-Jak, chcesz, to możemy dzisiaj do niej iść i się spytać, czy Ari ma się czuć bezpieczny- powiedziałem wspaniałomyślnie.
-Och, to cudownie i przemiło z twojej strony- mruknęła.
-No nie!- poderwałem się z krzesła- Wstałaś lewą nogą? Czemu tak zamulasz, przecież wiesz, ze nie lubię, kiedy tak siedzisz bez życia. Uśmiechnij się, czy coś.
-Ok- posłała mi sztuczny, słaby grymas.
-Tak naprawdę.
-Tak naprawdę to musiałabym mieć z czego się śmiać... hmmm zamknij oczy.
Z jej oczu wyczytałem, że to nie będzie nic miłego, ale posłusznie zamknąłem oczy.
-A teraz czekaj- usłyszałem głos.
Czekałem chwilę i nagle oblał mnie strumień lodowatej wody.
-Zakręć to!- krzyknąłem.
Anhyi po paru chwilach zakręciła kran, a ja wtedy zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech. Byłem cały przemoczony. Ona też, ale nie aż tak.
-Ha, ha, bardzo śmieszne- mruknąłem.
-Nawet nie wiesz jak- ucieszyła się.
Ja także się uśmiechnąłem, ale w tej chwili do kuchni ktoś wszedł...
<Anhyi? Wtopa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz