Biegłam korytarzem, taszcząc ze sobą dwie pomarańczowe walizki. Spieszyłam się, bo mama miała po mnie przyjechać lada moment, a potem musiałyśmy się pospieszyć, żeby zdążyć na lotnisko.
Po drodze omal nie staranowałam Johnny'ego.
-Jej! Przepraszam!- wykrzyknęłam, prawie się z nim zderzając.
-Nic się nie stało- powiedział rozbawiony- Spieszysz się gdzieś?
-Tak, tak, muszę lecieć. Rany! Już 14.00?! No to pa! Udanych wakacji!- krzyknęłam jeszcze i pobiegłam na parking przed akademią.
Mama już tam czekała, jak zwykle niecierpliwie stukając paznokciami w kierownicę.
Szybko wrzuciłam walizki do bagażnika, otworzyłam drzwiczki, pozwoliłam Ari'emu wskoczyć pierwszemu i na koniec sama wsiadłam i zapięłam pas.
Dalej już wszystko potoczyło się jak w zegarku: pojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu i polecieliśmy do Austrii.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz