja koleżanka ze starej szkoły.
-No to co dzisiaj robimy?- spytał Alex.
-Niech Marco nam opowie o swojej akademii!- zaproponował ktoś.
-Racja, jak tam jest?- Clari zwróciła się do mnie.
Usiadłem na kanapie i zwróciłem się do przyjaciół:
-No więc jest tam całkiem fajnie. Lekcje jazdy odbywają się tam codziennie...
-A jakiego masz konia?- przerwał mi Alex.
-Cudownego. Nazywa się Pandurelus i jest nokotą. Ja mówię na niego Pan.
-Fajnie- zachwyciła się Clari- Też bym chciała jeździć konno- westchnęła.
-To czemu nie jeździsz?- spytałem.
-Bo rodzice uważają, że to strata czasu i pieniędzy.
-Nie przejmuj się- próbowałem ją pocieszyć- Może kiedyś jeszcze będziesz...
-Ha!- wykrzyknął nagle Alex- Są wakacje, może pojedziemy sobie na jakąś półkolonię, czy coś?
-To super pomysł, ale moi rodzice na pewno się nie zgodzą- powiedziała Clari.
-Jeszcze z nimi pogadamy- zaproponował Alex- Może być?
-To ja znajdę jakiś fajny ośrodek jeździecki- powiedziała moja siostra, wchodząc do środka.
-Lisa, co ty tu robisz?- spytałem.
-Och, zaprosiłem ją też- powiedział Alex- No bo w końcu to twoja siostra.
-No właśnie, a poza tym taka półkolonia mi się przyda, bo jak mam za rok też pójść do tej akademii, to...- przerwałem jej, zanim powie to, o czym nie chciałem słuchać:
-Nawet nie kończ. To głupi pomysł, żebyś w ogóle jeździła konno, to niebezpieczny sport.
-Mówisz jak mama, a ja chcę jeździć konno- odparowała Lisa, odwróciła się na pięcie i wyszła- Znajdę jakiś ośrodek- krzyknęła jeszcze.
<C.D.N.>
Ułamek sekundy po tym, jak zadzwoniłem drzwi się otworzyły i w progu stanął Alex.
-Hejka!- powiedział wpuszczając mnie do środka- Twoja siostra mówiła mi, ze wrociłeś.
-Heh, ta to nie umie nic w tajemnicy utrzymać- zaśmiałem się.
Kiedy wszedłem do salonu zdziwiłem się jeszcze bardziej, bo byli tam wszyscy moi znajomi.
-Strasznie nam tu było nudno bez ciebie- powiedziała Clari, moja koleżanka ze starej szkoły.
-No to co dzisiaj robimy?- spytał Alex.
-Niech Marco nam opowie o swojej akademii!- zaproponował ktoś.
-Racja, jak tam jest?- Clari zwróciła się do mnie.
Usiadłem na kanapie i zwróciłem się do przyjaciół:
-No więc jest tam całkiem fajnie. Lekcje jazdy odbywają się tam codziennie...
-A jakiego masz konia?- przerwał mi Alex.
-Cudownego. Nazywa się Pandurelus i jest nokotą. Ja mówię na niego Pan.
-Fajnie- zachwyciła się Clari- Też bym chciała jeździć konno- westchnęła.
-To czemu nie jeździsz?- spytałem.
-Bo rodzice uważają, że to strata czasu i pieniędzy.
-Nie przejmuj się- próbowałem ją pocieszyć- Może kiedyś jeszcze będziesz...
-Ha!- wykrzyknął nagle Alex- Są wakacje, może pojedziemy sobie na jakąś półkolonię, czy coś?
-To super pomysł, ale moi rodzice na pewno się nie zgodzą- powiedziała Clari.
-Jeszcze z nimi pogadamy- zaproponował Alex- Może być?
-To ja znajdę jakiś fajny ośrodek jeździecki- powiedziała moja siostra, wchodząc do środka.
-Lisa, co ty tu robisz?- spytałem.
-Och, zaprosiłem ją też- powiedział Alex- No bo w końcu to twoja siostra.
-No właśnie, a poza tym taka półkolonia mi się przyda, bo jak mam za rok też pójść do tej akademii, to...- przerwałem jej, zanim powie to, o czym nie chciałem słuchać:
-Nawet nie kończ. To głupi pomysł, żebyś w ogóle jeździła konno, to niebezpieczny sport.
-Mówisz jak mama, a ja chcę jeździć konno- odparowała Lisa, odwróciła się na pięcie i wyszła- Znajdę jakiś ośrodek- krzyknęła jeszcze.
<C.D.N.>
czwartek, 3 lipca 2014
Od Emily CD Johnny'ego
Pożegnała się z chłopakiem i weszłam do pokoju. Chwilę jeszcze "posiedziałam" na telefonie i poszłam spać.
"Rano"
Obudziło mnie pukanie do drzwi. W wejściu stanęła moja Mama.
-Cześć śpiochu.-Powiedziała z uśmiechem.-
-Hej.-Odparłam zaspana.
-Spakowana?
-Jak to spakowana? Jak miałam się spakować jak mnie nie powiadomiłaś?!-Rzuciłam kołdrę i wstałam.
-Tata do ciebie nie zadzwonił?
-Nie -.-
-To idź się szykuj a ja cię spakuje. Gdzie masz walizkę?
-Dobra. Tam.-Wskazałam na walizkę leżącą pod biurkiem. Po pół godzinie byłam gotowa do drogi mama wyszła do gabinetu pani dyrektor, aby powiedzieć, że jadę. Ja wzięłam walizkę oraz inne rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Przed bramą akademia czekali na mnie mój młodszy brat i tata.
-Idź po konia a ja zapakuje twoje rzeczy.
-Dobrze.
-Mogę iść z tobą Emily.-Zapytał się mały chłopiec.
-Tak. -Ruszyliśmy w stronę stajni widać było, że Skela nie mogła się doczekać powrotu do domu. Gdy koń był już w przyczepie każdy zajął swoje miejsce ruszyliśmy w drogę powrotną. Savana jak zwykle siedziała na moich kolanach i łapała muchy,..
… brat grał w swoje gierki, a mama spała. Wielka Bratania jest wyspą, więc musieliśmy przelecieć się samolotem. Dobrze, że mamy prywatny samolot, bo byśmy musieli płynąć statkiem, a ja nie lubię długo pływać statkiem a poza tym by nie wpuścili konia na pokład.
<C.D.N.>
"Rano"
Obudziło mnie pukanie do drzwi. W wejściu stanęła moja Mama.
-Cześć śpiochu.-Powiedziała z uśmiechem.-
-Hej.-Odparłam zaspana.
-Spakowana?
-Jak to spakowana? Jak miałam się spakować jak mnie nie powiadomiłaś?!-Rzuciłam kołdrę i wstałam.
-Tata do ciebie nie zadzwonił?
-Nie -.-
-To idź się szykuj a ja cię spakuje. Gdzie masz walizkę?
-Dobra. Tam.-Wskazałam na walizkę leżącą pod biurkiem. Po pół godzinie byłam gotowa do drogi mama wyszła do gabinetu pani dyrektor, aby powiedzieć, że jadę. Ja wzięłam walizkę oraz inne rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Przed bramą akademia czekali na mnie mój młodszy brat i tata.
-Idź po konia a ja zapakuje twoje rzeczy.
-Dobrze.
-Mogę iść z tobą Emily.-Zapytał się mały chłopiec.
-Tak. -Ruszyliśmy w stronę stajni widać było, że Skela nie mogła się doczekać powrotu do domu. Gdy koń był już w przyczepie każdy zajął swoje miejsce ruszyliśmy w drogę powrotną. Savana jak zwykle siedziała na moich kolanach i łapała muchy,..
… brat grał w swoje gierki, a mama spała. Wielka Bratania jest wyspą, więc musieliśmy przelecieć się samolotem. Dobrze, że mamy prywatny samolot, bo byśmy musieli płynąć statkiem, a ja nie lubię długo pływać statkiem a poza tym by nie wpuścili konia na pokład.
<C.D.N.>
Od Marka CD Клео
Byłem już spakowany. Gepardy skakały podekscytowane wokół mnie. Zapiąłem im smycze i poszedłem w stronę lotniska.
Samolot wuja już tam czekał, więc wsiadłem do niego i polecieliśmy do domu.
Patrzyłem za okno na mijane miasta, dopóki nie zastąpiły ich nudne wody oceanu.
Po kilku godzinach wylądowaliśmy. Wróciłem do domu, do Australii. Może nie byłem jakoś szczególnie zachwycony, ale fajnie było spotkać się ze znajomymi.
Kiedy wszedłem do domu zaraz obok plaży moja młodsza siostra od razu do mnie podbiegła krzycząc:
-Marco wrócił!.
I dopiero wtedy poczułem się jak w domu. Uściskałem ją i powiedziałem:
-Wiesz, co fajnego ci kupiłem?
Na te słowa dziewczynka zapiszczała z radości.
<C.D.N.>
Samolot wuja już tam czekał, więc wsiadłem do niego i polecieliśmy do domu.
Patrzyłem za okno na mijane miasta, dopóki nie zastąpiły ich nudne wody oceanu.
Po kilku godzinach wylądowaliśmy. Wróciłem do domu, do Australii. Może nie byłem jakoś szczególnie zachwycony, ale fajnie było spotkać się ze znajomymi.
Kiedy wszedłem do domu zaraz obok plaży moja młodsza siostra od razu do mnie podbiegła krzycząc:
-Marco wrócił!.
I dopiero wtedy poczułem się jak w domu. Uściskałem ją i powiedziałem:
-Wiesz, co fajnego ci kupiłem?
Na te słowa dziewczynka zapiszczała z radości.
<C.D.N.>
środa, 2 lipca 2014
Od Johnny'ego CD Emily
Razem z Emily umyliśmy Skelę, a potem zaprowadziliśmy ją na pastwisko.
Kiedy wracaliśmy, spytałem:
-Jedziesz gdzieś na wakacje?
-Jeszcze sama nie wiem- odpowiedziała wymijająco.
Wzruszyłem ramionami i odprowadziłem ją do jej pokoju.
-No to dobranoc- powiedziałem- Już się chyba nie spotkamy, bo rano wyjeżdżam.
-W takim razie do zobaczenia- pożegnała się.
<Emily?>
Kiedy wracaliśmy, spytałem:
-Jedziesz gdzieś na wakacje?
-Jeszcze sama nie wiem- odpowiedziała wymijająco.
Wzruszyłem ramionami i odprowadziłem ją do jej pokoju.
-No to dobranoc- powiedziałem- Już się chyba nie spotkamy, bo rano wyjeżdżam.
-W takim razie do zobaczenia- pożegnała się.
<Emily?>
Od Rei CD Anhyi
- Tak... - powiedziałam lekko się jąkając.
Po zjedzeniu Anhy`a gdzieś zniknęła. Poszłam wiec do swojego pokoju. Usiadłam na bujanym fotelu i zaczęłam coś rysować w programie graficznym. Szło mi całkiem nieźle. Wyjątkowo nieźle. Kiedy skończyłam przeciągnęłam się... oczywiście jak zwykle bolał mnie kark... przyzwyczaiłam się do tego. Rozmasowałam obolałe miejsce i poszłam na zewnątrz. Pierwsze co zobaczyłam to odjeżdżające auto. Pewnie ktoś wyjechał na wakacje... no cóż.
Stałam przy ogrodzeniu pastwiska wpatrując się w konie. Było mi trochę smutno. pewnie połowa ludzi wyjedzie, a ja zostanę... prawie sama?
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam do taty.
- Salut. Tato pojedziemy gdzieś na wakacje?
- Słońce... niestety nie. Ja cały czas pracuję, a wiesz jak mama.
- Oki... - powiedziałam ze smutkiem w głosie i rozłączyłam się.
Poszłam do kuchni. Nastawiłam sobie wodę na herbatę. Usiadłam przy stole patrząc się na czajnik. W pewnym momencie wszedł jakiś chłopak.
- O hej jestem Johnny.
- Bonjour, Rea.
- Coś się stało? Widzę, że jesteś smutna.
- Od prawie roku nie widziałam się z mamą. Chciałabym gdzieś z nią pojechać - powiedziałam z francuskim akcentem... w sumie jak zawsze.
- Ale... coś stoi na przeszkodzie tak?
- Mama pracuje we Francji w dużej korporacji. Od roku tam siedzi i załatwia sprawy. W ogóle nie może wyjeżdżać.
- A tata?
- Tata całymi dniami pracuje. -Powiedziałam po czym zaparzyłam sobie herbatę, pożegnałam się z chłopakiem i poszłam do swojego pokoju.
Po zjedzeniu Anhy`a gdzieś zniknęła. Poszłam wiec do swojego pokoju. Usiadłam na bujanym fotelu i zaczęłam coś rysować w programie graficznym. Szło mi całkiem nieźle. Wyjątkowo nieźle. Kiedy skończyłam przeciągnęłam się... oczywiście jak zwykle bolał mnie kark... przyzwyczaiłam się do tego. Rozmasowałam obolałe miejsce i poszłam na zewnątrz. Pierwsze co zobaczyłam to odjeżdżające auto. Pewnie ktoś wyjechał na wakacje... no cóż.
Stałam przy ogrodzeniu pastwiska wpatrując się w konie. Było mi trochę smutno. pewnie połowa ludzi wyjedzie, a ja zostanę... prawie sama?
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam do taty.
- Salut. Tato pojedziemy gdzieś na wakacje?
- Słońce... niestety nie. Ja cały czas pracuję, a wiesz jak mama.
- Oki... - powiedziałam ze smutkiem w głosie i rozłączyłam się.
Poszłam do kuchni. Nastawiłam sobie wodę na herbatę. Usiadłam przy stole patrząc się na czajnik. W pewnym momencie wszedł jakiś chłopak.
- O hej jestem Johnny.
- Bonjour, Rea.
- Coś się stało? Widzę, że jesteś smutna.
- Od prawie roku nie widziałam się z mamą. Chciałabym gdzieś z nią pojechać - powiedziałam z francuskim akcentem... w sumie jak zawsze.
- Ale... coś stoi na przeszkodzie tak?
- Mama pracuje we Francji w dużej korporacji. Od roku tam siedzi i załatwia sprawy. W ogóle nie może wyjeżdżać.
- A tata?
- Tata całymi dniami pracuje. -Powiedziałam po czym zaparzyłam sobie herbatę, pożegnałam się z chłopakiem i poszłam do swojego pokoju.
wtorek, 1 lipca 2014
Od Anhyi CD Johnny'ego
Biegłam korytarzem, taszcząc ze sobą dwie pomarańczowe walizki. Spieszyłam się, bo mama miała po mnie przyjechać lada moment, a potem musiałyśmy się pospieszyć, żeby zdążyć na lotnisko.
Po drodze omal nie staranowałam Johnny'ego.
-Jej! Przepraszam!- wykrzyknęłam, prawie się z nim zderzając.
-Nic się nie stało- powiedział rozbawiony- Spieszysz się gdzieś?
-Tak, tak, muszę lecieć. Rany! Już 14.00?! No to pa! Udanych wakacji!- krzyknęłam jeszcze i pobiegłam na parking przed akademią.
Mama już tam czekała, jak zwykle niecierpliwie stukając paznokciami w kierownicę.
Szybko wrzuciłam walizki do bagażnika, otworzyłam drzwiczki, pozwoliłam Ari'emu wskoczyć pierwszemu i na koniec sama wsiadłam i zapięłam pas.
Dalej już wszystko potoczyło się jak w zegarku: pojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu i polecieliśmy do Austrii.
<C.D.N.>
Po drodze omal nie staranowałam Johnny'ego.
-Jej! Przepraszam!- wykrzyknęłam, prawie się z nim zderzając.
-Nic się nie stało- powiedział rozbawiony- Spieszysz się gdzieś?
-Tak, tak, muszę lecieć. Rany! Już 14.00?! No to pa! Udanych wakacji!- krzyknęłam jeszcze i pobiegłam na parking przed akademią.
Mama już tam czekała, jak zwykle niecierpliwie stukając paznokciami w kierownicę.
Szybko wrzuciłam walizki do bagażnika, otworzyłam drzwiczki, pozwoliłam Ari'emu wskoczyć pierwszemu i na koniec sama wsiadłam i zapięłam pas.
Dalej już wszystko potoczyło się jak w zegarku: pojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu i polecieliśmy do Austrii.
<C.D.N.>
Subskrybuj:
Posty (Atom)