Byłam w aucie. Ciasno zapięta pasem. Tata ciągle dba o moje
bezpieczeństwo. Traktuje mnie jak małą dziewczynkę. Oparta głową o szybę
patrzyłam na lusterko, w którym odbijały się jego oczy. Co chwilę na
mnie zerkał uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła.
- Oui. Też mam taką nadzieję - spojrzałam w inną stronę.
Kiedy dojechaliśmy niepewnie wysiadłam z samochodu. Stałam patrząc się
na tereny akademii. Pomogłam tacie wypakować część moich rzeczy.
- Kiedy przywiozą Luelle?
- Za niedługo - uśmiechnął się do mnie.
Przed wejściem przywitała nas pani dyrektor. Zaprowadziła mnie do mojego
pokoju i poszła do swojego gabinetu. Rozpakowałam swoje rzeczy i
wyszłam z budynku. Przed bramą zauważyłam auto z przyczepą, w której
znajdowała się Luelle. Pobiegłam do niej. Przy aucie stała także jakaś
kobieta.
- Witaj Reo, jestem Elizabeth instruktorka jazdy konnej.
- Bonjour - było mi głupio mówić jeszcze po francusku, ale to było silniejsze ode mnie.
- Hej Rea - powiedział ktoś z auta. To był mój wujek.
- Hej - przywitałam się.
Wyprowadziłam Luelle z przyczepy, a Elizabeth zaprowadziła ją na pastwisko.
- Nie wiesz kiedy mama przyjedzie?
- Niestety - wzruszył ramionami. Wsiadł do auta i odjechał.
Nie widziałam co robić. Postanowiłam coś naszkicować. Pobiegłam do
mojego pokoju, wzięłam szkicownik, ołówki i te inne pierdoły. Kiedy
miałam wszystko położyłam na trawie za płotem pastwiska. Wspięłam się na
płot i przeskoczyłam po czym usiadłam na trawie.
Zaczęłam szkicować. Biegająca Luelle. Szybko się przyzwyczaiła jak na pierwsze dziesięć minut.
Szkicowałam w spokoju. Kiedy kończyłam usłyszałam czyjeś kroki, przy czym szybko zakryłam rysunek innymi kartkami.
<Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz