Dwie pomarańczowe walizki stały na podłodze i wytrwale trzymały się pionu, kiedy Anhyi wrzucała do nich na chybił, trafił swoje rzeczy.
-Może ci pomóc?- spytałem.
-Nie, dzięki. Ty już się spakowałeś?- dziewczyna spojrzała na mnie znad stosu ubrań.
-Tak.
-Cieszysz się, że są wakacje?
-Jasne, tylko szkoda, że nie będę się z tobą widział- przyznałem.
-To tylko dwa miesiące- pocieszała mnie- Powiedz lepiej, co robisz na wakacje.
- Nic ciekawego: jadę do Meksyku, do rodziny, a potem chyba do Francji... a ty?
<Anhyi?>
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Od Emily CD Johnny'ego
-I jak się czujesz?- Spytał Johnny.
-Rano bolała mnie trochę głowa, ale teraz jest dobrze, a poza tym przy Arnaskeli zawsze czuję się lepiej.-Uśmiechnęłam się i przytuliłam konia.
-Aha, a czemu nie było cię na lekcjach?
-Ach... Savana gdzieś się zgubiła i pani Kuss mi pozwoliła opuścić lekcje i jej poszukać.
-Znalazła się?-Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Tak.- Mruknęłam i odjechałam od Johnny'ego. Pod koniec lekcji rozsiodłałam konia, a że była pora mycia Skeli podeszłam i przywiązałam ją do płotu poszłam po przybory do mycia koni i po coś jeszcze. Gdy już chciałam polać Skelę przyszedł Johnny.
-Hej. Mam coś dla ciebie.-Odparłam i podeszłam do prezentu, który był schowanym za koniem.
-Hej...
-No wiesz tam tą połamałeś i... Pomyślałam że ci się przyda.-Uśmiechnęłam się i podałam mu deskorolkę.
Dzięki.-Johnny uśmiechną się.
-Pomożesz mi umyć Skelę?
<Johnny?>
-Rano bolała mnie trochę głowa, ale teraz jest dobrze, a poza tym przy Arnaskeli zawsze czuję się lepiej.-Uśmiechnęłam się i przytuliłam konia.
-Aha, a czemu nie było cię na lekcjach?
-Ach... Savana gdzieś się zgubiła i pani Kuss mi pozwoliła opuścić lekcje i jej poszukać.
-Znalazła się?-Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Tak.- Mruknęłam i odjechałam od Johnny'ego. Pod koniec lekcji rozsiodłałam konia, a że była pora mycia Skeli podeszłam i przywiązałam ją do płotu poszłam po przybory do mycia koni i po coś jeszcze. Gdy już chciałam polać Skelę przyszedł Johnny.
-Hej. Mam coś dla ciebie.-Odparłam i podeszłam do prezentu, który był schowanym za koniem.
-Hej...
-No wiesz tam tą połamałeś i... Pomyślałam że ci się przyda.-Uśmiechnęłam się i podałam mu deskorolkę.
Dzięki.-Johnny uśmiechną się.
-Pomożesz mi umyć Skelę?
<Johnny?>
niedziela, 29 czerwca 2014
Zakończenie roku szkolnego!
Pomyślałam, że zrobimy sobie wakacje :) więc od 1 lipca możecie pisać, jak wróciliście do domu i jak znowu rodzice karzą wam sprzątać w pokoju, jedziecie na obóz letni, czy coś :)
Wakacje kończą się po 2 mies. czasu bloga, więc 20 realnego lipca- do tego czasu uczniowie wyjeżdżają z akademii! Jak macie jeszcze jakieś pomysły na ulepszenie naszego bloga oczywiście piszcie :)
Wakacje kończą się po 2 mies. czasu bloga, więc 20 realnego lipca- do tego czasu uczniowie wyjeżdżają z akademii! Jak macie jeszcze jakieś pomysły na ulepszenie naszego bloga oczywiście piszcie :)
Od Anhyi CD Johnny'ego
Wstrzymałam oddech, kiedy drzwi do kuchni się otworzyły. Na szczęście była to tylko Клео.
-Hej, przyszłam tylko po...- urwała spoglądając na nasze przemoczone ubrania.
-E... my już wychodzimy, jedz sobie śniadanie- uspokoiłam ją.
Skierowałam się do wyjścia, a Johnny za mną, zatrzymał się jeszcze przy Клео i zapytał:
-A tak z ciekawości, to co je ten twój wąż?
Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim zadowoleniem, zapewne wynikającym z tego, że cieszyła się zainteresowaniem dla swojego pupila.
-Głównie gryzonie...- spojrzałam na nią z przerażeniem, myślałam o Ari'm- Ale oczywiście takie już ze sklepu, nieżywe.
Odetchnęłam z ulgą i razem z Johnny'm wyszliśmy.
-No i widzisz?- powiedział, kiedy szliśmy korytarzem- Nie ma się czego obawiać.
Skierowaliśmy się w stronę pastwiska, w sumie odruchowo. Usiedliśmy na trawie i patrzyliśmy, jak mała kropka sprężystym krokiem spaceruje po łące, co jakiś czas wesoło podskakując.
Już po chwili- czego można się było spodziewać- Vaa i Riee podeszły do nas, a właściwie niemal przygalopowały.
-Hmmm może mała przejażdżka?- spytałam.
<Johnny?>
-Hej, przyszłam tylko po...- urwała spoglądając na nasze przemoczone ubrania.
-E... my już wychodzimy, jedz sobie śniadanie- uspokoiłam ją.
Skierowałam się do wyjścia, a Johnny za mną, zatrzymał się jeszcze przy Клео i zapytał:
-A tak z ciekawości, to co je ten twój wąż?
Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim zadowoleniem, zapewne wynikającym z tego, że cieszyła się zainteresowaniem dla swojego pupila.
-Głównie gryzonie...- spojrzałam na nią z przerażeniem, myślałam o Ari'm- Ale oczywiście takie już ze sklepu, nieżywe.
Odetchnęłam z ulgą i razem z Johnny'm wyszliśmy.
-No i widzisz?- powiedział, kiedy szliśmy korytarzem- Nie ma się czego obawiać.
Skierowaliśmy się w stronę pastwiska, w sumie odruchowo. Usiedliśmy na trawie i patrzyliśmy, jak mała kropka sprężystym krokiem spaceruje po łące, co jakiś czas wesoło podskakując.
Już po chwili- czego można się było spodziewać- Vaa i Riee podeszły do nas, a właściwie niemal przygalopowały.
-Hmmm może mała przejażdżka?- spytałam.
<Johnny?>
sobota, 28 czerwca 2014
Od Клео CD Marka
Byłam nowa, wszyscy od razu chyba zaczęli mnie uważać za jakąś nienormalną, bo mnie unikali.
Dowiedziałam się, że ma dzisiaj przyjechać jakiś nowy chłopak i pomyślałam, że to może być moja szansa na akceptację ze strony społeczeństwa.
Wieczorem poszłam do pokoju, w którym miał mieszkać nowy chłopak i zapukałam. Usłyszałam jakieś ciche mruknięcie, więc weszłam nieśmiało do środka.
-Hej...- powiedziałam niepewnie- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Nie, nie- zaprzeczył natychmiast i wstał z łóżka.
-Och, to dobrze- uśmiechnęłam się- Chciałam cię po prostu powitać w naszej akademii, to wszystko. Jestem Клео.
-Marco- chłopak podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Wiesz, są dzisiaj dodatkowe zajęcia z tańca, poszedłbyś na nie ze mną?- spytałam z nadzieją- Oczywiście rozumiem, masz prawo być zmęczony po podróży, ale fajnie by było.
<Marco?>
Dowiedziałam się, że ma dzisiaj przyjechać jakiś nowy chłopak i pomyślałam, że to może być moja szansa na akceptację ze strony społeczeństwa.
Wieczorem poszłam do pokoju, w którym miał mieszkać nowy chłopak i zapukałam. Usłyszałam jakieś ciche mruknięcie, więc weszłam nieśmiało do środka.
-Hej...- powiedziałam niepewnie- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Nie, nie- zaprzeczył natychmiast i wstał z łóżka.
-Och, to dobrze- uśmiechnęłam się- Chciałam cię po prostu powitać w naszej akademii, to wszystko. Jestem Клео.
-Marco- chłopak podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Wiesz, są dzisiaj dodatkowe zajęcia z tańca, poszedłbyś na nie ze mną?- spytałam z nadzieją- Oczywiście rozumiem, masz prawo być zmęczony po podróży, ale fajnie by było.
<Marco?>
Od Johnny'ego CD Anhyi
-Jak, chcesz, to możemy dzisiaj do niej iść i się spytać, czy Ari ma się czuć bezpieczny- powiedziałem wspaniałomyślnie.
-Och, to cudownie i przemiło z twojej strony- mruknęła.
-No nie!- poderwałem się z krzesła- Wstałaś lewą nogą? Czemu tak zamulasz, przecież wiesz, ze nie lubię, kiedy tak siedzisz bez życia. Uśmiechnij się, czy coś.
-Ok- posłała mi sztuczny, słaby grymas.
-Tak naprawdę.
-Tak naprawdę to musiałabym mieć z czego się śmiać... hmmm zamknij oczy.
Z jej oczu wyczytałem, że to nie będzie nic miłego, ale posłusznie zamknąłem oczy.
-A teraz czekaj- usłyszałem głos.
Czekałem chwilę i nagle oblał mnie strumień lodowatej wody.
-Zakręć to!- krzyknąłem.
Anhyi po paru chwilach zakręciła kran, a ja wtedy zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech. Byłem cały przemoczony. Ona też, ale nie aż tak.
-Ha, ha, bardzo śmieszne- mruknąłem.
-Nawet nie wiesz jak- ucieszyła się.
Ja także się uśmiechnąłem, ale w tej chwili do kuchni ktoś wszedł...
<Anhyi? Wtopa?>
-Och, to cudownie i przemiło z twojej strony- mruknęła.
-No nie!- poderwałem się z krzesła- Wstałaś lewą nogą? Czemu tak zamulasz, przecież wiesz, ze nie lubię, kiedy tak siedzisz bez życia. Uśmiechnij się, czy coś.
-Ok- posłała mi sztuczny, słaby grymas.
-Tak naprawdę.
-Tak naprawdę to musiałabym mieć z czego się śmiać... hmmm zamknij oczy.
Z jej oczu wyczytałem, że to nie będzie nic miłego, ale posłusznie zamknąłem oczy.
-A teraz czekaj- usłyszałem głos.
Czekałem chwilę i nagle oblał mnie strumień lodowatej wody.
-Zakręć to!- krzyknąłem.
Anhyi po paru chwilach zakręciła kran, a ja wtedy zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech. Byłem cały przemoczony. Ona też, ale nie aż tak.
-Ha, ha, bardzo śmieszne- mruknąłem.
-Nawet nie wiesz jak- ucieszyła się.
Ja także się uśmiechnąłem, ale w tej chwili do kuchni ktoś wszedł...
<Anhyi? Wtopa?>
Od Johnny'ego CD Emily
Kiedy patrzyłem w te jej ciemne, błyszczące oczy zawahałem się. Nie byłem pewny, czy jej o tym mówić, więc zaimprowizowałem coś na szybko:
-Emmm chciałem się spytać, czy nic ci nie jest... po... po tym wszystkim?- spojrzałem na nią nieśmiało, zastanawiając się, czy zauważyła, że nie o to najbardziej chciałem się jej spytać.
-Nic mi się nie stało- odparła, siląc się na uspokajający ton- Po prostu jestem teraz zmęczona, to wszystko.
-Aha, no to może nie będę ci już przeszkadzać, dobranoc- wstałem i skierowałem się do drzwi.
Emily miała taką minę, jakby chciała mnie zatrzymać, ale ostatecznie się powstrzymała. Wyszedłem cicho zamykając drzwi.
Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się. Na moje łóżko zaraz wskoczyła Ebony.
-Nie teraz, Ebony- mruknąłem do psa, który uparcie próbował ukraść mi buta.
Nie miałem siły, żeby ją powstrzymać i zasnąłem.
Obudziłem się i zobaczyłem przed sobą dwie plamy, jak zawsze jedna była niebieska, a druga brązowa. Po tym, jak wzrok mi się wyostrzył zobaczyłem także, że moje buty leżą pogryzione na podłodze.
-Super- mruknąłem i wstałem na śniadanie. Zaraz, zaraz, co dzisiaj jest? Wtorek. Jęknąłem- matma.
-Super- powtórzyłem.
Zjadłem szybko śniadanie i wyszedłem z kuchni. Okazało się, że Emily nie było dzisiaj w szkole. Pewnie jeszcze nie doszła do siebie po wczoraj.
Po lekcjach poszedłem do jej pokoju, ale jej już tam nie było.
O 15.00. zaczęły się jazdy, tym razem na hali. Kiedy wszedłem do budynku zobaczyłem, że Emily tam jest razem z Arnaskelą.
Podczas jazdy podjechałem do niej.
-I jak się czujesz?- spytałem.
<Emily?>
-Emmm chciałem się spytać, czy nic ci nie jest... po... po tym wszystkim?- spojrzałem na nią nieśmiało, zastanawiając się, czy zauważyła, że nie o to najbardziej chciałem się jej spytać.
-Nic mi się nie stało- odparła, siląc się na uspokajający ton- Po prostu jestem teraz zmęczona, to wszystko.
-Aha, no to może nie będę ci już przeszkadzać, dobranoc- wstałem i skierowałem się do drzwi.
Emily miała taką minę, jakby chciała mnie zatrzymać, ale ostatecznie się powstrzymała. Wyszedłem cicho zamykając drzwi.
Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się. Na moje łóżko zaraz wskoczyła Ebony.
-Nie teraz, Ebony- mruknąłem do psa, który uparcie próbował ukraść mi buta.
Nie miałem siły, żeby ją powstrzymać i zasnąłem.
Obudziłem się i zobaczyłem przed sobą dwie plamy, jak zawsze jedna była niebieska, a druga brązowa. Po tym, jak wzrok mi się wyostrzył zobaczyłem także, że moje buty leżą pogryzione na podłodze.
-Super- mruknąłem i wstałem na śniadanie. Zaraz, zaraz, co dzisiaj jest? Wtorek. Jęknąłem- matma.
-Super- powtórzyłem.
Zjadłem szybko śniadanie i wyszedłem z kuchni. Okazało się, że Emily nie było dzisiaj w szkole. Pewnie jeszcze nie doszła do siebie po wczoraj.
Po lekcjach poszedłem do jej pokoju, ale jej już tam nie było.
O 15.00. zaczęły się jazdy, tym razem na hali. Kiedy wszedłem do budynku zobaczyłem, że Emily tam jest razem z Arnaskelą.
Podczas jazdy podjechałem do niej.
-I jak się czujesz?- spytałem.
<Emily?>
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Ellie Sunbover
Wiek: 15 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Urodziła się w Wielkiej Brytanii, ale ma korzenie Hiszpańskie i Austriackie.
Charakter: Miła, towarzyska, przyjacielska i pomocna. Lubi wyzwania a szczególnie takie gdzie trzeba się naprawdę postarać, aby wygrać. Kocha adrenalinę. Jest optymistką. Zawsze do wszystkiego i po wszystko biega. Przy rysowaniu i śpiewaniu jest bardzo skupiona.
Hobby: Wszystkie Ekstremalne sporty i te mniej, jazda konna, malarstwo, fotografia i muzyka.
Ulubione przedmioty: j.angielski, taniec, zajęcia artystyczne, W-F, informatyka.
Wrogowie: Każdy, kto z nią wygrał, czyli nikt.
Chłopak: Podoba się...
Opieka: Niza
Pokój: 3
Medale: 0
Dobytek: Przybory malarskie, fortepian, lustrzanka, Tygrysek Sami
Pieniądze: 200zł
piątek, 27 czerwca 2014
Od Anhyi CD Rei
-Hej, co rysujesz?- spytałam podchodząc do dziewczyny leżącej na pastwisku nad stertą kartek.
-E... nic takiego- mruknęła opierając się łokciami na kartkach, ukrywając je.
-No co ty! Pokaż- nalegałam.
Dziewczyna westchnęła i odkryła piękny szkic konia.
-Jest śliczna!- zachwyciłam się.
-Taka tam- mruknęła- Nazywam się Rea.
-Oj, nie przedstawiłam się- Anhyi. Jest sobota, idziesz na dodatkową jazdę konną?- spytałam.
-Aha, czemu nie?
Osiodłałyśmy konie i poszłyśmy na padok. Była tam już instruktorka Karina, Johnny i Клео, także kilka kotów kręciło się niedaleko.
-O, dziewczyny jeździcie z nami?- ucieszyła się Karina i powiedziała nam, żebyśmy wskoczyły na konie.
Najpierw oczywiście musieliśmy je rozstępować, a potem przeszliśmy w kłus.
Zaraz przed galopem skierowałam Verdwaalde w stronę instruktorki.
-Czy mogę pojechać na oklep?- spytałam błagalnym tonem.
-Emm myślałam, ze poćwiczymy dziś skoki, ale jeśli czujesz się na siłach- odpowiedziała.Zastanowiłam się, lubiłam jeździć na klepa, ale skoki to inna sprawa. A co mi szkodzi? Raz się żyje!Zeskoczyłam z konia i zdjęłam siodło. Zaprowadziłam Vaa do podestu, weszłam na niego i wskoczyłam na grzbiet konia. Wolałam nie trzymać się grzywy, bo ten nowy, dziwny szampon sprawił, że posypało się z niej trochę więcej sierści, niż normalnie być powinno, więc jeździłam z ogłowiem.
W tym czasie, kiedy ja zajmowałam się zmianami w ekwipunku instruktorka ustawiała przeszkody- najpierw drągi i czterdziestka.
Poradziłam sobie z tym bez problemu, w końcu 40 cm to takie nic. Potem podciągnęłam do 60. Nie było łatwo, ale dałam radę.
Spojrzałam na Reę- dobrze jej szło, może trzymała trochę za luźno wodze, ale nie chciałam jej tego mówić, bo jeszcze uznałaby mnie za jakąś zuchwałą. Na szczęście instruktorka jej to powiedziała i poczułam się lepiej do czasu, kiedy miałam skakać na 90. Ufałam Vaa, ale nie byłam pewna czy sama się na niej utrzymam.
-E... nic takiego- mruknęła opierając się łokciami na kartkach, ukrywając je.
-No co ty! Pokaż- nalegałam.
Dziewczyna westchnęła i odkryła piękny szkic konia.
-Jest śliczna!- zachwyciłam się.
-Taka tam- mruknęła- Nazywam się Rea.
-Oj, nie przedstawiłam się- Anhyi. Jest sobota, idziesz na dodatkową jazdę konną?- spytałam.
-Aha, czemu nie?
Osiodłałyśmy konie i poszłyśmy na padok. Była tam już instruktorka Karina, Johnny i Клео, także kilka kotów kręciło się niedaleko.
-O, dziewczyny jeździcie z nami?- ucieszyła się Karina i powiedziała nam, żebyśmy wskoczyły na konie.
Najpierw oczywiście musieliśmy je rozstępować, a potem przeszliśmy w kłus.
Zaraz przed galopem skierowałam Verdwaalde w stronę instruktorki.
-Czy mogę pojechać na oklep?- spytałam błagalnym tonem.
-Emm myślałam, ze poćwiczymy dziś skoki, ale jeśli czujesz się na siłach- odpowiedziała.Zastanowiłam się, lubiłam jeździć na klepa, ale skoki to inna sprawa. A co mi szkodzi? Raz się żyje!Zeskoczyłam z konia i zdjęłam siodło. Zaprowadziłam Vaa do podestu, weszłam na niego i wskoczyłam na grzbiet konia. Wolałam nie trzymać się grzywy, bo ten nowy, dziwny szampon sprawił, że posypało się z niej trochę więcej sierści, niż normalnie być powinno, więc jeździłam z ogłowiem.
W tym czasie, kiedy ja zajmowałam się zmianami w ekwipunku instruktorka ustawiała przeszkody- najpierw drągi i czterdziestka.
Poradziłam sobie z tym bez problemu, w końcu 40 cm to takie nic. Potem podciągnęłam do 60. Nie było łatwo, ale dałam radę.
Spojrzałam na Reę- dobrze jej szło, może trzymała trochę za luźno wodze, ale nie chciałam jej tego mówić, bo jeszcze uznałaby mnie za jakąś zuchwałą. Na szczęście instruktorka jej to powiedziała i poczułam się lepiej do czasu, kiedy miałam skakać na 90. Ufałam Vaa, ale nie byłam pewna czy sama się na niej utrzymam.
Nie chciałam jednak rezygnować i już po chwili pędziłam pełnym galopem prosto na przeszkodę. Skoczyłam bez problemów, ale kiedy kopyta Vaa dotknęły ziemi wbrew mojej woli ześlizgnęłam się z jej grzbietu, przeleciałam nad jej głową i spadłam na trawę.
Instruktorka natychmiast podbiegła do konia i go złapała. Wstałam, przy okazji stwierdzając, że nic mi nie jest i z wdzięcznością wzięłam od niej Vaa.
-No dobrze- zaczęła Karina- Stępujemy już konie.
Spojrzałam na zegarek- 16.04.
Pomyślałam o objedzie. Byłam głodna i miałam ochotę na frytki.
Odprowadziłam więc Vaa na pastwisko i poszłam do kuchni.
Jedzenie. Jedzenie. Jedzenie. Były to moje jedyne myśli kiedy otwierałam po kolei szafki, szukając ziemniaków. Kiedy już frytki się smażyły do kuchni weszła Rea i powiedziała:
-Ooo robisz frytki! Jestem głodna. Znajdzie się coś dla mnie?
Spojrzałam na nią wzrokiem psychopatki.
-Moje mięso!!!- warknęłam gardłowym głosem- Nie oddam! Moje!!!
Dziewczyna odsunęła się parę kroków w stronę drzwi.
-Dobra... zrobię sobie swoje...- postanowiła jednak i zabrała się do przyrządzania tego jakże pysznego dania.
-Wow, nie uciekłaś- powiedziałam wyciągając frytki na talerz- Czyli, że nie jest ze mną aż tak źle.
<Rea?>
Od Rei
Byłam w aucie. Ciasno zapięta pasem. Tata ciągle dba o moje
bezpieczeństwo. Traktuje mnie jak małą dziewczynkę. Oparta głową o szybę
patrzyłam na lusterko, w którym odbijały się jego oczy. Co chwilę na
mnie zerkał uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła.
- Oui. Też mam taką nadzieję - spojrzałam w inną stronę.
Kiedy dojechaliśmy niepewnie wysiadłam z samochodu. Stałam patrząc się na tereny akademii. Pomogłam tacie wypakować część moich rzeczy.
- Kiedy przywiozą Luelle?
- Za niedługo - uśmiechnął się do mnie.
Przed wejściem przywitała nas pani dyrektor. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju i poszła do swojego gabinetu. Rozpakowałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku. Przed bramą zauważyłam auto z przyczepą, w której znajdowała się Luelle. Pobiegłam do niej. Przy aucie stała także jakaś kobieta.
- Witaj Reo, jestem Elizabeth instruktorka jazdy konnej.
- Bonjour - było mi głupio mówić jeszcze po francusku, ale to było silniejsze ode mnie.
- Hej Rea - powiedział ktoś z auta. To był mój wujek.
- Hej - przywitałam się.
Wyprowadziłam Luelle z przyczepy, a Elizabeth zaprowadziła ją na pastwisko.
- Nie wiesz kiedy mama przyjedzie?
- Niestety - wzruszył ramionami. Wsiadł do auta i odjechał.
Nie widziałam co robić. Postanowiłam coś naszkicować. Pobiegłam do mojego pokoju, wzięłam szkicownik, ołówki i te inne pierdoły. Kiedy miałam wszystko położyłam na trawie za płotem pastwiska. Wspięłam się na płot i przeskoczyłam po czym usiadłam na trawie.
Zaczęłam szkicować. Biegająca Luelle. Szybko się przyzwyczaiła jak na pierwsze dziesięć minut.
Szkicowałam w spokoju. Kiedy kończyłam usłyszałam czyjeś kroki, przy czym szybko zakryłam rysunek innymi kartkami.
<Ktoś? >
- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła.
- Oui. Też mam taką nadzieję - spojrzałam w inną stronę.
Kiedy dojechaliśmy niepewnie wysiadłam z samochodu. Stałam patrząc się na tereny akademii. Pomogłam tacie wypakować część moich rzeczy.
- Kiedy przywiozą Luelle?
- Za niedługo - uśmiechnął się do mnie.
Przed wejściem przywitała nas pani dyrektor. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju i poszła do swojego gabinetu. Rozpakowałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku. Przed bramą zauważyłam auto z przyczepą, w której znajdowała się Luelle. Pobiegłam do niej. Przy aucie stała także jakaś kobieta.
- Witaj Reo, jestem Elizabeth instruktorka jazdy konnej.
- Bonjour - było mi głupio mówić jeszcze po francusku, ale to było silniejsze ode mnie.
- Hej Rea - powiedział ktoś z auta. To był mój wujek.
- Hej - przywitałam się.
Wyprowadziłam Luelle z przyczepy, a Elizabeth zaprowadziła ją na pastwisko.
- Nie wiesz kiedy mama przyjedzie?
- Niestety - wzruszył ramionami. Wsiadł do auta i odjechał.
Nie widziałam co robić. Postanowiłam coś naszkicować. Pobiegłam do mojego pokoju, wzięłam szkicownik, ołówki i te inne pierdoły. Kiedy miałam wszystko położyłam na trawie za płotem pastwiska. Wspięłam się na płot i przeskoczyłam po czym usiadłam na trawie.
Zaczęłam szkicować. Biegająca Luelle. Szybko się przyzwyczaiła jak na pierwsze dziesięć minut.
Szkicowałam w spokoju. Kiedy kończyłam usłyszałam czyjeś kroki, przy czym szybko zakryłam rysunek innymi kartkami.
<Ktoś? >
Od Marka
Prywatny samolot mojego wujka przygotowywał się do lądowania. Do innego nie chcieli wpuścić gepardów, nawet jak mówiłem im, że to takie większe koty.
Po opadnięciu samolotu na lotnisko chwyciłem swoje bagaże i wysiadłem. Percy i Polly wyskoczyły za mną.
-No to dalej pójdziemy pieszo- powiedziałem do gepardów zapinając im smycze do obroży.
Pomachałem do wujka w samolocie i poszedłem w kierunku, gdzie jak miałem nadzieję znajduje się akademia. Percy i Polly skakali wokół mnie zaplątując smycze, podgryzając sobie uszy i przewracając siebie nawzajem.
Westchnąłem, nie mogłem się doczekać, kiedy te dwa małe wariaty dorosną i trochę spoważnieją.
Kiedy w końcu dotarłem pod bramę akademii czekała tam na mnie dyrektorka, Barbara Kuss. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju, powiedziała, kiedy mam się stawić na lekcje i poszła sobie.
Odpiąłem gepardom smycze i padłem n łóżko. Podróż mnie wykończyła. natychmiast zasnąłem.
Obudziło mnie stukanie do drzwi. Mruknąłem coś i do środka zajrzała nieśmiało jakaś dziewczyna.
<Jakaś dziewczyna?>
Po opadnięciu samolotu na lotnisko chwyciłem swoje bagaże i wysiadłem. Percy i Polly wyskoczyły za mną.
-No to dalej pójdziemy pieszo- powiedziałem do gepardów zapinając im smycze do obroży.
Pomachałem do wujka w samolocie i poszedłem w kierunku, gdzie jak miałem nadzieję znajduje się akademia. Percy i Polly skakali wokół mnie zaplątując smycze, podgryzając sobie uszy i przewracając siebie nawzajem.
Westchnąłem, nie mogłem się doczekać, kiedy te dwa małe wariaty dorosną i trochę spoważnieją.
Kiedy w końcu dotarłem pod bramę akademii czekała tam na mnie dyrektorka, Barbara Kuss. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju, powiedziała, kiedy mam się stawić na lekcje i poszła sobie.
Odpiąłem gepardom smycze i padłem n łóżko. Podróż mnie wykończyła. natychmiast zasnąłem.
Obudziło mnie stukanie do drzwi. Mruknąłem coś i do środka zajrzała nieśmiało jakaś dziewczyna.
<Jakaś dziewczyna?>
Nowy Uczeń!
Imię i nazwisko: MarcoAlisdair
Wiek: 16 lat
Płeć: ♂
Narodowość: Australia
Charakter: energiczny, żywiołowy, uwielbia niebezpieczeństwo i ryzyko, zawsze chce iść na 'pierwszy ogień', pomocny, przyjacielski, towarzyski, optymista.
Hobby: surfing, jazda na rolkach, koszykówka.
Ulubione przedmioty: informatyka.
Wrogowie: brak
Dziewczyna: brak
Opieka: Pandurelus
Pokój: 9
Medale: 0
Dobytek: deska surfingowa, rolki, piłka do kosza, gepardy: Percy i Polly (rodzeństwo)
Pieniądze: 200zł
Od Emily CD Johnny'ego
Mężczyzna mówił coś i odwrócił się w moim kierunku, zamachał pałką.
Krzyknęłam, a Johnny rzucił się na tego... Zamachną się deskorolką i
uderzył z całej siły. Idiota stracił przytomność, i ja też. Ocknęłam się
i zobaczyłam od razu Anhyi. Potem wstałam na nogi i ujrzałam cały
personel i policję. Wszyscy pytali, co się stało. Ja spojrzałam na
Arnaskelę, która w oczach miała słowa (nie mów im o tym będą kłopoty). W
końcu zaczęłam mówić.
-Bo ja, ja... Chciałam zro, zro, bić...Ża, ża, żart.-Jąkałam się, spoglądając cały czas na moją Skele.-
-Jak to żart?!-Zapytała zezłoszczona i zdziwiona dyrektorka, a ja nie wiedząc, co powiedzieć odparłam:
-No tak. Po prostu żart.-Wszyscy się na mnie spojrzeli jak bym była jakimś potworem.
-O, czym ty mówisz dziecko?- Mruknęła pani Kuss.
-Ja znam tego człowieka. On nazywa się Andrzej.-Rzuciłam pierwsze imię, które przyszło mi do głowy.-Tak Andrzej.-Każdy był zdziwiony. Johnny chyba się domyślił, że ściemniam i powiedział coś na ucho Mafii. Psy podeszły do mężczyzny wzięli go coś powiedzieli jeszcze do dyrektorki i ruszyli w swoją stronę.
-Anhyi pomożesz Emily zabrać się do akademii,...-Dziewczyna kiwnęła głową.-…wy do domu,...-Pani spojrzała na stajennych, instruktorki, kowala itd.-...uczniowie do pokoi.-Powiedziała zdenerwowana pani Kuss i każdy odszedł. Johnny zostawił konia i podniósł swoją połamaną deskorolkę potem ruszył do siebie, a Anhyi podała mi gitarę, którą przypięłam do konia. W końcu doszłyśmy do stajni, rozsiodłałyśmy konia i nakarmiłyśmy, po czym zostawiłyśmy go w boksie. Dziewczyna odprowadziła mnie do pokoju a ja jej podziękowałam.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.-Niby powiedziała to spokojnie, ale było widać, że jest zdenerwowana.
Po tych słowach weszłam do pokoju położyłam gitarę na łóżku. Instrument nie był w dobrym stanie, włożyłam go do futerału i poszłam się przyszykować do snu. Gdy już wyszłam z łazienki, ktoś zapukał do drzwi. Nałożyłam szlafrok i podeszłam do drzwi, otworzyłam je. W nich stał Johnny.
-Mogę wejść?
-Proszę wejdź.-Cicho odparłam i usiadłam na łóżku, a chłopak zrobił to samo.
-Mam do ciebie pytanie z tą całą sytuacją.- Zaczął.
-No, jakie?-Mruknęłam i ziewnęłam zasłaniając ręką buzie.
<Johnny? Co chcesz się zapytać? (Teraz ty coś wymyśl)>
-Bo ja, ja... Chciałam zro, zro, bić...Ża, ża, żart.-Jąkałam się, spoglądając cały czas na moją Skele.-
-Jak to żart?!-Zapytała zezłoszczona i zdziwiona dyrektorka, a ja nie wiedząc, co powiedzieć odparłam:
-No tak. Po prostu żart.-Wszyscy się na mnie spojrzeli jak bym była jakimś potworem.
-O, czym ty mówisz dziecko?- Mruknęła pani Kuss.
-Ja znam tego człowieka. On nazywa się Andrzej.-Rzuciłam pierwsze imię, które przyszło mi do głowy.-Tak Andrzej.-Każdy był zdziwiony. Johnny chyba się domyślił, że ściemniam i powiedział coś na ucho Mafii. Psy podeszły do mężczyzny wzięli go coś powiedzieli jeszcze do dyrektorki i ruszyli w swoją stronę.
-Anhyi pomożesz Emily zabrać się do akademii,...-Dziewczyna kiwnęła głową.-…wy do domu,...-Pani spojrzała na stajennych, instruktorki, kowala itd.-...uczniowie do pokoi.-Powiedziała zdenerwowana pani Kuss i każdy odszedł. Johnny zostawił konia i podniósł swoją połamaną deskorolkę potem ruszył do siebie, a Anhyi podała mi gitarę, którą przypięłam do konia. W końcu doszłyśmy do stajni, rozsiodłałyśmy konia i nakarmiłyśmy, po czym zostawiłyśmy go w boksie. Dziewczyna odprowadziła mnie do pokoju a ja jej podziękowałam.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.-Niby powiedziała to spokojnie, ale było widać, że jest zdenerwowana.
Po tych słowach weszłam do pokoju położyłam gitarę na łóżku. Instrument nie był w dobrym stanie, włożyłam go do futerału i poszłam się przyszykować do snu. Gdy już wyszłam z łazienki, ktoś zapukał do drzwi. Nałożyłam szlafrok i podeszłam do drzwi, otworzyłam je. W nich stał Johnny.
-Mogę wejść?
-Proszę wejdź.-Cicho odparłam i usiadłam na łóżku, a chłopak zrobił to samo.
-Mam do ciebie pytanie z tą całą sytuacją.- Zaczął.
-No, jakie?-Mruknęłam i ziewnęłam zasłaniając ręką buzie.
<Johnny? Co chcesz się zapytać? (Teraz ty coś wymyśl)>
Od Anhyi CD Johnny'ego
Obudziłam się razem z budzikiem o 06.00. Niestety niepotrzebnie, bo była sobota- wolne.
Mimo to nie mogłam już zasnąć, więc wstałam i poszłam do kuchni. tam zobaczyłam Reę jedzącą płatki z mlekiem.
-Hej- powiedziałam siadając obok niej.
-Cześć- mruknęła- co tak wcześnie?
-Budzik- odparłam wstając i otwierając lodówkę w poszukiwaniu czegoś jadalnego- A ty?
-Zawsze tak wcześnie wstaję- wyjaśniła.
Wyciągnęłam z lodówki ser i keczup i zaczęłam mocować się z upartym, przypalonym tosterem.
W tym momencie do kuchni wszedł Johnny. Na moje "Hej" odparł tylko:
-Kawy- i powędrował w stronę ekspresu.
Kiedy już siedzieliśmy przy stole- ja z tostami, Johnny z parującym kubkiem- Rea domyła swoją miskę i wyszła.
-Ona jest chyba jakaś dziwna- mruknęłam do Johnny'ego.
-Co masz na myśli?- spytał.
-Zawsze wstaje tak wcześnie- powiedziałam przejęta konspiracyjnym szeptem.
-No co ty!- odparł z niedowierzaniem i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kojarzysz tą nową?- spytałam po chwili.
-Aha, ma jakieś dziwne imię... Kleo...?
-Клео, jest z Ukrainy- poprawiłam go.
-Emily mówiła, że ma węża- dodał.
-Emily?!
-Nie! Emily mówiła, że Клео ma węża, boa.
-Wow- mruknęłam- Czy mój Ari ma czuć się zagrożony?
-Jak wytrzymał z Ebony, to powinien dać sobie radę z wężem- zażartował.
-To nie jest śmieszne- warknęłam- A jak to coś udusi go i zje na kolację?
-To może cię poczęstuje kawałkiem. Och, daj spokój, to na pewno oswojony wąż.
-Skoro tak mówisz...
<Johnny? Jesteś pewny?>
Mimo to nie mogłam już zasnąć, więc wstałam i poszłam do kuchni. tam zobaczyłam Reę jedzącą płatki z mlekiem.
-Hej- powiedziałam siadając obok niej.
-Cześć- mruknęła- co tak wcześnie?
-Budzik- odparłam wstając i otwierając lodówkę w poszukiwaniu czegoś jadalnego- A ty?
-Zawsze tak wcześnie wstaję- wyjaśniła.
Wyciągnęłam z lodówki ser i keczup i zaczęłam mocować się z upartym, przypalonym tosterem.
W tym momencie do kuchni wszedł Johnny. Na moje "Hej" odparł tylko:
-Kawy- i powędrował w stronę ekspresu.
Kiedy już siedzieliśmy przy stole- ja z tostami, Johnny z parującym kubkiem- Rea domyła swoją miskę i wyszła.
-Ona jest chyba jakaś dziwna- mruknęłam do Johnny'ego.
-Co masz na myśli?- spytał.
-Zawsze wstaje tak wcześnie- powiedziałam przejęta konspiracyjnym szeptem.
-No co ty!- odparł z niedowierzaniem i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kojarzysz tą nową?- spytałam po chwili.
-Aha, ma jakieś dziwne imię... Kleo...?
-Клео, jest z Ukrainy- poprawiłam go.
-Emily mówiła, że ma węża- dodał.
-Emily?!
-Nie! Emily mówiła, że Клео ma węża, boa.
-Wow- mruknęłam- Czy mój Ari ma czuć się zagrożony?
-Jak wytrzymał z Ebony, to powinien dać sobie radę z wężem- zażartował.
-To nie jest śmieszne- warknęłam- A jak to coś udusi go i zje na kolację?
-To może cię poczęstuje kawałkiem. Och, daj spokój, to na pewno oswojony wąż.
-Skoro tak mówisz...
<Johnny? Jesteś pewny?>
czwartek, 26 czerwca 2014
Od Johnny'ego CD Anhyi
-Nie lubię jeździć na oklep- skarżyłem się, kiedy następnego dnia instruktorki oznajmiły, że będziemy jeździć na samych kantarach.
-Nie marudź- skarciła mnie Anhyi wskakując na Vaa.
Dosiadłem Rieede'a bez problemów i podjechałem do niej.
-Mam ci przypomnieć, jak to ty nigdy nie marudzisz?- żachnąłem się.
-Nie dziękuję- prychnęła i odjechała kłusem, wyciszając kroki.
Nadal byłem pod wrażeniem, jakim cudem ona jeździ tak cicho.
-A ty co potrafisz?- spytałem Rieede'a, ten tylko potrząsnął grzywą i parsknął, jakby chciał powiedzieć, że wkrótce sam się o tym dowiem.
Po zakończonej koszmarnej lekcji zeskoczyłem ciężko z konia i zaprowadziłem go na pastwisko.
Był piątek, więc razem z Anhyi udałem się na dodatkowe zajęcia z muzyki.
Tego dnia graliśmy razem piosenkę Really Don't Care, a Anhyi śpiewała. Bawiliśmy się świetnie, choć nie mieliśmy pełnego podkładu muzycznego i wyszło to strasznie. Do tego Anhyi nie znała całego tekstu i przerywała czasami mówiąc tylko: "coś tamtamtam, tralalam, nie pamiętam..." w rytmie muzyki.
Wieczorem zjedliśmy razem kolację i poszliśmy spać, choć podejrzewam, że Anhyi jeszcze później wybrała się do sali komputerowej i wydrukowała sobie tekst tej piosenki.
<Anhyi?>
-Nie marudź- skarciła mnie Anhyi wskakując na Vaa.
Dosiadłem Rieede'a bez problemów i podjechałem do niej.
-Mam ci przypomnieć, jak to ty nigdy nie marudzisz?- żachnąłem się.
-Nie dziękuję- prychnęła i odjechała kłusem, wyciszając kroki.
Nadal byłem pod wrażeniem, jakim cudem ona jeździ tak cicho.
-A ty co potrafisz?- spytałem Rieede'a, ten tylko potrząsnął grzywą i parsknął, jakby chciał powiedzieć, że wkrótce sam się o tym dowiem.
Po zakończonej koszmarnej lekcji zeskoczyłem ciężko z konia i zaprowadziłem go na pastwisko.
Był piątek, więc razem z Anhyi udałem się na dodatkowe zajęcia z muzyki.
Tego dnia graliśmy razem piosenkę Really Don't Care, a Anhyi śpiewała. Bawiliśmy się świetnie, choć nie mieliśmy pełnego podkładu muzycznego i wyszło to strasznie. Do tego Anhyi nie znała całego tekstu i przerywała czasami mówiąc tylko: "coś tamtamtam, tralalam, nie pamiętam..." w rytmie muzyki.
Wieczorem zjedliśmy razem kolację i poszliśmy spać, choć podejrzewam, że Anhyi jeszcze później wybrała się do sali komputerowej i wydrukowała sobie tekst tej piosenki.
<Anhyi?>
Od Клео
Ciemnozielony morgan zatrzymał się z cichym, przyjemnym powarkiwaniem przed bramą akademii.
Wysiadłam z pojazdu, bardzo ostrożnie zamykając drzwiczki. Było to zabytkowe auto z nowoczesnym wyposażeniem. Otworzyłam bagażnik, wyciągnęłam z niego kilka skromnych (jak na mnie) walizek i wiklinowy kosz z терорист'em. posłałam całusa do mamy za kierownicą i poszłam w kierunku bramy.
Przed akademią czekała na mnie jakaś kobieta, która przedstawiła się jako Elizabeth Rinne, instruktorka i zaprowadziła mnie do mojego pokoju zerkając niepewnie w stronę wiklinowego kosza.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce powiedziała mi tylko kiedy mam się stawić na pierwszą lekcję- dopiero jutro rano- i wyszła, zostawiając mnie samą.
Westchnęłam, odłożyłam wszystkie walizki pod łóżko i otworzyłam wiklinowy kosz.
Boa wypełznął z niego powoli i zaczął wić się po całym pomieszczeniu, smakując nowe zapachy. Ustawiłam kosz obok łóżka i wyszłam, żeby rozejrzeć się po okolicy. Spacerując po budynku natrafiłam na kogoś.
<Ktoś?>
Wysiadłam z pojazdu, bardzo ostrożnie zamykając drzwiczki. Było to zabytkowe auto z nowoczesnym wyposażeniem. Otworzyłam bagażnik, wyciągnęłam z niego kilka skromnych (jak na mnie) walizek i wiklinowy kosz z терорист'em. posłałam całusa do mamy za kierownicą i poszłam w kierunku bramy.
Przed akademią czekała na mnie jakaś kobieta, która przedstawiła się jako Elizabeth Rinne, instruktorka i zaprowadziła mnie do mojego pokoju zerkając niepewnie w stronę wiklinowego kosza.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce powiedziała mi tylko kiedy mam się stawić na pierwszą lekcję- dopiero jutro rano- i wyszła, zostawiając mnie samą.
Westchnęłam, odłożyłam wszystkie walizki pod łóżko i otworzyłam wiklinowy kosz.
Boa wypełznął z niego powoli i zaczął wić się po całym pomieszczeniu, smakując nowe zapachy. Ustawiłam kosz obok łóżka i wyszłam, żeby rozejrzeć się po okolicy. Spacerując po budynku natrafiłam na kogoś.
<Ktoś?>
środa, 25 czerwca 2014
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Клео м'яч ( Czyt. Kleo M'yach )
Wiek: 15 lat i 6 miesięcy
Płeć: ♀
Narodowość: Ukraina
Charakter: lubi zaszaleć na imprezach, ale często woli też się wyciszyć i porozmawiać z kimś bliskim, bywa chamska i pyskata, ale wychodzi z niej to niecelowo, często wpada w tarapaty.
Hobby: taniec, pływanie
Ulubione przedmioty: historia, matematyka
Wrogowie: na razie brak
Chłopak/dziewczyna: głupie pytanie (brak)
Opieka: Śnieżka
Pokój: 15
Medale: 0
Dobytek: shisha, kilka rodzinnych drobiazgów (jedwabnych poduszek, lusterek, książek, itd.), czarne bryczesy, Boa терорист (czyt. Teroryst)
Pieniądze: 200 zł
Od Johnny'ego CD Emily
Było już późno, ale mimo to postanowiłem się przespacerować. Wziąłem deskorolkę i poszedłem w kierunku plaży. Zaraz przy brzegu była cudowna, asfaltowa ścieżka rowerowa. Jeździłem przez chwilę, aż usłyszałem za sobą głos Emily:
-Kto tam jest?- pytała, nie odwracając się.
Najpierw myślałem, ze chodzi o mnie, ale potem zauważyłem, ze obok dziewczyny, w krzakach siedzi jakiś gościu. natychmiast zeskoczyłem z deski, podszedłem do niego i warknąłem:
-Ej, ty!
Mężczyzna najpierw się przestraszył, ale potem chyba stwierdził, ze to tylko jakiś dzieciak.
-Czego chcesz, młody?!- prychnął podnosząc się z miejsca. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w ręce jakąś metalową pałkę, a może łom? W ciemnościach było słabo widać.
W każdym razie Emily się odwróciła i pisnęła:
-Psychopata!- i skuliła się, odrzucając gitarę.
-Nie wiem, czy wiesz- zacząłem trochę pewniejszym głosem, niż czułem się w rzeczywistości- ale to jest prywatny teren akademii jeździeckiej, więc lepiej by było, gdybyś w tej chwili sobie poszedł.
Mężczyzna spojrzał na mnie uważnie, a potem warknął:
-A nie pójdę! Będę sobie robił, co mi się będzie podobać, zaczynając od tego...- mówiąc to odwrócił się na pięcie w kierunku Emily i zamachał pałką.
Dziewczyna krzyknęła, a ja niewiele myśląc rzuciłem się na tego debila. Za jedyną broń miałem deskorolkę, więc zamachnąłem się nią i uderzyłem z całej siły.
Wtedy właśnie stały się cztery, bardzo ważne rzeczy:
1. Złamałem deskorolkę.
2. Ten debil stracił przytomność od uderzenia.
3. Emily zemdlała.
4. Przyszła Anhyi, pytając:
-Co tu się kurna dzieje?!!!
Chciałem odpowiedzieć, ale ona już podbiegała do Emily.
Nie wiedząc, co dokładnie robić postanowiłem, że zacznę od uspokojenia Arnasklei, która już od dobrych 15 min. zarzucała łbem, próbując uwolnić się od trzymającego go uparcie drzewa.
Po chwili na miejsce zdarzenia przybiegli także: Stajenni, instruktorki, kowal, inni uczniowie, a nawet sama dyrektorka i Mafia.
Wszyscy zaczęli jednocześnie pytać się, co się stało.
W tym momencie Emily się ocknęła i powiedziała, coś czego nikt się nie spodziewał usłyszeć i nawet Mafia wyglądała na zdziwioną (jeżeli można tak powiedzieć o psie):
-...
<Emily? Co wymyśliłaś?>
-Kto tam jest?- pytała, nie odwracając się.
Najpierw myślałem, ze chodzi o mnie, ale potem zauważyłem, ze obok dziewczyny, w krzakach siedzi jakiś gościu. natychmiast zeskoczyłem z deski, podszedłem do niego i warknąłem:
-Ej, ty!
Mężczyzna najpierw się przestraszył, ale potem chyba stwierdził, ze to tylko jakiś dzieciak.
-Czego chcesz, młody?!- prychnął podnosząc się z miejsca. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w ręce jakąś metalową pałkę, a może łom? W ciemnościach było słabo widać.
W każdym razie Emily się odwróciła i pisnęła:
-Psychopata!- i skuliła się, odrzucając gitarę.
-Nie wiem, czy wiesz- zacząłem trochę pewniejszym głosem, niż czułem się w rzeczywistości- ale to jest prywatny teren akademii jeździeckiej, więc lepiej by było, gdybyś w tej chwili sobie poszedł.
Mężczyzna spojrzał na mnie uważnie, a potem warknął:
-A nie pójdę! Będę sobie robił, co mi się będzie podobać, zaczynając od tego...- mówiąc to odwrócił się na pięcie w kierunku Emily i zamachał pałką.
Dziewczyna krzyknęła, a ja niewiele myśląc rzuciłem się na tego debila. Za jedyną broń miałem deskorolkę, więc zamachnąłem się nią i uderzyłem z całej siły.
Wtedy właśnie stały się cztery, bardzo ważne rzeczy:
1. Złamałem deskorolkę.
2. Ten debil stracił przytomność od uderzenia.
3. Emily zemdlała.
4. Przyszła Anhyi, pytając:
-Co tu się kurna dzieje?!!!
Chciałem odpowiedzieć, ale ona już podbiegała do Emily.
Nie wiedząc, co dokładnie robić postanowiłem, że zacznę od uspokojenia Arnasklei, która już od dobrych 15 min. zarzucała łbem, próbując uwolnić się od trzymającego go uparcie drzewa.
Po chwili na miejsce zdarzenia przybiegli także: Stajenni, instruktorki, kowal, inni uczniowie, a nawet sama dyrektorka i Mafia.
Wszyscy zaczęli jednocześnie pytać się, co się stało.
W tym momencie Emily się ocknęła i powiedziała, coś czego nikt się nie spodziewał usłyszeć i nawet Mafia wyglądała na zdziwioną (jeżeli można tak powiedzieć o psie):
-...
<Emily? Co wymyśliłaś?>
Od Emily CD Johnny'ego
Po rozgrzewce zaczął się wyścig między Riee, a Vaa. Gdy konie były
ustawione na linii startu Johnny odwrócił się do mnie i zaproponował
wyścig "Może chcesz wyścig ze zwycięzcą tego?" Ale nie poczekał na moją
odpowiedź i ruszył. Biegli w łeb w łeb i tak zostało aż do mety, był
remis. Johnny podszedł do mnie i zapytał:
-To, co z tym wyścigiem?
-Nie jesteś zwycięzcą a ja dostałam propozycje od przyszłego zwycięzcy. -Spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się i zaśmiałam się. -A poza tym Skela ma coś z nogą i nie chce żeby coś jej się stało. -Skela usłyszała moją wypowiedź i po szturchnęła mnie łbem. Spojrzałam na nią, a ona na mnie prychnęła tak jakby mówiła (Nic mi nie jest. Chce się ścigać!). A ja odparłam:
-Nie Skela. - Skela tupnęła nogą, a ją znów odpowiedziała znacząco "Nie" a ona znów tupnęła.
-Po prostu boisz się, że przegrasz.- Wtrącił się Johnny.
-No dobra. -Mruknęłam i wsiadła na konia. Ustawiliśmy się.
-Nigdy ze mną nie wygłasza. -Powiedział dumnie.
-Pff...
3, 2, 1. Start! I się zaczęło od razu wyprzedziłam Johnny'ego o długość. I coraz szybciej i szybciej... W końcu na ostatniej prostej przyśpieszyłam przebiegłam przez metę wyprzedzając Johnny'ego o 2 długości. Obróciłam konia, a koło mnie zatrzymał się Johnny. Podeszłam do niego.
-I, co przegrałeś z dziewczyną. -Zaśmiałam się.
-Po prostu miałaś fart. -Powiedział lekko wkurzony.
-Nie po prostu jestem lepsza.- Uśmiechnęłam się złowieszczo i ruszyłam stępem stronę innych.
-Fart. - Odpowiedział i ruszył za mną.
-Niech ci będzie „Fart”, jeśli ci tak zależy.- Przewróciłam oczami na wszystkie strony. Potem jeszcze były lekcje skoków. Przez resztę zajęć nie odzywaliśmy się do siebie. Była 18:00 każdy zaprowadził konia do stajni. Ja swojego puściłam na padok. Poszłam zjeść kolację i odpocząć. Zobaczyłam, która godzin (19:37). Wstała wzięłam gitarę, telefon i wyszłam. Weszłam na padok, na którym znajdowała się Arnaskela, zawołała ją i osiodłałam oraz przypięłam do siodła gitarę. Spojrzałam w telefon, była 20:01. Wsiadłam na konia i ruszyłam w stronę lasu. Najpierw stępował 10 minut, a potem kłus i galop. Po jakimś czasie zwolniła do stępa i skręciła w prawo po chwili doszłam do miejsca z widokiem na morze.
Zeszłym z konia i przywiązałam go do drzewa. Wzięłam gitarę spojrzałam w telefon 21:04. Usiadła na trawie i patrzyłam na zachód. Słońce zaszło a ja zaczęłam cicho grać na gitarze i śpiewać.
Nagle przerwałam, bo ktoś wyszedł zza krzaków. Tak myślałam, że ktoś mnie śledził. Było już ciemno, więc się nie odwróciłam, ale odparła nie pewnie.
-Kto tam jest?
<Johnny? | Ktoś inny? Czy to ty mnie śledziłeś? Czy ktoś inny?>
-To, co z tym wyścigiem?
-Nie jesteś zwycięzcą a ja dostałam propozycje od przyszłego zwycięzcy. -Spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się i zaśmiałam się. -A poza tym Skela ma coś z nogą i nie chce żeby coś jej się stało. -Skela usłyszała moją wypowiedź i po szturchnęła mnie łbem. Spojrzałam na nią, a ona na mnie prychnęła tak jakby mówiła (Nic mi nie jest. Chce się ścigać!). A ja odparłam:
-Nie Skela. - Skela tupnęła nogą, a ją znów odpowiedziała znacząco "Nie" a ona znów tupnęła.
-Po prostu boisz się, że przegrasz.- Wtrącił się Johnny.
-No dobra. -Mruknęłam i wsiadła na konia. Ustawiliśmy się.
-Nigdy ze mną nie wygłasza. -Powiedział dumnie.
-Pff...
3, 2, 1. Start! I się zaczęło od razu wyprzedziłam Johnny'ego o długość. I coraz szybciej i szybciej... W końcu na ostatniej prostej przyśpieszyłam przebiegłam przez metę wyprzedzając Johnny'ego o 2 długości. Obróciłam konia, a koło mnie zatrzymał się Johnny. Podeszłam do niego.
-I, co przegrałeś z dziewczyną. -Zaśmiałam się.
-Po prostu miałaś fart. -Powiedział lekko wkurzony.
-Nie po prostu jestem lepsza.- Uśmiechnęłam się złowieszczo i ruszyłam stępem stronę innych.
-Fart. - Odpowiedział i ruszył za mną.
-Niech ci będzie „Fart”, jeśli ci tak zależy.- Przewróciłam oczami na wszystkie strony. Potem jeszcze były lekcje skoków. Przez resztę zajęć nie odzywaliśmy się do siebie. Była 18:00 każdy zaprowadził konia do stajni. Ja swojego puściłam na padok. Poszłam zjeść kolację i odpocząć. Zobaczyłam, która godzin (19:37). Wstała wzięłam gitarę, telefon i wyszłam. Weszłam na padok, na którym znajdowała się Arnaskela, zawołała ją i osiodłałam oraz przypięłam do siodła gitarę. Spojrzałam w telefon, była 20:01. Wsiadłam na konia i ruszyłam w stronę lasu. Najpierw stępował 10 minut, a potem kłus i galop. Po jakimś czasie zwolniła do stępa i skręciła w prawo po chwili doszłam do miejsca z widokiem na morze.
Zeszłym z konia i przywiązałam go do drzewa. Wzięłam gitarę spojrzałam w telefon 21:04. Usiadła na trawie i patrzyłam na zachód. Słońce zaszło a ja zaczęłam cicho grać na gitarze i śpiewać.
Nagle przerwałam, bo ktoś wyszedł zza krzaków. Tak myślałam, że ktoś mnie śledził. Było już ciemno, więc się nie odwróciłam, ale odparła nie pewnie.
-Kto tam jest?
<Johnny? | Ktoś inny? Czy to ty mnie śledziłeś? Czy ktoś inny?>
niedziela, 22 czerwca 2014
Od Anhyi Cd Johnny'ego
Przyniosłam sobie kolację do pokoju. Nigdy nie lubiłam jeść w jadalni, to takie dziwne. Na talerzu skwierczały gorące jeszcze grzanki z miodem, a malinowa herbata parzyła się w kubku.
Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść, w międzyczasie odblokowałam telefon, żeby zobaczyć jakież to magiczne cztery cyfry pojawią się na ekranie. Tym razem było to 19.37, nie to co za ostatnim razem: 19.36.
Westchnęłam, umówiłam się z Johnny'm o 20.00 na plaży koło pomostu z gitarami.
Skończywszy posiłek znów spojrzałam na telefon: 19.44.
Podeszłam do okna i sprawdziłam temperaturę na zewnątrz. Było chyba dość ciepło, ale i tak wolałam wziąć bluzę, niż potem marznąć.
Chwyciłam futerał z gitarą, zawołałam Ari'ego, odblokowałam telefon: 19.53.
Wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Poszłam w kierunku plaży.
Kiedy byłam na miejscu znów spojrzałam na wyświetlacz w telefonie: 19.58., Vaa z tapety spoglądała na mnie wzrokiem mówiącym: "Zdrajczyni, powinnaś siedzieć teraz ze mną w boksie i czytać mi książkę", a może tylko mi się wydawało?
W każdym razie o 19.59 usiadłam na pomoście i wyciągnęłam gitarę z futerału. Ari usadowił się obok mnie, grzejąc ciepłym futerkiem i wtedy usłyszałam za sobą głos:
-Nie spóźniłaś się.
Johnny podszedł bliżej i usiadł obok.
-Za to ty tak- pomachałam mu telefonem przed twarzą: 20.01.
-Coś chyba masz źle- powiedział włączając swój: 20.00.
-No dobra, tym razem ci się upiekło- uśmiechnęłam się- To co? Gramy?
<Johnny?>
Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść, w międzyczasie odblokowałam telefon, żeby zobaczyć jakież to magiczne cztery cyfry pojawią się na ekranie. Tym razem było to 19.37, nie to co za ostatnim razem: 19.36.
Westchnęłam, umówiłam się z Johnny'm o 20.00 na plaży koło pomostu z gitarami.
Skończywszy posiłek znów spojrzałam na telefon: 19.44.
Podeszłam do okna i sprawdziłam temperaturę na zewnątrz. Było chyba dość ciepło, ale i tak wolałam wziąć bluzę, niż potem marznąć.
Chwyciłam futerał z gitarą, zawołałam Ari'ego, odblokowałam telefon: 19.53.
Wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Poszłam w kierunku plaży.
Kiedy byłam na miejscu znów spojrzałam na wyświetlacz w telefonie: 19.58., Vaa z tapety spoglądała na mnie wzrokiem mówiącym: "Zdrajczyni, powinnaś siedzieć teraz ze mną w boksie i czytać mi książkę", a może tylko mi się wydawało?
W każdym razie o 19.59 usiadłam na pomoście i wyciągnęłam gitarę z futerału. Ari usadowił się obok mnie, grzejąc ciepłym futerkiem i wtedy usłyszałam za sobą głos:
-Nie spóźniłaś się.
Johnny podszedł bliżej i usiadł obok.
-Za to ty tak- pomachałam mu telefonem przed twarzą: 20.01.
-Coś chyba masz źle- powiedział włączając swój: 20.00.
-No dobra, tym razem ci się upiekło- uśmiechnęłam się- To co? Gramy?
<Johnny?>
Od Johnny'ego CD Emily
Szedłem korytarzem w stronę pokoju, bo zostawiłem tam palcat, kiedy wpadłem na jakąś dziewczynę, chyba nową.
-Przepraszam- powiedziała masując głowę- Jestem Emily.
-Johnny- przedstawiłem się- Nic ci nie jest?
-Nie... tylko się potłukłam- odparła wymijająco- idziesz na jazdę?
-Tak, tylko muszę się wrócić po palcat.
-Mogę pójść z tobą?- spytała robiąc 'maślane oczka'. Wyglądała słodko i nie mogłem jej odmówić.
-Mam bajzel w pokoju...- zacząłem niepewnie- Ok, chodź.
Poszliśmy rozmawiając o niczym do mojego pokoju. Podniosłem szybko palcat i wyszedłem zamykając Emily drzwi przed nosem, naprawdę miałem tam bajzel.
-Chodźmy szybko, bo się spóźnimy- powiedziałem i poszliśmy szybkim krokiem na ujeżdżalnię, wszyscy już tam byli, jednak instruktorki na szczęście się spóźniały.
Konie stały z niecierpliwością przywiązane do pachołków. Niektórzy gładzili swoje wierzchowce po chrapach, a niektórzy po prostu stali obok.
Podszedłem do Rieede'a i poklepałem go po kłębie. Emily stanęła przy Arnasklei.
Po kilku minutach przyszły instruktorki i kazały wsiąść na konie. Odczepiłem karabińczyk przy uwięzie Rieede'a i wskoczyłem na jego grzbiet z dziecinną łatwością.
Spojrzałem na Emily- poradziła sobie z nie większą trudnością. Byłem pod wrażeniem, Arnasklea może i nie miała w kłębie tyle co Rieede, ale też nie należała z pewnością do najniższych koni.
Odwróciłem wzrok w stronę Anhyi- ta już dawno siedziała na Verdwaalde i szykowała się do zabójczego galopu. To będzie kolejny cudny wyścig- pomyślałem. Dziewczyna wyczuła moje spojrzenie i uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Kiedy wszyscy wykonali już stępowanie i krótką rozgrzewkę Riee i Vaa ustawili się równo z linią leżącego na piasku drąga.
Ridley stanęła obok z jedwabną chustką w ręce. Odwróciłem się jeszcze do Emily z propozycją:
-Może chcesz wyścig ze zwycięzcą tego (czyli mną tak na marginesie)?- i nie czekając na odpowiedź ruszyłem z miejsca w kłus, a następnie w galop. Rieede i Verdwaalde szli łeb w łeb.
<Emily? Co powiesz na wyścig?>
-Przepraszam- powiedziała masując głowę- Jestem Emily.
-Johnny- przedstawiłem się- Nic ci nie jest?
-Nie... tylko się potłukłam- odparła wymijająco- idziesz na jazdę?
-Tak, tylko muszę się wrócić po palcat.
-Mogę pójść z tobą?- spytała robiąc 'maślane oczka'. Wyglądała słodko i nie mogłem jej odmówić.
-Mam bajzel w pokoju...- zacząłem niepewnie- Ok, chodź.
Poszliśmy rozmawiając o niczym do mojego pokoju. Podniosłem szybko palcat i wyszedłem zamykając Emily drzwi przed nosem, naprawdę miałem tam bajzel.
-Chodźmy szybko, bo się spóźnimy- powiedziałem i poszliśmy szybkim krokiem na ujeżdżalnię, wszyscy już tam byli, jednak instruktorki na szczęście się spóźniały.
Konie stały z niecierpliwością przywiązane do pachołków. Niektórzy gładzili swoje wierzchowce po chrapach, a niektórzy po prostu stali obok.
Podszedłem do Rieede'a i poklepałem go po kłębie. Emily stanęła przy Arnasklei.
Po kilku minutach przyszły instruktorki i kazały wsiąść na konie. Odczepiłem karabińczyk przy uwięzie Rieede'a i wskoczyłem na jego grzbiet z dziecinną łatwością.
Spojrzałem na Emily- poradziła sobie z nie większą trudnością. Byłem pod wrażeniem, Arnasklea może i nie miała w kłębie tyle co Rieede, ale też nie należała z pewnością do najniższych koni.
Odwróciłem wzrok w stronę Anhyi- ta już dawno siedziała na Verdwaalde i szykowała się do zabójczego galopu. To będzie kolejny cudny wyścig- pomyślałem. Dziewczyna wyczuła moje spojrzenie i uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Kiedy wszyscy wykonali już stępowanie i krótką rozgrzewkę Riee i Vaa ustawili się równo z linią leżącego na piasku drąga.
Ridley stanęła obok z jedwabną chustką w ręce. Odwróciłem się jeszcze do Emily z propozycją:
-Może chcesz wyścig ze zwycięzcą tego (czyli mną tak na marginesie)?- i nie czekając na odpowiedź ruszyłem z miejsca w kłus, a następnie w galop. Rieede i Verdwaalde szli łeb w łeb.
<Emily? Co powiesz na wyścig?>
piątek, 20 czerwca 2014
Nowa Uczennica!
Imię i nazwisko: Rea Roth
Wiek: 15 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Francja
Charakter: Miła, pomocna, zabawna, lubi się zaprzyjaźniać, szybko się denerwuje, kiedy maluje jest bardzo skupiona.
Hobby: malowanie/szkicowanie, robienie zdjęć, kocha bawić się w programach graficznych.
Ulubione przedmioty: zajęcia artystyczne, j. francuski.
Wrogowie: hhhmmmmm na razie brak
Chłopak: szuka
Opieka: --
Pokój: 2
Medale: --
Dobytek: laptop, lustrzanka, przyrządy artystyczne , szare bryczesy.
Pieniądze: 200zł
Od Emily
-Tato idę po Arnaskelę. -Powiedziałam to odpinając pasy i otwierając drzwi od samochodu.
-Dobrze idź ja idę załatwić parę spraw... -Odparł i wysiadł z auta.
Podeszłam do przyczepy otworzyłam ją zobaczyłam mojego konika od razu do niego podeszłam i przytuliłam się. Pobiegłam po sznur powoli wyprowadziłam konia z przyczepy, po czym przywiązałam go do najbliższego płotu. Obróciłam się tata stał jakąś kobitą.
-Dzień dobry. Jestem dyrektorką akademii i nazywam się Barbara Kuss. Konia zaprowadź do stajni, ostatni boks. Potem weź swoje rzeczy i pokarzę ci gdzie masz pokój.
-Dzień dobry. Dobrze. -Wzięłam konia zaprowadziłam go do boksu, zdjęłam owijki, kantar, derkę i zostawiłam go w boksie. Rzeczy położyłam na półce przyczepionej do ściany. Wyszłam ze stajni podeszłam do samochodu otworzyłam tylne drzwi i od razu wyskoczyła moja sunia. Tata podał mi moją walizkę.
-Dobra to do zobaczenia tato. -Podeszłam do Ojca i go przytuliłam.
-No do zobaczenia. - Odparł i poszedł zamknąć przyczepę. Podszedł i dał mi parę złotych. -Nie wydaj na byle, co.
-He, he, he... Nie wydam. -Zaśmiałam się lekko.
-Do widzenia. Pa...-Powiedział i wsiadł do auta.
-Pa... -Już cicho to powiedziałam.
-Do widzenia. Ty nazywasz się Emily, tak?
-Tak... Emili Silversmith.
-Wiem, choć pokarzę ci twój pokój. -Powiedziała i ruszyła.
- Savana, chodź. -Zawołałam psa i poszłam za panią Barbarą.
Weszłyśmy do dużego domu, po schodach na górę pani Barbara stanęła przy drzwiach.
-To będzie twój pokój. A to klucz. -Otworzyła drzwi i podała mi klucz.
- Dziękuję, dobrze.
-Zajęcia rozpoczynają się o 8.00, a kończą o 14.15. Przerwy są 5 minutowe, 10 minutowe, 25 minutowe. Przerwa 25 minutowa to czas na obiad. O 15.00 Zaczynają się lekcje jazdy konnej, a natomiast od 18.00 Jest czas wolny. O 22.00 Rozpoczyna się cisza nocna, a kończy o 06.00 Więc proszę przestrzegać ciszy. Weekendy pozostają wolne. Istnieje także możliwość dodatkowych zajęć oraz jazdy konnej dla chętnych.
-Dobrze myślę, że zapamiętam. -Zaśmiałam się lekko.
-Tu masz plan lekcji, ale ty jesteś zwolniona z dzisiejszych lekcji do 14.15. Pani dała mi kartkę.
-Dobrze, dziękuję.
-Dobrze to ja już pójdę. Do widzenia. -Odparła i poszła.
-Do widzenia. -Zamknęłam drzwi od pokoju usiadłam na łóżko, spojrzałam w kartkę. - Ach...- Poszłam i zaczęłam się wypakowywać. Po pół godzinie byłam w pełni wypakowana. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudził mnie jakiś dzwonek. Spojrzałam na zegar. -O boże już 14.15. Tak długo spałam? No, ale jak trzeba wstawać o 4 to się nie dziwię. -Przypomniała mi się moja pobudka, chociaż była jak zwykle. Tata zwalił mnie z łóżka.-.- Przeprałam się, poprawiłam fryzurę, umyłam zęby i wyszłam z pokoju. W rękach trzymałam toczek. Nagle wpadłam na kogoś.
-Przepraszam. -Odparłam masując głowę.
<Ktoś?>
-Dobrze idź ja idę załatwić parę spraw... -Odparł i wysiadł z auta.
Podeszłam do przyczepy otworzyłam ją zobaczyłam mojego konika od razu do niego podeszłam i przytuliłam się. Pobiegłam po sznur powoli wyprowadziłam konia z przyczepy, po czym przywiązałam go do najbliższego płotu. Obróciłam się tata stał jakąś kobitą.
-Dzień dobry. Jestem dyrektorką akademii i nazywam się Barbara Kuss. Konia zaprowadź do stajni, ostatni boks. Potem weź swoje rzeczy i pokarzę ci gdzie masz pokój.
-Dzień dobry. Dobrze. -Wzięłam konia zaprowadziłam go do boksu, zdjęłam owijki, kantar, derkę i zostawiłam go w boksie. Rzeczy położyłam na półce przyczepionej do ściany. Wyszłam ze stajni podeszłam do samochodu otworzyłam tylne drzwi i od razu wyskoczyła moja sunia. Tata podał mi moją walizkę.
-Dobra to do zobaczenia tato. -Podeszłam do Ojca i go przytuliłam.
-No do zobaczenia. - Odparł i poszedł zamknąć przyczepę. Podszedł i dał mi parę złotych. -Nie wydaj na byle, co.
-He, he, he... Nie wydam. -Zaśmiałam się lekko.
-Do widzenia. Pa...-Powiedział i wsiadł do auta.
-Pa... -Już cicho to powiedziałam.
-Do widzenia. Ty nazywasz się Emily, tak?
-Tak... Emili Silversmith.
-Wiem, choć pokarzę ci twój pokój. -Powiedziała i ruszyła.
- Savana, chodź. -Zawołałam psa i poszłam za panią Barbarą.
Weszłyśmy do dużego domu, po schodach na górę pani Barbara stanęła przy drzwiach.
-To będzie twój pokój. A to klucz. -Otworzyła drzwi i podała mi klucz.
- Dziękuję, dobrze.
-Zajęcia rozpoczynają się o 8.00, a kończą o 14.15. Przerwy są 5 minutowe, 10 minutowe, 25 minutowe. Przerwa 25 minutowa to czas na obiad. O 15.00 Zaczynają się lekcje jazdy konnej, a natomiast od 18.00 Jest czas wolny. O 22.00 Rozpoczyna się cisza nocna, a kończy o 06.00 Więc proszę przestrzegać ciszy. Weekendy pozostają wolne. Istnieje także możliwość dodatkowych zajęć oraz jazdy konnej dla chętnych.
-Dobrze myślę, że zapamiętam. -Zaśmiałam się lekko.
-Tu masz plan lekcji, ale ty jesteś zwolniona z dzisiejszych lekcji do 14.15. Pani dała mi kartkę.
-Dobrze, dziękuję.
-Dobrze to ja już pójdę. Do widzenia. -Odparła i poszła.
-Do widzenia. -Zamknęłam drzwi od pokoju usiadłam na łóżko, spojrzałam w kartkę. - Ach...- Poszłam i zaczęłam się wypakowywać. Po pół godzinie byłam w pełni wypakowana. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudził mnie jakiś dzwonek. Spojrzałam na zegar. -O boże już 14.15. Tak długo spałam? No, ale jak trzeba wstawać o 4 to się nie dziwię. -Przypomniała mi się moja pobudka, chociaż była jak zwykle. Tata zwalił mnie z łóżka.-.- Przeprałam się, poprawiłam fryzurę, umyłam zęby i wyszłam z pokoju. W rękach trzymałam toczek. Nagle wpadłam na kogoś.
-Przepraszam. -Odparłam masując głowę.
<Ktoś?>
wtorek, 17 czerwca 2014
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Emily Silversmith
Wiek: 15 lat i 6 miesięcy
Płeć: ♀
Narodowość: Wielka Brytania
Charakter: Zabawna i miła. Lubi ciszę i niezależność. Jest cicha i niezbyt towarzyska, ale czasami potrafi być chamska i samolubna.
Hobby: Jazda konna, skateboarding i muzyka.
Ulubione przedmioty: Jęz. Angielski, Matematyka i Geografia
Wrogowie: Na razie nikt...
Chłopak: szuka...
Opieka: Arnasklea
Pokój: nr.6
Medale: 0
Dobytek: Gitara, deskorolka, lustrzanka, pies Savana
Pieniądze: 200zł
czwartek, 12 czerwca 2014
Od Anhyi CD Neli
Szłam korytarzem szkolnym razem z Ridley i Lydią. Rozmawiałyśmy o jakichś głupotach, kiedy zza zakrętu wyszła jakaś dziewczynka ze łzami w oczach. Ogarnęło mnie współczucie i podeszłam do niej.
-Co się stało?- spytałam jej.
Dziewczynka spojrzała na mnie piwnymi, dużymi oczami i odpowiedziała ocierając łzy:
-Jestem nowa i trochę się boję- wyjawiła.
-Ale naprawdę nie ma się czego bać- pocieszałam ją- To nowa akademia i wszyscy są tu 'nowi'. Nazywam się Anhyi, a ty?
-Nela- przedstawiła się.
-Ładne imię- skomentowała Lydia podchodząc do nas.
-A ty masz się kiedy wtrącić nie?- zaśmiałam się.
Nela też się uśmiechnęła, co przyjęłam z satysfakcją.
-No, idziemy na te lekcje, czy karzemy pani czekać?
<Nela? Może ktoś inny?>
-Co się stało?- spytałam jej.
Dziewczynka spojrzała na mnie piwnymi, dużymi oczami i odpowiedziała ocierając łzy:
-Jestem nowa i trochę się boję- wyjawiła.
-Ale naprawdę nie ma się czego bać- pocieszałam ją- To nowa akademia i wszyscy są tu 'nowi'. Nazywam się Anhyi, a ty?
-Nela- przedstawiła się.
-Ładne imię- skomentowała Lydia podchodząc do nas.
-A ty masz się kiedy wtrącić nie?- zaśmiałam się.
Nela też się uśmiechnęła, co przyjęłam z satysfakcją.
-No, idziemy na te lekcje, czy karzemy pani czekać?
<Nela? Może ktoś inny?>
środa, 11 czerwca 2014
Od Johnny'ego CD Anhyi
Zgodziłem się i poszliśmy osiodłać konie i przygotować do jazdy. Oba wierzchowce były bardzo podekscytowane, z resztą ja i Anhyi też.
Kiedy znaleźliśmy się na padoku wystartowałem pierwszy i już po chwili galopowałem po miękkiej trawie. Przez chwilę wydawało mi się, że Anhyi została daleko z tyłu, więc zdziwiłem się widząc ją na Vaa zaraz obok mnie.
-Zaskoczony?- spytała pomiędzy stąpnięciami konia.
Spojrzałem na kopyta klaczy- niemal nie wydawały żadnego dźwięku.
-Każdy koń ma w sobie coś wyjątkowego- dodała dziewczyna- musisz koniecznie odkryć, co ma twój Rieede.
-Dobra, ale jak?
-Nie wiem, Vaa tak po prostu zaczęła cicho stąpać podczas jazdy- wzruszyła ramionami- założę się, ze niedługo sam się zorientujesz.
Kiedy już zaczęliśmy stępować konie rozmawialiśmy właściwie o niczym konkretnym- o rodzinie, koniach, hobby, itd.
-Grasz na gitarze?- spytała Anhyi- Ja też!
-No to super- ucieszyłem się- Może tego wieczora razem pogramy?
<Anhyi?>
Kiedy znaleźliśmy się na padoku wystartowałem pierwszy i już po chwili galopowałem po miękkiej trawie. Przez chwilę wydawało mi się, że Anhyi została daleko z tyłu, więc zdziwiłem się widząc ją na Vaa zaraz obok mnie.
-Zaskoczony?- spytała pomiędzy stąpnięciami konia.
Spojrzałem na kopyta klaczy- niemal nie wydawały żadnego dźwięku.
-Każdy koń ma w sobie coś wyjątkowego- dodała dziewczyna- musisz koniecznie odkryć, co ma twój Rieede.
-Dobra, ale jak?
-Nie wiem, Vaa tak po prostu zaczęła cicho stąpać podczas jazdy- wzruszyła ramionami- założę się, ze niedługo sam się zorientujesz.
Kiedy już zaczęliśmy stępować konie rozmawialiśmy właściwie o niczym konkretnym- o rodzinie, koniach, hobby, itd.
-Grasz na gitarze?- spytała Anhyi- Ja też!
-No to super- ucieszyłem się- Może tego wieczora razem pogramy?
<Anhyi?>
Od Neli
Wyglądałam przez okno samochodu, byłam prze szczęśliwa że jadę do stajni i będę tam mieszkać po prostu same plusy.
Kiedy dojechaliśmy mama powiedziała że mam iść na razie do szkoły.
-Aha -powiedziałam i ruszyłam w kierunku budynku.
Kiedy byłam w środku przeszła obok mnie grupka głośno śmiejących się dziewczyn starszych ode mnie.
Wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie.
Skuliłam się w kłębek i zaczęłam płakać.
Nagle ktoś przede mną stanął i zapytał dość miło co się stało?
<ktoś miły?>
Kiedy dojechaliśmy mama powiedziała że mam iść na razie do szkoły.
-Aha -powiedziałam i ruszyłam w kierunku budynku.
Kiedy byłam w środku przeszła obok mnie grupka głośno śmiejących się dziewczyn starszych ode mnie.
Wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie.
Skuliłam się w kłębek i zaczęłam płakać.
Nagle ktoś przede mną stanął i zapytał dość miło co się stało?
<ktoś miły?>
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Od Anhyi CD Johnny'ego
-Przepraszam- mruknęłam- Jestem Anhyi.
-Johnny- przedstawił się chłopak, na którego wpadłam.
-Idziesz na pastwisko, zgadłam?- spytałam.
Johnny pokiwał głową:
-Pójdziesz ze mną?
-Aha, tylko wezmę Ari'ego, mojego zwierzaka- powiedziałam.
-No to ja wezmę Ebony- zaproponował.
Wróciliśmy się więc korytarzem do swoich pokoi.
Kiedy byliśmy już na pastwisku Ebony wymyśliła świetną zabawę- 'capanie' Ari'ego łapą. Przestała jednak, kiedy ją ugryzł, podbiegła do Johnny'ego i zaczęła lizać go w rękę.
Zaśmiałam się. Ari- jako że jest świstakiem- nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Verdwaalde od razu do mnie podbiegła, rozpoznając jako Tą, Która Daje Smakołyki, a reszta koni poszła w jej ślady.
-Który jest twój?- spytałam.
-E...- zaczął Johnny- Nazywa się Rieede... ale nie wiem który to...
No tak, ja też na początku nie wiedziałam, który koń jest mój. Wiedziałam tylko, ze będzie to klacz Araba...
-A wiesz jakiej jest rasy?- spytałam z nadzieją.
-Aha!- Johnny też dostrzegł szansę zidentyfikowania Rieede'a- Polski koń zimnokrwisty.
-To ten- wskazałam karego ogiera, trzymającego się z dala od brykających źrebaków. Zapewne z powodu ryzyka podeptania ich potężnymi kopytami.
-Rieede?- Johnny niepewnie zwrócił się do konia, który słysząc swoje imię odwrócił łeb w jego kierunku.
-Może pójdziemy z nimi na padok?- zaproponowałam.
<Johnny?>
-Johnny- przedstawił się chłopak, na którego wpadłam.
-Idziesz na pastwisko, zgadłam?- spytałam.
Johnny pokiwał głową:
-Pójdziesz ze mną?
-Aha, tylko wezmę Ari'ego, mojego zwierzaka- powiedziałam.
-No to ja wezmę Ebony- zaproponował.
Wróciliśmy się więc korytarzem do swoich pokoi.
Kiedy byliśmy już na pastwisku Ebony wymyśliła świetną zabawę- 'capanie' Ari'ego łapą. Przestała jednak, kiedy ją ugryzł, podbiegła do Johnny'ego i zaczęła lizać go w rękę.
Zaśmiałam się. Ari- jako że jest świstakiem- nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Verdwaalde od razu do mnie podbiegła, rozpoznając jako Tą, Która Daje Smakołyki, a reszta koni poszła w jej ślady.
-Który jest twój?- spytałam.
-E...- zaczął Johnny- Nazywa się Rieede... ale nie wiem który to...
No tak, ja też na początku nie wiedziałam, który koń jest mój. Wiedziałam tylko, ze będzie to klacz Araba...
-A wiesz jakiej jest rasy?- spytałam z nadzieją.
-Aha!- Johnny też dostrzegł szansę zidentyfikowania Rieede'a- Polski koń zimnokrwisty.
-To ten- wskazałam karego ogiera, trzymającego się z dala od brykających źrebaków. Zapewne z powodu ryzyka podeptania ich potężnymi kopytami.
-Rieede?- Johnny niepewnie zwrócił się do konia, który słysząc swoje imię odwrócił łeb w jego kierunku.
-Może pójdziemy z nimi na padok?- zaproponowałam.
<Johnny?>
niedziela, 8 czerwca 2014
Od Johnny'ego
-Ależ jesteś chudy skarbeńku! A może chcesz ciasteczko?- siwa, lekko pulchna staruszka na siedzeniu naprzeciwko mnie już sięgała ręką w stronę torby.
-Nie, dziękuję- powiedziałem szybko- Jadłem przed drogą.
-Aha- mruknęła i znów wzięła się za rozwiązywanie krzyżówek.
Spojrzałem przez okno- drzewa przesuwały się obok mnie z zawrotną prędkością, wydawało się, że to one się poruszają, a nie pociąg.
Po paru minutach między drzewami ujrzałem tabliczkę z nazwą peronu.
Wstałem, wziąłem swój bagaż i wyszedłem z przedziału, który dzieliłem ze staruszką i jakimś mężczyzną, który spał.
Kiedy pociąg z piskiem zatrzymał się na peronie byłem już przy drzwiach. Wysiadłem i od razu skierowałem się w stronę głównej drogi. Już na asfalcie stanąłem na deskorolce. Ciężko było jechać z całym bagażem, ale dawałem radę.
Po pół godzinie dojechałem przed bramę akademii. Zatrzymałem się i zobaczyłem jakąś kobietę zmierzającą w moim kierunku.
-Witaj- powiedziała podchodząc do mnie- Nazywam się Karina, jestem instruktorką jazdy konnej. Chodź, pokarzę ci twój pokój.
Poszedłem za nią do budynku mieszkalnego.
-To tutaj- wskazała spore pomieszczenie w czarno-białych barwach- Zajęcia zaczynasz jutro, plan leży na biurku- dodała i wyszła.
Byłem zmęczony po podróży i nawet nie zdążyłem zapytać jej o łazienkę.
Rozejrzałem się po pokoju- był tam telewizor plazmowy i fotel zwisający z sufitu. Postanowiłem chociaż się przebrać i poszedłem na pastwisko zobaczyć się z moim nowym koniem. Po drodze omal nie wpadłem na jakąś dziewczynę na korytarzu.
-Przepraszam- powiedziała- Jestem...
<Jakaś dziewczyna?>
-Nie, dziękuję- powiedziałem szybko- Jadłem przed drogą.
-Aha- mruknęła i znów wzięła się za rozwiązywanie krzyżówek.
Spojrzałem przez okno- drzewa przesuwały się obok mnie z zawrotną prędkością, wydawało się, że to one się poruszają, a nie pociąg.
Po paru minutach między drzewami ujrzałem tabliczkę z nazwą peronu.
Wstałem, wziąłem swój bagaż i wyszedłem z przedziału, który dzieliłem ze staruszką i jakimś mężczyzną, który spał.
Kiedy pociąg z piskiem zatrzymał się na peronie byłem już przy drzwiach. Wysiadłem i od razu skierowałem się w stronę głównej drogi. Już na asfalcie stanąłem na deskorolce. Ciężko było jechać z całym bagażem, ale dawałem radę.
Po pół godzinie dojechałem przed bramę akademii. Zatrzymałem się i zobaczyłem jakąś kobietę zmierzającą w moim kierunku.
-Witaj- powiedziała podchodząc do mnie- Nazywam się Karina, jestem instruktorką jazdy konnej. Chodź, pokarzę ci twój pokój.
Poszedłem za nią do budynku mieszkalnego.
-To tutaj- wskazała spore pomieszczenie w czarno-białych barwach- Zajęcia zaczynasz jutro, plan leży na biurku- dodała i wyszła.
Byłem zmęczony po podróży i nawet nie zdążyłem zapytać jej o łazienkę.
Rozejrzałem się po pokoju- był tam telewizor plazmowy i fotel zwisający z sufitu. Postanowiłem chociaż się przebrać i poszedłem na pastwisko zobaczyć się z moim nowym koniem. Po drodze omal nie wpadłem na jakąś dziewczynę na korytarzu.
-Przepraszam- powiedziała- Jestem...
<Jakaś dziewczyna?>
sobota, 7 czerwca 2014
Nowy uczeń!
Imię i nazwisko: Johnny Treane
Wiek: 15 lat i 9 miesięcy
Płeć: chłopak
Narodowość: Meksyk
Charakter: towarzyski, niezależny, lubi się czasem 'wyłączyć',
Opieka: Rieede
Dziewczyna: szuka
Hobby: gra na gitarze, jazda konno
Ulubione przedmioty: geografia
Pokój: 7
Medale: 0
Dobytek: gitara, oficerki, deskorolka, Ebony
Pieniądze: 200zł
Od Lydii
-Oto twój nowy dom! - krzyknął wesoło tata, parkując przed dużym budynkiem. Wysiedliśmy z auta i tata podał mi czereśniowe walizki oraz klatkę z Arwenem. Kobieta, która do nas podeszła uśmiechnęła się do ojca. Potem zwróciła się do mnie krzywiąc się na widok łuku i Arwena.
-To prawdziwe strzały?- spytała podejżliwie.
-Tak- odpowiedziałam, wyjmując strzałę z kołczanu podtykając jej lśniący, kamienny grot pod nos. Oczywiście naostrzony.
-Dobrze, chodź za mną, pokarzę ci twój pokój.
Odwróciłam się i mocno uścisnęłam ojca.
-Paaa...-mruknęłam.
-Pa córeczko. - powiedział, po czym odwrócił się, wsiadł do samochodu, i włączył silnik. Chciałam popatrzeć jak odjeżdża, ale niestety instruktorka wepchnęła mnie do środka. Szłyśmy nieskończenie długim korytarzem, i weszłyśmy po nieskończenie długich schodach, a po jakichś pięciu kilometrach stanęłyśmy przed drzwiami ze złotą czwórką.
-To będzie twój pokój. - powiedziała z dumą w głosie. Myślałam, że to będzie jakaś dziura, ale myliłam się.
-Jest czadowy! - krzyknęłam zaraz po otwarciu drzwi. Był śliczny, utrzymany w dzikiej czerwieni.
-Zostaw tu rzeczy, a ja oprowadzę cię po akademii. - zakomenderowała.
Rzuciłam walizki na podłogę, łuk i kołczan - na łóżko, a klatkę z Arwenem na biurko.
*****
Kilka godzin później leżałam w piżamie na łóżku, zastanawiając się czy ktoś mnie tu polubi. Zwykle nie łapałam przyjaźni, ale może tu będzie inaczej? Tak czy siak, to był długi dzień, z tą myślą zasnęłam
<C.D.N.>
-To prawdziwe strzały?- spytała podejżliwie.
-Tak- odpowiedziałam, wyjmując strzałę z kołczanu podtykając jej lśniący, kamienny grot pod nos. Oczywiście naostrzony.
-Dobrze, chodź za mną, pokarzę ci twój pokój.
Odwróciłam się i mocno uścisnęłam ojca.
-Paaa...-mruknęłam.
-Pa córeczko. - powiedział, po czym odwrócił się, wsiadł do samochodu, i włączył silnik. Chciałam popatrzeć jak odjeżdża, ale niestety instruktorka wepchnęła mnie do środka. Szłyśmy nieskończenie długim korytarzem, i weszłyśmy po nieskończenie długich schodach, a po jakichś pięciu kilometrach stanęłyśmy przed drzwiami ze złotą czwórką.
-To będzie twój pokój. - powiedziała z dumą w głosie. Myślałam, że to będzie jakaś dziura, ale myliłam się.
-Jest czadowy! - krzyknęłam zaraz po otwarciu drzwi. Był śliczny, utrzymany w dzikiej czerwieni.
-Zostaw tu rzeczy, a ja oprowadzę cię po akademii. - zakomenderowała.
Rzuciłam walizki na podłogę, łuk i kołczan - na łóżko, a klatkę z Arwenem na biurko.
*****
Kilka godzin później leżałam w piżamie na łóżku, zastanawiając się czy ktoś mnie tu polubi. Zwykle nie łapałam przyjaźni, ale może tu będzie inaczej? Tak czy siak, to był długi dzień, z tą myślą zasnęłam
<C.D.N.>
Od Anhyi
Kiedy się obudziłam było już ciemno, tylko slaby blask księżyca przeświecał przez okno, oświetlając prostokątny skrawek podłogi.
Zerwałam się z łóżka i zapaliłam lampkę. Zaburczało mi w brzuchu, więc otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej bułkę z serem. Nie byłam pewna, czy o tej porze ktoś pomoże mi odnaleźć kuchnię.
Wbiłam zęby w "kolację" i zastanawiałam się, co robić. na pewno teraz nie zasnę. Sprawdziłam godzinę- 04.16. Dojadłam bułkę i poszłam na poszukiwanie kuchni.
Zdziwiłam się ilością ludzi, chodzących o tej porze po korytarzach. zapytałam się pierwszej, lepszej osoby o kuchnię i w zamian otrzymałam kilka jasnych wskazówek, wypowiedzianych miłym tonem.
Za pomocą kuchenki gazowej zrobiłam sobie jajecznicę na "śniadanie".
Potem postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. wyszłam z domu i zobaczyłam przy drzwiach do stajni Olę, która uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
-Hej, wyspałaś się?
-Tak- pokiwałam głową- Znalazłam kuchnię.
-No to gratulacje!- zaśmiała się- Chodź, pokarzę si twojego konia.
Weszłyśmy do stajni. Wierzchowce rżeniem powitały nas, najwyraźniej oczekując przysmaków i pieszczot.
-Oto i ona- Ola wskazała brudno-kasztanową klacz Araba- Nazywa się Verdwaalde, możesz mówić jej Vaa.
Spojrzałam klaczy w oczy i powoli podłożyłam jej otwartą dłoń z dwoma kostkami cukru. Vaa z zadowoleniem schrupała przysmak skradziony z kuchni.
-Może chcesz ją wypróbować na padoku?- zaproponowała jakaś ciemnowłosa kobieta, podchodząc do nas- Nazywam się Elizabeth, jestem instruktorką jazdy.
Zgodziłam się. Za pozwoleniem Elizabeth wyprowadziłam Vaa z boksu. Była oporządzona, więc tylko poszłam z nią na padok, wskoczyłam na nią i pojechałam.
<C. D. N.>
Zerwałam się z łóżka i zapaliłam lampkę. Zaburczało mi w brzuchu, więc otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej bułkę z serem. Nie byłam pewna, czy o tej porze ktoś pomoże mi odnaleźć kuchnię.
Wbiłam zęby w "kolację" i zastanawiałam się, co robić. na pewno teraz nie zasnę. Sprawdziłam godzinę- 04.16. Dojadłam bułkę i poszłam na poszukiwanie kuchni.
Zdziwiłam się ilością ludzi, chodzących o tej porze po korytarzach. zapytałam się pierwszej, lepszej osoby o kuchnię i w zamian otrzymałam kilka jasnych wskazówek, wypowiedzianych miłym tonem.
Za pomocą kuchenki gazowej zrobiłam sobie jajecznicę na "śniadanie".
Potem postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. wyszłam z domu i zobaczyłam przy drzwiach do stajni Olę, która uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
-Hej, wyspałaś się?
-Tak- pokiwałam głową- Znalazłam kuchnię.
-No to gratulacje!- zaśmiała się- Chodź, pokarzę si twojego konia.
Weszłyśmy do stajni. Wierzchowce rżeniem powitały nas, najwyraźniej oczekując przysmaków i pieszczot.
-Oto i ona- Ola wskazała brudno-kasztanową klacz Araba- Nazywa się Verdwaalde, możesz mówić jej Vaa.
Spojrzałam klaczy w oczy i powoli podłożyłam jej otwartą dłoń z dwoma kostkami cukru. Vaa z zadowoleniem schrupała przysmak skradziony z kuchni.
-Może chcesz ją wypróbować na padoku?- zaproponowała jakaś ciemnowłosa kobieta, podchodząc do nas- Nazywam się Elizabeth, jestem instruktorką jazdy.
Zgodziłam się. Za pozwoleniem Elizabeth wyprowadziłam Vaa z boksu. Była oporządzona, więc tylko poszłam z nią na padok, wskoczyłam na nią i pojechałam.
<C. D. N.>
Od Ridley
Uxhylam drzwiczki od strony pasażera i przekładam złączone stopy w kremowych szpilkach przez próg czerwonego barracuda, należącego do mojego ojca.
Czuję na twarzy podmuchy chłodnego, wiosennego wiatru.
-Zadzwonię do ciebie... później- mówi sztywno mój ojciec. Nawet nie zauważyłam kiedy wysiadł.
Uśmiecham się sztucznie, kiedy podaje mi walizkę. Zanim ją przejmuję poprawiam różową torebkę na moim ramieniu.
na razie nie mam więcej bagażu, reszta walizek przyjdzie kurierem na adres akademii.
mój ojciec bez słowa wraca do samochodu, trzaśnięciem zamykając drzwi.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównej bramy.
<C. D. N.>
Czuję na twarzy podmuchy chłodnego, wiosennego wiatru.
-Zadzwonię do ciebie... później- mówi sztywno mój ojciec. Nawet nie zauważyłam kiedy wysiadł.
Uśmiecham się sztucznie, kiedy podaje mi walizkę. Zanim ją przejmuję poprawiam różową torebkę na moim ramieniu.
na razie nie mam więcej bagażu, reszta walizek przyjdzie kurierem na adres akademii.
mój ojciec bez słowa wraca do samochodu, trzaśnięciem zamykając drzwi.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównej bramy.
<C. D. N.>
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Ridley Blackthorne
Wiek: 16 lat
Płeć: kobieta
Narodowość: Anglia
Charakter: miła, mądra, słodka, pomysłowa.
Opieka: Plamka
Chłopak: brak
Hobby: czytanie książek, malowanie, projektowanie ubrań
Ulubione przedmioty: język angielski
Pokój: 1
Medale: 0
Dobytek: biblioteczka prywatna, maszyna do szycia, manekin, kotek.
Pieniądze: 200zł
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Lydia Karsen
Wiek: 11 lat i 6 miesięcy
Płeć: dziewczyna
Narodowość: Włochy
Charakter: miła, nieśmiała, wojownicza, uparta, towarzyska
Hobby: Łucznictwo.
Ulubione przedmioty: historia, taniec.
Wrogowie: Na razie nie ma.
Chłopak: Poszukuje
Opieka: Cothy
Pokój: 4
Medale: 0
Dobytek: łuk, kremowe bryczesy, toczek, Arwen.
Pieniądze: 200 zł
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Nela Spottek
Wiek: 9 lat
Płeć: Dziewczyna
Narodowość: Polska
Charakter: Miła rozgadana i wesoła.
Hobby: Jazda konna
Ulubione przedmioty: Polski i informatyka
Wrogowie: Brak
Chłopak: szuka
Opieka: Kropka
Pokój:11
Medale: 0
Dobytek: toczek,zdjęcie rodziny,czarne bryczesy i książka
Pieniądze: 200zł
czwartek, 5 czerwca 2014
Od Anhyi
-No to co? Kopniak na szczęście?
-Chyba przydałoby mi się coś więcej...- mruknęłam, kiedy mama wyciągała moje walizki z bagażnika.
-Uff... To chyba wszystko- westchnęła. Uściskała mnie na pożegnanie i wsiadła do samochodu.
~I tak będziesz kiedyś mój~ szepnęłam bezgłośnie do 225 konikowego, ciemnozielonego jaguara.
Pomachałam jeszcze mamie, chwyciłam obie walizki i skierowałam się w stronę akademii.
Przywitała mnie młoda kobieta i powiedziała:
-Hej, to ty jesteś tą nową uczennicą mam rację?- nie czekając na moją odpowiedź paplała dalej- Jestem Aleksandra, ale mów mi Ola. A ty? Chodź, zaprowadzę cie do twojego nowego pokoju. Zostawisz tam rzeczy i pójdziemy do kuchni. Jesteś głodna? Wiesz, bo ja bardzo...- i tak dalej, i tak dalej.
w sumie nawet mi to pasowało, nie lubiłam za dużo mówić o sobie.
Kiedy doszłyśmy do sporego budynku Ola oznajmiła ceremonialnie:
-Oto jest... dom!
-Dom?- spytałam niepewnie.
-Yyy, czekaj...- wyciągnęła szybko z kieszeni pomiętą, zabazgraną karteczkę i za jej pomocą poprawiła się- Oto jest twój nowy dom!
Uśmiechnęła się niepewnie jakby oczekując jakiejś reakcji.
-Fajnie- powiedziałam nawet szczerze- To gdzie ja śpię?
-Och! Przecież musisz być strasznie zmęczona! Chodź za mną, pomogę ci!- mówiąc to, wzięła ode mnie jedną walizkę i wtaszczyła do środka. Na szczęście mój pokój nie był na piętrze i szybko się w nim znalazłyśmy.
-Dziękuję- powiedziałam, siadając na pomarańczowym, obrotowym krześle- Odpocznę chwilę, a potem może przyjdę coś zjeść.
-Dobrze, jakby co to pytaj kogokolwiek o kuchnię, a tam się rozgość, wszystko do twojej dyspozycji- uśmiechnęła się po raz ostatni i wyszła.
Westchnęłam, wgramoliłam się na łóżko i zasnęłam.
<CDN>
-Chyba przydałoby mi się coś więcej...- mruknęłam, kiedy mama wyciągała moje walizki z bagażnika.
-Uff... To chyba wszystko- westchnęła. Uściskała mnie na pożegnanie i wsiadła do samochodu.
~I tak będziesz kiedyś mój~ szepnęłam bezgłośnie do 225 konikowego, ciemnozielonego jaguara.
Pomachałam jeszcze mamie, chwyciłam obie walizki i skierowałam się w stronę akademii.
Przywitała mnie młoda kobieta i powiedziała:
-Hej, to ty jesteś tą nową uczennicą mam rację?- nie czekając na moją odpowiedź paplała dalej- Jestem Aleksandra, ale mów mi Ola. A ty? Chodź, zaprowadzę cie do twojego nowego pokoju. Zostawisz tam rzeczy i pójdziemy do kuchni. Jesteś głodna? Wiesz, bo ja bardzo...- i tak dalej, i tak dalej.
w sumie nawet mi to pasowało, nie lubiłam za dużo mówić o sobie.
Kiedy doszłyśmy do sporego budynku Ola oznajmiła ceremonialnie:
-Oto jest... dom!
-Dom?- spytałam niepewnie.
-Yyy, czekaj...- wyciągnęła szybko z kieszeni pomiętą, zabazgraną karteczkę i za jej pomocą poprawiła się- Oto jest twój nowy dom!
Uśmiechnęła się niepewnie jakby oczekując jakiejś reakcji.
-Fajnie- powiedziałam nawet szczerze- To gdzie ja śpię?
-Och! Przecież musisz być strasznie zmęczona! Chodź za mną, pomogę ci!- mówiąc to, wzięła ode mnie jedną walizkę i wtaszczyła do środka. Na szczęście mój pokój nie był na piętrze i szybko się w nim znalazłyśmy.
-Dziękuję- powiedziałam, siadając na pomarańczowym, obrotowym krześle- Odpocznę chwilę, a potem może przyjdę coś zjeść.
-Dobrze, jakby co to pytaj kogokolwiek o kuchnię, a tam się rozgość, wszystko do twojej dyspozycji- uśmiechnęła się po raz ostatni i wyszła.
Westchnęłam, wgramoliłam się na łóżko i zasnęłam.
<CDN>
Nowa uczennica!
Imię i nazwisko: Anhyi Walshenn
Wiek: 14 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Austria
Charakter: jest towarzyska, lubi imprezować i bawić się na całego, z drugiej strony jednak bywa skryta w sobie i nieśmiała, łatwo jednak nawiązuje znajomości, interesuje się historią i kulturą Polski.
Hobby: uwielbia grać na gitarze i śpiewać
Ulubione przedmioty: historia i język polski
Wrogowie: na razie pozostaje neutralna
Chłopak: szuka, ale wątpi czy się znajdzie...
Opieka: Verdwaalde
Pokój: 8
Medale: 0
Dobytek: bryczesy w pomarańczowo-brązową kratkę, gitara, toczek, Świstak Ari
Pieniądze: 200zł
Subskrybuj:
Posty (Atom)