środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Z okazji świąt Bożego Narodzenia wam wszystkim życzę dużo radości, wymarzonych prezentów, wiele pierników, dużo pomysłów opowiadania (bo narazie pustki w tych głowach ;-;) udanego sylwestra i co tam sobie jeszcze zapragniecie. Wesołych Świąt! /życzą adminki

niedziela, 19 października 2014

Od Emily CD Клео, Alexa...

Gdy tylko usłyszałam, że za jakieś półtora kilometra zbocze się obniża od razu ruszyłam z kopyta. Szybko dotarliśmy na miejsce. Faktycznie zbocze się obniżyło. Spróbowałam wejść na górę, ale na koniu nie wyszło. Zeszłam z konia i spróbowałam wprowadzić konia. Udało się całe i zdrowe byłyśmy na górze.
- Musicie zejść z konia - poradziłam. Po chwili wszyscy się znaleźli na miejscu.
- Już się robi ciemno, jedziemy do akademii - powiedziała pani Elizabeth, po czym ruszyła.


<Ktoś z grupy?>

poniedziałek, 13 października 2014

Nowa Adminka

Hej!

Nazywam się Wiktoria (można mi mówić Wika, Śledź, Kaktus, Bogdan i tam sobie jeszcze cuś) jestem tu nową adminką. Podpisywać się będę Śledź. Jeśli chcesz wysyłać do mnie opowiadania i tam jeszcze cuś (lubię mówić cuś) to do herosa137. Bla, bla, bla... Coś tam, cuś tam... I tak co jeszcze mogę powiedzieć, że jestem zwariowana. Pan od matematyki mówi, że jestem najgłośniejszym Śledziem w Bałtyku, (jeśli jesteś mądry/a dowiesz się, czemu). Jestem, na co dzień miła i hałaśliwa. Nie znoszę nudy, ale za to kocham jeść . Jak już zauważyliście nie umiem pisać takiego czegoś, więc no przykro? Mam tylko na dzieję, że mnie polubicie .

Śledź

piątek, 29 sierpnia 2014

Szukam admina/ki!!!

Mam bardzo ważną sprawę do was. Otóż wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zbliża się wrzesień- czas szkoły. I chociaż staram się o tym nie myśleć, to z moich obliczeń wynika, że jeśli mój tryb życia będzie wyglądał tak, jak zaplanowałam (tzn. pn-pt- szkoła, stajnia nr.1, a weekendy- stajnia nr.2) to nie będę miała za wiele czasu na zajmowanie się blogiem.
Szukam więc admina/adminki. Moje wymagania nie są zbyt duże:
-wystarczą jako takie znajomości w branży (masz się znać na koniach na tyle, żeby mi kurna nie napisać np. że galop zebrany jest szybszy od wyciągniętego, albo że wytok to taki rodzaj wędzidła),
-doświadczenie w blogach (nie będzie mi się chciało tłumaczyć jak napisać posta),
-brak jakiejś mega upierdliwości, czy też zepsucia tego bloga do końca,
-aktywność.

Jeśli nie znajdę nikogo odpowiedniego, to zawieszę bloga lub całkowicie go usunę ;(

wtorek, 26 sierpnia 2014

Od Neli- Konkurs 1

Ach w końcu,w końcu wakacje a właściwie ich koniec a ja nadal nigdzie nie wyjechałam,nachmurzyłam się.
Po chwili ruszyłam do stajni gdzie znalazłam Elizabeth.
Pojedziesz ze mną na morskie oko?
Nie mogę muszę pracować w Stadninie.
Ale może da się coś załatwić.
Daj mi czas do jutra, powiedziała.
Następnego ranka w stajni-Nela!!!
Możemy jechać!!!
-Naprawdę?
-tak!!
Pakuj się i jedziemy.
Wzięłam walizkę wszystko do niej upchnęłam, i byłam gotowa.
Wyjechałyśmy autobusem, w końcu byliśmy na miejscu.
Było dość wcześnie, kupiliśmy bilety.
I wzięliśmy nasze plecaki
Ja w nich miałam Krakersy,chrupki,wodę,chustkę i kurtkę.
A Elizabeth miała kanapki,wodę,kurtkę,plasterki i inne.
Weszliśmy na szlak na poboczu stały wozy,biedne konie pomyślałam.
Pierszy kilometr wcale nie byłby taki straszny gdyby nie przejeżdżające wozy te konie takie chude a jak im żyłki wystawały.
Elizabeth coś paplała.

Od Theo CD Rei

- Mały wyścig?- spytałem
- "Nie chce mi się". A co ci się chce?- spytałem śmiejąc się.
- Nic- powiedziała
- Okej. Noo to może wrócimy okrężną drogą?- spytałem znowu.
- Ale przecież nie znamy za bardzo terenów...- powiedziała nie pewnie.
- Daj spokój. Przygody aż się proszą- zaśmiałem się.
- No nie wiem...- wahała się.
- Oj Rea. Będzie fajnie- uśmiechnąłem się tak, że nie miała innego wyjścia niż się zgodzić.

~~~Pół godziny później~~~

Było już ciemno, a my byliśmy bez latarek oprócz telefonów. Jedyne co oprócz nich świeciło to księżyc.
- Theo... Gdzie my jesteśmy...?- spytała rozglądając się.
- Em... Nie wiem...- powiedziałem zaczynając żałować pomysłu na "okrężną drogę".
- Theo mówiłam że to zły pomysł-
- No ale żyjemy. Nic się nie stanie, zobaczysz. Za kilka minut będzie z powrotem w stadninie- jakoś próbowałem ją uspokoić.

<Rea?>

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Rei CD Theo

- Po prostu wiem i tyle - wzruszył ramionami.
- Proszę.
- Nie - zaczął się ze mną droczyć.
- Proooszę.
- Nieee.
- Bo zacznę mówić do ciebie Theoś - zażartowałam.
- Nie no błagam.
- Theooosiu...
- Nie no, Rea.
- Puść to przestanę.
- Dobra, ale masz już we mnie niczym nie rzucać.
- Obiecuję - przewróciłam oczami śmiejąc się. Chłopak puścił, a ja lekko pacnęłam go w ramię. Przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Oboje wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce.
- Wiesz co? - spytałam.
- No?
- Jesteś niezłym kumplem - powiedziałam próbując sie nie śmiać.
- Tylko niezłym? - spytał z uśmiechem.
Rozmowę przerwał mój telefon. Dzwonił mój tata. Wzdychnęłam. Wpatrywałam się w ekran.
- Nie odbierzesz.?
- Wiesz siedzę sobie na łące, rzucam w ciebie trawą, patrze się na zachód słońca, a tu nagle dzwoni ojciec.
- Czyli nie odbierzesz?
- Nie chcę niszczyć miłego nastroju.
- I tak musimy go przerwać. Ściemnia się musimy wracać - wstał i otrzepał się z trawy i innego dziadostwa.
- Masz rację - odebrałam i odeszłam kawałek dalej. Tata spytał się tylko jak się czuję i co robię w tej chwili:
- Co robię? - spojrzałam na chłopaka, a ruchem warg zadalam pytanie `Co mam powiedzieć?`. Theo wzruszył ramionami śmiejąc się. - No siedzę... SAMA i rysuję - zmyśliłam. Ojciec pożegnał się ze mną i rozłączył się.
- Czemu nie powiedziałaś mu prawdy? - spytał.
- Jest nadopiekuńczy. Nie wiem co by zrobił gdybym mu powiedziała, że gdzieś się włóczę z jakimś chłopakiem.
- No cóż - uniósł obie brwi.
Kiedy boje znaleźliśmy sie na koniach. Wolnym tempem szliśmy w stronę stadniny.

<Theo? >

niedziela, 24 sierpnia 2014

Od Theo CD Rei

- Wiesz co?- spytałem
- Hm?- odwróciła głowę w moją stronę.
- Jesteś niezłą kumpelą - uśmiechnąłem się przekornie.
- Tylko niezłą? Ja jestem cudowna- trąciła mnie lekko w ramie śmiejąc się.
- Nie przesadzaj. Aż tak świetna nie jesteś- uśmiechnąłem się.
- Śmiesz wątpić w moją doskonałość?- spytała
- Nawet jeśli, to co?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Osz ty- zaczęła we mnie rzucać trawą.
- Ej spokojnie. Nie denerwuj się tak- złapałem ją za nadgarstki aby nie mogła już sięgnąć po więcej trawy.
- Puść mnie- mruknęła
- Nie bo znowu zaczniesz we mnie rzucać trawą- powiedziałem spokojnie.
- Skąd ta pewność?- spytała.
- Po prostu wiem i tyle- wzruszyłem ramionami.

<Rea?>

wtorek, 19 sierpnia 2014

Od Клео CD Alexa, Emily

Uśmiechnęłam się mimowolnie, kiedy usłyszałam pytanie.
-Taa, trochę tańczę, ale nie jakoś zawodowo- mruknęłam wymijająco.
-Niemożliwe, na pewno byłaś w jakimś programie. 'Mam Talent'? 'Got To Dance'?- nie ustępował Alex.
Zaśmiałam się.
-Nie, nigdy. Chociaż kiedyś należałam do takiego jednego zespołu...
-Wiedziałem!- wykrzyknął uradowany.
-Ale już w nim nie jestem...
-Dlaczego?
-Bo...- urwałam nagle, bo Śnieżka nagle straciła równowagę i zsunęła się po zboczu. Ściągnęłam wodze, starając się utrzymać nas w miejscu.
Kiedy się odwróciłam zobaczyłam, że za mną spadł też Alex na Danny'm. Anhyi i Verdwaalde na szczęście się utrzymały.
Łącznie było nas czworo, zaczynając od Emily, a za nią Johnny, ja i Alex.
-I jak wrócimy?- spytałam zsuwając się z konia. Pytania tego nie skierowałam do nikogo konkretnego.
-Nic wam się nie stało?- spytała Anhyi.
-Nie, wszystko w porządku- powiedział Johnny- Tylko nie możemy wyjść, za stromo.
W tym momencie podjechała pani Ela.
-Jakieś półtora kilometra dalej zbocze się obniża, tam wyjedziecie- wyjaśniła- Będziemy jechać dalej tą drogą, tam się spotkamy.
-Aye, aye!- zakrzyknęła Emily i ruszyła z kopyta na przód. Za nią pojechał Johnny.
Zaśmiałam się i wskoczyłam z powrotem na Śnieżkę.
<Ktoś?>

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Od Клео CD Marka

-Ach, nic ciekawego... byłam w domu, nudziłam się- wzruszyłam ramionami- Ta blondyna to twoja... siostra?
-Tak, nazywa się Lisa.
-Urocza, ale wygląda na dziewczynę z charakterem.
-Zdecydowanie- zaśmiał się.
Podniosłam się z ziemi i otrzepałam ubranie z trawy- miałam na sobie beżową, lekką sukienkę z koronką na ramiączkach i ciemnobrązowy sweterek w konny motyw, a na nogach skórzane kozaki.
-Idziemy gdzieś?- spytałam.
-Aha, może na plażę?- zaproponował.
-Jasne- zgodziłam się od razu.
Pożegnałam się ze Śnieżką i poszłam z Markiem w kierunku plaży.

<Marco? Nie za długie? xD >

Od Emily CD Johnny'ego, Anhyi

Od razu po przyjeździe do akademii usłyszałam, że jedziemy w teren.
Jechałam przed Johnn'ym, więc postanowiłam pogadać.
-Johnny, gdzie byłeś na wakacjach?
-Z kolegami we Francji. A ty?
-Ja? Najpierw byłam w Hiszpanii u cioci, a potem z przyjaciółmi byłam w Turcji.
-Fajnie było?
-W Turcji lepiej... No, ale mów jak było u ciebie.-Przez ten czas, gdy ja mówiłam, pani informowała o stromym zboczu, a ja nie przestałam galopować i zsunęłam się na dół, a za mną inni, a tak dokładnie było nas czworo. Reszta się nie zatrzymała, ponieważ nikt nie krzyczał. W górę mieliśmy około 3 metry, ale było za stromo, aby wejść na górę z końmi.

< Johnny? Anhyi? Ktoś z czwórki? Tak opowiadanie dziwne, ale to tylko, dlatego bo nie miałam weny, a chciałam napisać coś takiego, aby nie było nudno:7>

Od Rei CD Theo

Konie galopowały. Z łatwością omijały różne przeszkody. W końcu stanęliśmy na chwilę by odpocząć. Znajdywaliśmy się na niewielkim wzniesieniu. Położyłam się na wilgotnej trawie i wpatrywałam się w pomarańczowe niebo. Przymrużyłam oczy, Theo usiadł koło mnie.
- O czym myślisz? - spytał.
- O niczym. A ty?
- Też o niczym.
- W takim razie czemu pytasz?
- Pomyślałem, że pomyślimy o tym obydwoje. - Zaśmiał się. Ja także się zaśmiałam i dalej wpatrywałam się w niebo, które powoli przechodziło w piękny fiolet.

<Theo? wybacz,że takie długie .-. >

niedziela, 17 sierpnia 2014

Od Клео- konkurs 1

-Nie wsiądę do dorożki- zaprotestowałam ostro.
-Żadne z nas nie wsiądzie do dorożki- poprawiła mnie instruktorka Elizabeth.
A mówiłyśmy do jakiegoś czuba w stroju góralskim, który proponował nam przewóz zaprzęgiem konnym. Oferował nam nawet zniżkę dla 'uroczych panienek'.
-Ja też jestem uroczą panienką?!- warknął wtedy Marco, na co baca tylko się zaśmiał.
-Nie i dlatego dla ciebie zniżki nie będzie.
-Nie będzie zniżki dla nikogo, bo my nie jedziemy- prychnęła Rea i widać było, że była bliska splunięcia gościowi na ryj.
-Dziękujemy panu, ale my się raczej przejdziemy pieszo- powiedziała łagodnie instruktorka.
Poszliśmy więc 'z buta' 8 kilometrów asfaltem. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie męczą te konie, przecież nikt z nas nie miał po tym nawet zadyszki i założę się, że ci ludzie na wozach też nie mięliby problemu z przejściem takiego dystansu. Chodziło tylko o to, że im się nie chce. Przez lenistwo tych ludzi ginęły konie.
Jakby na potwierdzenie moich myśli koń ciągnący dorożkę przed nami nagle zatrzymał się i przewrócił.
Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego: ludzie na wozie jak jeden mąż wyciągnęli telefony i aparaty i zaczęli cykać zdjęcia. Byłam bliska tego, żeby tam podejść, wyrwać któremuś z nich urządzenie i rozdeptać.
Baca w tym czasie spokojnie wyciągnął komórkę i zadzwonił po nowego konia.
-Idioci, widzicie?!- nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co robię krzyknęłam do ludzi na wozie- Przez wasze lenistwo właśnie ze zmęczenia padł kolejny koń, to wy do tego doprowadziliście, a teraz siedzicie i nic nie robicie, nic...
-A kogo to obchodzi?- spytał ktoś z dorożki- Przecież to tylko konie!
Kilka zakutych głów przytakiwało mu w milczeniu z lekką niepewnością.
-Mamo!- zaszlochała jakaś dziewczynka- Ta pani mówi, że przeze mnie ten koń nie żyje, czy to prawda?
Nie wiem, co bardziej mnie zdziwiło: to, że właśnie nazwano mnie 'panią', czy też odpowiedź mamy dziecka.
A jej odpowiedzią było najpierw długie milczenie, a później załamany kobiecy głos odparł cicho.
-Nie, to ja jestem winna, że pozwoliłam nam wsiąść do wozu, bez nas koniom byłoby lżej.
Wszyscy gapili się na siebie nawzajem w osłupieniu. Ciszę przepełnioną poczuciem winy i wstydem przerwał przyjazd nowego konia.
-Nic się nie stało- powiedział baca- jedziemy dalej, kochani turyści.
-Ja nie jadę!- pisnęła dziewczynka i szybko spojrzała na mamę, jakby spodziewała się nagany. Ona jednak skinęła tylko głową.
-My zsiadamy- powiedział już pewniejszym tonem- I innym radzimy to samo.
-Też nie mogę już tu siedzieć- zawtórował jej jakiś mężczyzna. I nie rzucał słów na wiatr. Zeskoczył z wozu i pomógł dziewczynce zejść.
Za nimi jeszcze wiele osób opuściło dorożkę zostały tylko dwie stare baby.
-A wy nie macie sumienia?!- krzyknął ktoś.
Ale nie doczekał się odpowiedzi, a dorożka pojechała dalej.

<C.D.N.> 

Od Anhyi- Konkurs 1

Z samego rana zaraz po śniadaniu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i wyszłam. Byłam podekscytowana wycieczką, ale i przestraszona. Wiedziałam co się dzieje na trasie do Morskiego Oka. Kiedy autokar zajechał na podjazd zrobiło mi się niedobrze, miałam chorobę lokomocyjną.
-Hej, Anhyi! Idziesz?
Zorientowałam się, że wszyscy już wsiedli i stałam sama na placu, a Johnny machał na mnie w drzwiach autokaru.
-Taa, już, już- mruknęłam i szybko do niego podeszłam.
Przed nami był kawał drogi. Johnny zaoferował, że usiądzie obok mnie z przodu autokaru.
-Dobrze się czujesz?- spytał. Musiałam wyglądać co najmniej jak zombie, bo patrzył na mnie z taka troską, że nawet się uśmiechnęłam.
-Wszystko okej, chciałabym po prostu trochę posiedzieć... sama- powiedziałam tak cicho, ze przez chwilę miałam nadzieję, że Johnny nie usłyszy.
Anhyi, co ty wyprawiasz?!- skarciłam się- On jest dla ciebie miły, a ty co robisz niewdzięczna szmato?!
-Dobra, idę, ale jak tylko będziesz czegoś chciała daj znać- wypowiedział te słowa w miarę ciepłym tonem, ale słychać w nich było urazę.
Chciałam go poprosić, żeby został, ale w porę ugryzłam się w język. Jeszcze by uznał, że robię mu jakąś łaskę, pozwalając obok siebie siedzieć. Teraz już za późno.
Westchnęłam cicho i resztę drogi patrzyłam przez okno uparcie ignorując nieprzyjemne uczucie w żołądku.
***
Kiedy nareszcie dojechaliśmy do Palenicy Białczańskiej wysiadłam z autokaru pierwsza i wzięłam kilka głębokich oddechów na świeżym powietrzu. Przez chwilę nawet byłam zadowolona, ale i ta namiastka szczęścia wygasła, kiedy zobaczyłam pierwszą dorożkę ciągniętą przez dwa wycieńczone, spragnione konie.
Instruktorka Elizabeth szybko i wprawnie nas przegrupowała.
Droga była prosta, asfaltowa i nie szła ostro w górę tylko była łagodna. Wlekłam się na samym końcu grupy, zastanawiając się, po co ci ludzie męczą tak te biedne konie. Przecież to tylko 8 km prostej drogi! Nie mogliby się kawałeczek przespacerować? Patrzyłam na ludzi siedzących w dorożkach- było parę starców i dzieci, ale w większości dorośli, którzy na pewno byli w stanie o własnych siłach pokonać ten, przecież krótki dystans.
Moje rozmyślania przerwał Johnny pojawiając się nagle tuż obok mnie, niczym zjawa.
-O czym myślisz?- spytał.
-Zgaduj- mruknęłam, wskazując ruchem głowy przejeżdżającą obok dorożkę.
Chłopak westchnął, jakby bał się mojej odpowiedzi.
-Nic na to nie poradzimy.
-Wiem- przyznałam z roztargnieniem- ale ktoś mógłby. Wystarczy wznieść protest, zaprowadzić sprawę gdzie trzeba, a potem tylko patrzeć jak zamykają tych morderców koni w więzieniu.
 Z ciemnych chmur na niebie zaczął siąpić deszcz.
-Mało prawdopodobne. Poziom inteligencji ponad 80% obywateli naszego kraju...
Johnny'emu przerwało zamieszanie przy jednej z dorożek.
Nawet nie zdając sobie z tego sprawy podeszłam bliżej i patrzyłam, jak sfrustrowany baca odczepia karabińczyki jednego z dwóch podczepionych koni. Przyjrzałam się bliżej zwierzęciu- kulało na lewą, przednią nogę.
Mżawka zamieniła się już w ulewę, strumyki brudnej wody spływały rowami ulicy.
Góral wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i wybrał numer. Zrobiłam jeszcze parę kroków, żeby usłyszeć rozmowę.
-...potknął się, głupia szkapa!
-...- drugiego rozmówcy nie słyszałam.
-...dobrze, a co z tamtym?... Oczywiście, do widzenia.
Woźnica rozłączył się i spojrzał na rannego konia. Przez chwilę zdawało mi się, że będzie tak stał całą wieczność, ale on w końcu poruszył ręką, sięgnął do kieszeni... od razu zorientowałam się, co planuje.
-Nie może pan tego zrobić!- krzyknęłam- Tego konia można jeszcze uratować, nie musi zostać uśpiony.
-Zamknij się, gówniaro!- warknął baca- nie twoja sprawa.
W tym momencie wtrąciła się instruktorka Karina:
-Anhyi... proszę, chodź. Ten pan ma rację, to nie twoja sprawa...
-Nie wierzę, że pani jest po jego stronie!- wykrzyknęłam poruszona.
W tym momencie piorun uderzył w dąb na skraju drogi. Drzewo zapłonęło i z trzaskiem gałęzi upadło w poprzek jezdni, tarasując przejście. Konie podczepione do dorożek zaczęły się szarpać i zawracać. Ludzie zeskakiwali z wozów i uciekali, a przerażeni górale starali się jakoś zapanować nad chaosem krzycząc i klnąc na wierzchowce.
Nieświadoma tego, co robię podbiegłam do rannego konia, złapałam za jego ogłowie i odprowadziłam od płonącego pnia. Nie byłam pewna, co dalej robić. Gładziłam delikatnie chrapkę zwierzęcia, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Johnny'ego.
-Potrzymaj go, zaraz wracam!- wcisnęłam mu wodze do dłoni i pobiegłam w stronę dorożek. Z przerażeniem stwierdziłam, że jedna z nich (ta z tylko jednym koniem) zajęła się ogniem, nie było już na niej żadnych ludzi- powsiadali do innych i odjechali.
Zaczęłam szarpać się z karabińczykiem przy ogłowiu konia. Ręce mi drżały, a mechanizm chyba się zaciął. W końcu szarpnęłam i urwałam jeden z pasków, na szczęście były słabej jakości. Obdarłam sobie dłonie, kiedy na nie spojrzałam widniały na nich smugi krwi. Koń zrozumiał, że jest wolny i odbiegł szybko od płonącego wozu. Ruszyłam za nim, ale nie mogłam go dogonić. Już się bałam, że zapędzi się do lasu, ale na szczęście instruktorka złapała go, kiedy przebiegał obok niej.
Prawie się uśmiechnęłam, ale zaraz pobiegłam do Johnny'ego i rannego konia.
-Musimy go zabrać do weterynarza- powiedziałam.
Instruktorka Elizabeth podeszła do nas.
-Zajmiemy się wszystkim, teraz najważniejsze zrobić coś, zanim ten pożar rozprzestrzeni się na cały las.
-Zadzwoniłam już po straż pożarną- oznajmiła Natalia.
Jakby na dowód tego w oddali usłyszeć się dało zawodzenie syreny alarmowej, które nasilało się z każdą sekundą.
Reszta poszła jak w zegarku, strażacy ugasili pożar, instruktorki zaprowadziły wszystkich uczniów na parking do znienawidzonego autokaru, a odpowiednie służby, wraz z weterynarzem na czele zajęły się końmi.
Tym razem poprosiłam Johnny'ego, żeby siedział obok mnie w autokarze.
-Wiesz... byłaś mega odważna- powiedział w końcu.
Wbrew własnej woli zarumieniłam się.
-Nie gadaj, chciałam tylko uratować konie. Ty przecież też przytrzymałeś tego rannego.
-Ale ty doskonale wiedziałaś, co robisz, nie spanikowałaś, a ja robiłem tylko to, co powiedziałaś. Byłem totalnie zdezorientowany.
Byłam zaskoczona. Ja? Ja niby miałam wszystko d o s k o n a l e opanowane? Że niby wiedziałam co robię?
-Działałam instynktownie, też byłam zdezorientowana.
-Ale jednak coś zrobiłaś- Johnny uparcie obstawiał przy swoim.
-Wiadomo już, co z tymi końmi?- spytałam nie tylko po to, żeby zmienić temat, naprawdę chciałam wiedzieć.
-Dyrektorka chce je odkupić- wtrąciła instruktorka Karina- Przynajmniej te dwa.
-Jak wspaniale- ucieszyłam się- Jak się nazywają i co to za rasy?
-Ronin- Gudbrandsdal i ten ranny Merro- Perszeron.
Kiedy dojechaliśmy w końcu pod bramę akademii oczywiście pierwsza wysiadłam z autokaru i wzięłam kilka głębokich oddechów, czułam się jednak, jakbym wciągała w płuca dym.
-Wszystko ok?- spytał Johnny podchodząc do mnie.
-Tak, jestem po prostu zmęczona, chyba pójdę już spać- odparłam wymijająco i poszłam do swojego pokoju.
Tam padłam na łóżko i wstałam dopiero rano, razem z budzikiem.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Konkurs





 Proszę o uwagę! Na reszcie zechciało mi się ruszyć mózgowie i zorganizować konkurs, więc liczę na waszą aktywność.
 
 Zdjęcie użytkownika Klaudynka Spadalska.
Słyszeliście o masakrach koni w Morskim Oku? Straszne! Chętnie bym na nich naklęła, ale nie wiem, co wy na taką wulgarną adminkę. Postanowiłam w związku z tym zorganizować konkurs (bo po coś w końcu tą zakładkę zrobiłam).
Zasady są proste: piszecie opowiadanie o tym jak podczas wycieczki na Podhale (którą zorganizuję na prędko między wyjazdem w teren, a zawodami w skokach) widzicie te biedne, parzystokopytne stworzenia pod zaprzęgami i co robicie w związku z tym. Czekam na długie, pięknie napisane opo. w dużej ilości, mogą zawierać szczegółowo opisane tortury na tych j*****ch potworach, nazywających siebie góralami, no i oczywiście szczęśliwe zakończenia. Więcej informacji w zakładce 'Konkursy i zawody'.

Od Johnny'ego CD Anhyi

Byłem wstrząśnięty tym, co powiedziała Anhyi. Wiedziałem, że będę teraz musiał spędzić z nią trochę więcej czasu, żeby nie przejmowała się tak tym, co się stało.
A teraz siedziałem na Rieede'em, a ona z Verdwaalde dwa konie za mną. Trudno się mówi, wzruszyłem ramionami, będzie jeszcze czas, żeby pogadać. Przede mną jechała Emily, więc postanowiłem z nią pogadać, nie wiedziałem jednak, jak zacząć. Już miałem palnąć jakiś głupi tekst o pogodzie, dziewczyna na szczęście mnie uprzedziła:
-Johnny, gdzie byłeś na wakacjach?
-Z kolegami we Francji- postanowiłem nie ciągnąć dłużej tego tematu w związku z przykrymi dla mnie wspomnieniami z Angeliką, Sarą i Bellą- dziewczynami, z którymi poznałem się w pociągu- A ty?
<Emily?>

Od Alexa

Patrzyłem na Danny'ego, który stał na placu osiodłany i gotowy do drogi. To był mój pierwszy w życiu wyjazd w teren, ogólnie nie byłem mocno ogarnięty w jeździectwie. Jeździłem dopiero od półtora roku. Do tego nikogo tu nie znałem, chciałbym, żeby ktoś mi w razie czego pomógł, ale nie chciałem też wyjść na mięczaka.
Odwróciłem się słysząc stukot kopyt i zobaczyłem piękną jasno-siwą klacz prowadzoną przez jeszcze piękniejszą dziewczynę.
Chyba wyczuła moje spojrzenie, bo zwróciła się do mnie.
-Hej, jesteś nowy?- spytała.
-Alex- powiedziałem, kiwając głową- A ty?
-Nazywam się Клео, pochodzę z Ukrainy- wyjaśniła.
-Okej, wsiadamy!- instruktorka wskoczyła już na grzbiet swojego wierzchowca i czekała niecierpliwie, aż uczniowie zrobią to samo.
Odetchnąłem głęboko i podciągnąłem się na siodło. Cały czas starałem się nie odwracać, ale nawet nie zauważyłem, kiedy Клео zdążyła wsiąść. Poruszała się tak zwinnie i szybko.
Jest wysoka, byłaby dobra w kosza- przemknęło mi przez myśl. Mimowolnie wyobraziłem ją sobie, jak przemyka między graczami, szybka jak wąż, omija obrońców i trafia bezbłędnie do kosza.
Otrząsnąłem się. Ogarnij się, Alex! Skierowałem Danny'ego w stronę kolumny koni wyjeżdżającej przez bramę. Przy okazji zauważyłem, że Клео jedzie tuż przede mną. Uznałem to za dobrą okazję do nawiązania rozmowy.
-Jesteś może tancerką? Masz bardzo zwinne ruchy.
Dziewczyna odwróciła się w siodle i zobaczyłem ma jej ustach szeroki uśmiech.
<Клео?>

Od Marka CD Lisy

Zaprowadziłem siostrę do jej pokoju, dałem kilka instrukcji, w tym gdzie znaleźć kuchnię i kogo pytać o pomoc, gdyby chciała znaleźć mnie i poszedłem przywitać się ze znajomymi, czyli, hmm, właściwie tylko z Клео. Znalazłem ją na pastwisku- siedziała na trawie obok pasącej się Śnieżki.
-Hej!- powiedziałem podchodząc do niej.
Dziewczyna drgnęła i spojrzała na mnie.
-Cześć. I jak wakacje?- spytała od razu.
-Ujdą- wzruszyłem ramionami- Bardziej interesuje mnie, co ty robiłaś.

< Клео?>

Od Lisy

Kiedy razem z Markiem po raz pierwszy przekroczyłam bramę akademii brat musiał podtrzymywać mnie pod ramię, bo inaczej nogi by się pode mną ugięły i padłabym nieprzytomna na podjazd. Właśnie spełniały się moje największe marzenia, jeździectwo było dla mnie wszystkim i już nie mogłam się doczekać tego wyjazdu w teren, a co dopiero zawodów skokowych.
-I jak, podoba ci się?- Marco musiał zadać to pytanie trzy razy, zanim w końcu odpowiedziałam:
-Bardzo- nic więcej nie zdołałam wykrztusić.
Nagle podbiegł do nas jakiś bernardyn- w pysku trzymał patyk, a jego ogon radośnie podrygiwał, jakby w rytm jakiejś niesłyszalnej do ludzkiego ucha muzyki.
-A, Lisa, to jest Mafia- przedstawił sunię Marco.
Spojrzałam niepewnie na psa, znałam się nieco na tych zwierzętach i wiedziałam, ze byłam dla niego obca. Pewnie gdyby nie było ze mną brata, to ten rzuciłby się na mnie. W końcu był tresowany na obrońcę stada.
-Musisz rzucić jej patyk- podpowiedział brat.
Chciałam mu coś odwarknąć, ale miałam na to zbyt dobry humor, poza tym wiedziałam równie dobrze jak on, że niepotrzebnie się zawahałam. Zganiłam się w myśli za tę gafę i powoli podłożyłam Mafii dłoń pod pysk, wierzchem do góry. Sunia upuściła patyk pod moje nogi i powąchała moją rękę. Dumna z siebie podniosłam patyk i rzuciłam najmocniej jak potrafiłam i... patyk odbił się od ściany jakiegoś budynku i przyleciał z powrotem w moim kierunku niczym bumerang. Przeleciał parę centymetrów obok mojej głowy, a zdezorientowany pies skoczył za nim sfrustrowany.
-Ładny rzut!- pochwalił mnie brat sarkastycznie.
Dałam mu kuksańca w bok i spytałam:
-Pokarzesz mi w końcu mój pokój?

<Marco?>

Od Anhyi C.D.N.

Zaraz po powrocie do akademii dowiedziałam się, że wyjeżdżamy w teren. Nie byłam z tego powodu specjalnie zadowolona po ostatnich wydarzeniach, samopoczucie poprawiał mi Johnny, któremu od razu opowiedziałam o tym, co się stało.
-Nie możesz się tym zadręczać- powiedział- ciesz się, ze nikomu nic się nie stało, zawsze mogło skończyć się gorzej.
-Masz rację, ale jak pomyślę, że gdybym wróciła chwilę później to konie...
-...uratowaliby strażacy- przerwał mi- nie ma się czym martwić. A teraz może chodźmy już po konie, zaraz jedziemy.
-Ok.

<Johnny?>

piątek, 25 lipca 2014

Blog zawieszony!

Uwaga, informuję, że wyjeżdżam na wakacje i nie będę mogła zajmować się blogiem. Nie ma drugiego admina, więc SBA zostaje zawieszone. Przerwa trwa od 26.07 do 12.08. W tym czasie możecie odpocząć od pisania ;) Pozdrawiam, ucieszona z wyjazdu Admina.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Od Anhyi C.D.N.

Bez zastanowienia pobiegłam prosto w kierunku stajni. Ta na szczęście jeszcze nie zajęła się ogniem, mimo to konie rżały jak opętane. W gruncie rzeczy pożar nie był duży.
W pośpiechu pootwierałam wszystkie boksy i wypuściłam konie na pastwisko. W samą porę, bo jakaś belka właśnie się osunęła i zawaliła połowę dachu. Krzyknęłam i uskoczyłam w bok, unikając płonących przedmiotów. Upadłam na ziemię przy okazji raniąc się w rękę na kopystce, którą k t o ś zostawił w trawie. Głupi stajenny- pomyślałam z wściekłością.
W oddali usłyszałam wycie strażackiej syreny alarmowej.
***
Siedziałam w wygodnym fotelu w salonie mojej cioci. Zdrową ręką głaskałam nerwowo miękkie futerko Ari'ego i czekałam na to, co powie mama.
-No więc tak- zaczęła- na akademię wrócisz.
Na to właśnie czekałam. Odetchnęłam, nawet nie kryjąc ulgi.
-W tym czasie ja zajmę się znalezieniem nowego mieszkania. Strażacy stwierdzili, że było to podpalenie, więc zostanie wszczęte dochodzenie. Twoja kuzynka, Vera zaoferowała, że pożyczy ci trochę swoich ubrań, jednak mimo to wybierzemy się dzisiaj na małe zakupy- tu mama mrugnęła do mnie porozumiewawczo- złożyłam też już skargę na producenta czujników dymu w naszym domu.
-A konie?- spytałam.
-Na razie są w starej stajni, nie jest bardzo spalona. Przysmażone są tylko zewnętrzne ściany. Potem je przeniesiemy.
-To co teraz na zakupy?- uśmiechnęłam się szeroko.
-A zaraz potem do SBA- zgodziła się.
<C.D.N.>

Od Theo CD Rei

Przez chwilę myślałem, aż w końcu coś wymyśliłem.
- Poczekasz tutaj chwilkę? Zaniosę tylko rzeczy do swojego pokoju i zaraz wracam- uśmiechnąłem się i poszedłem do pokoju.
Kiedy wszedłem położyłem gitarę na łóżko,a resztę na biurko. Potem szybko wróciłem do dziewczyny.
- Mam pomysł. Może się gdzieś przejedziemy? Dopiero przyjechałem i chciałbym trochę pooglądać krajobrazy. Oczywiście jeśli ci to nie przeszkadza- uśmiechnąłem się.
- Okej, czemu nie- zgodziła się.
Kilka minut potem konie były już osiodłane. Kicker był trochę większy od klaczy Rei. Ruszyliśmy w stronę łąk. Był piękny wieczór i wiał chłodny wiaterek, który rozwiewał grzywy i ogony koni.

<Rea? się rozmarzyłem xd>

niedziela, 20 lipca 2014

Nowa uczennica!

http://4.bp.blogspot.com/-9B5oC21CHO0/U0hONonSB-I/AAAAAAAAAfc/UPTEAU78c40/s1600/ladna-dziewczyna-likely-pl-9d890c3d.png
Imię i nazwisko: Natalia Demarek
Wiek: 16 lat
Płeć:♀
Narodowość: Anglia
Charakter: miła, spokojna, przyjacielska, jednymi z najważniejszych rzeczy w jej życiu są fryzura i buty.
Hobby: malowanie.
Ulubione przedmioty: zajęcia artystyczne, angielski
Wrogowie: jest raczej pokojowa.
Chłopak: brak
Opieka: Łaciaty
Pokój: 24
Medale: 0
Dobytek: toczek, bryczesy, przybory do malowania, lakiery do włosów.
Pieniądze: 200zł

Od Rei CD Theo

- Rea - podałam mu jego rzeczy. Zdążyłam zauważyć zeszyt, ołówki i te inne pierdoły. - Lubisz rysować?
- Tak - uśmiechnął się - a ty?
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam lekko... zdenerwowana?
- Tak... - wydusiłam po chwili.
Po tym nastało to czego się spodziewałam i bałam. Niezręczna cisza. Ostatnio taką Niezręczna Ciszę miałam w... piątej klasie? Tak. Od tamtego czasu nie rozmawiałam z żadnym chłopakiem tak długo. Dlaczego? Będąc w podstawówce nosiłam aparat i byłam najlepsza z francuskiego, którego cała szkoła nienawidziła. Nieważne. Jedyne słowa, jakie słyszałam to `hej`. Ja w tedy zazwyczaj nie odpowiadałam będąc zawstydzona, lub myślałam, że to po prostu żart.
Niezręczną Chwilę przerwał telefon. Kto śmiał mnie nawiedzić? Kochana mama. Na mojej twarzy pojawił się grymas z lekką wściekłością.
- Przepraszam cię na moment - odeszłam dwa kroki od chłopaka.
Ja: Czego chcesz?
Mama: Jeśli nie chcesz jechać do babci pojedź chociaż do domu.
Ja: Nigdzie nie jadę.
Mama: Myślałam, że chciałaś jechać...
Ja: Plany się zmieniły...
Zakończyłam rozmowę. Zablokowałam ekran i nerwowo schowałam telefon do kieszeni.
- Przepraszam ,że musiałeś tego wysłuchiwać, ale mama nie daje mi spokoju.
- Nic nie szkodzi.
- Masz jakieś plany? Oczywiście jeśli chcesz to coś zrobić sam to nie ma problemu.
- Zaraz coś wymyślę - uśmiechnął się, spojrzał w inna stronę.

<Theo? >

Nowy uczeń!


Imię i nazwisko: Alexander Mare (Alex lub Olek)
Wiek: 15 lat i 9 miesięcy
Płeć: ♂
Narodowość: Polska
Charakter: Olek, to w gruncie rzeczy miły chłopak, mimo to jednak często zdarza mu się moocno wkurzać wszystkich wokół siebie. Nigdy nie chowa urazy i zawsze dochowuje danego słowa. Optymista, zawsze stara się przedstawiać świat w kolorowych barwach. Poza tym uśmiecha się prawie zawsze, kocha ryzyko i dobrą zabawę.
Hobby: gra w koszykówkę
Ulubione przedmioty: zajęcia teatralne, informatyka.
Wrogowie: w jego doznaniu nikt.
Dziewczyna: na razie nie szuka
Opieka: Danny
Pokój: 25
Medale: 0
Dobytek: piłka do kosza, toczek, oficerki, zestaw bandan.
Pieniądze: 200zł

piątek, 18 lipca 2014

Od Anhyi C.D.N.

Potem jeszcze kilka razy pojechałyśmy z mamą w teren. Czasami gdzieś do lasu, a czasami włóczyłyśmy się po ulicach miasta. W końcu mama zaproponowała, żebyśmy pojechały na dłuższą wycieczkę. Z naszego miasta Prellenkirchen wybrałyśmy się aż nad Neusiedler See.
Było to daleko, ale jakoś dałyśmy radę. Kiedy już dotarłyśmy na miejsce było późne popołudnie, więc zatrzymałyśmy się w Campingplatz Breitenbrunn i poszłyśmy do restauracji na spóźniony obiad.
-Cudowna wycieczka- powiedziałam, kiedy wspólnymi siłami próbowałyśmy rozłożyć namiot.
-Zgadzam się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się na taką wybierzemy- odparła.
Kiedy już namiot stał o własnych siłach poszłyśmy zobaczyć, co u koni. Sunny i Tassa stały w sąsiadujących ze sobą boksach. Wyglądały na zmęczone, ale i zadowolone.
Wyciągnęłam z kieszeni jabłko i przekroiłam je na pół. Jeden kawałek natychmiast wylądował między zębami Sunny'ego, natomiast drugi został starannie obwąchany przez unoszącą się nad nim chrapkę Tassy, a następnie także skonsumowany.
Zaśmiałam się widząc, jak konie przeżuwają owoc, a następnie domagają się kolejnego.
Wyszłam ze stajni, wczołgałam się do namiotu i niemal natychmiast zasnęłam.
Śniły mi się parzystokopytne galopujące przez łąki. Całe stado, na którego czele biegli Verdwaalde i Sunny. Zaraz za nimi Tassa i Rieede. A na końcu wszystkie inne konie- i te moje prywatne i te z SBA. To był cudowny sen, w którym nie było ludzi, były tylko konie i przesuwająca się pod ich kopytami zielona trawa. Nagle mój kąt widzenia stał się inny. Nie byłam już obserwatorem tego wszystkiego, teraz ja także biegłam. Przed sobą widziałam galopujące konie, a za sobą słyszałam tętent kroków innych kopyt. Wtedy to zrozumiałam, też byłam koniem. Spokojny galop zamienił się w szaleńczą ucieczkę. Konie ze stada zaczęły parskać i wierzgać. Ja także byłam niespokojna, obejrzałam się za siebie i mimo bujnej grzywy zasłaniającej widok zobaczyłam pomarańczowe płomienie muskające do niedawna zieloną trawę. W nozdrzach poczułam kłujący zapach dymu. Poczułam się senna, nie byłam w stanie dalej biec. zaczęłam zwalniać, a inne konie wyprzedzały mnie, uciekając przed pożarem. Tassa obejrzała się na mnie. Chciała się zatrzymać i mi pomóc, ale reszta stada pociągnęła ją za sobą. Przeszłam do stępa. Płomienie były coraz bliżej. Czułam, jak mój ogon zajmuje się żywym ogniem. Zdawało mi się, że kopyta topią się pode mną, nie byłam zdolna do zrobienia choćby jeszcze jednego kroku. Zatrzymałam się, a płomienie natychmiast opętały moje ciało. Stanęłam dęba, żeby zobaczyć, czy reszcie koni udało się uciec. Opadłam na spaloną ziemię i odetchnęłam z ulgą- stado było bezpieczne. Zarżałam jeszcze raz, zanim ogień przepalił mi struny głosowe, potem już tylko leżałam, czekając na to, co nadejdzie...
Obudziłam się z krzykiem na ustach. Chwyciłam się ręką za szyję- była w całości, mogłam mówić. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
To tylko sen- powtarzałam sobie- To tylko sen.
Podniosłam telefon, była 04.13. Zamknęłam oczy i się odprężyłam. Znowu zasnęłam, tym razem jednak był to sen bez snów.
-Anhyi, wstawaj!
Otworzyłam jedno oko i ujrzałam zamglony obraz przedstawiający moją mamę, która trzymała w jednej ręce termos, a drugą potrząsała delikatnie moim ramieniem.
-No... wstaję...- mruknęłam i zamknęłam oko.
-Właśnie widzę.
Pozbierałam w sobie całą energie i podniosłam głowę z prowizorycznej poduszki, złożonej z bluzy.
-Wyspałaś się?- spytała mama.
-Taaa.
Usiadłam i z wdzięcznością przyjęłam termos z gorącą herbatą.
Potem poszłyśmy osiodłać konie i wróciłyśmy do domu. Kiedy byłyśmy już na Pamaerstraße i znalazłyśmy się w tak dobrze znanych mi okolicach odprężyłam się i usiadłam wygodniej w siodle. Już prawie nie pamiętałam mojego snu, ale wciąż jakby czułam zapach dymu. I wtedy usłyszałam krzyk:
-Ogień! Dom pani Walshenn płonie!
<C.D.N.>

Od Theo CD Rei

Pakowałem walizki i inne torby. Pół godziny później wszystko było już tam, gdzie być powinno. Zaniosłem rzeczy do samochodu. Kilka godzin później byłem już na miejscu.
****
Wychodziłem z pokoju aby znaleźć idealne miejsce żeby móc coś komponować. Na ramieniu miałem zawieszoną gitarę, a w ręku trzymałem zeszyt, kilka ołówków i gumkę do ścierania. Zaś w drugiej ręce trzymałem telefon. Z zawzięciem pisałem SMS 'a do kolegi. Byłem tak skupiony na komórce, że nie zauważyłem idącej w moją stronę dziewczyny. Skutek był tego taki, że wpadliśmy na siebie, a wszystkie moje trzymane w rękach rzeczy rozrzuciły się na podłodze. Szczęście że przynajmniej gitara była cała.
- Nic ci nie jest?- spytałem pomagając dziewczynie wstać
- Nie, dzięki. Wybacz, nie zauważyłam cię- tłumaczyła się pomagając mi zbierać rzeczy z podłogi- Gapa ze mnie...
- Nie szkodzi. Też bym cię nie zauważył przez telefon- mówiąc to podnosiłem swojego Iphon 'a- Jestem Theodor, ale przyjaciele mówią na mnie Teo- uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny, a ona podała mi moje rzeczy.

<Rea?>

środa, 16 lipca 2014

Od Rei

Siedziałam sama w swoim pokoju. Nudziłam się niesamowicie. Byłam poirytowana faktem iż nie mogę pojechać na jakiekolwiek wakacje, tylko muszę się tu za przeproszeniem kisić. Usłyszałam sygnał SMS`a. Szybko podleciałam po telefon, odblokowałam ekran. Był to SMS od mamy.
<to kursywą>
Cześć Rea. Jutro z samego rana przyjedzie po ciebie wujek. Zawiezie cię do babci. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić.
Mam tylko jedną babcie. Powód raczej jest logiczny. Niestety została mi babcia mieszkająca na pustkowiu (czyli na wsi), która nie jest zbyt miłą osobą. Ciągle marudzi, każe pracować jak nie w polu, to przy garach, stodole. Nienawidzę jej.
Leżałam na łóżku patrząc się w sufit. W końcu zadzwoniłam do mamy. Przez chwilę nie widziałam co powiedzieć. Nastała cisza, którą co 4 sekundy przerywał sygnał. W końcu odebrała.
Ja: Mamo, odmawiam wyjazdu do babci.
Mama: Wszystko już załatwione, musisz pojechać.
Ja: Non! Mama s'il vous plaît!
Mama: Babcia z pewnością się uciesz z twoich odwiedzin.
Ja: Nie jadę!
Zakończyłam rozmowę po czym wybiegłam z pokoju. Od razu wpadłam na jakiegoś chłopaka.

<Więc.... ;/>

wtorek, 15 lipca 2014

Nowy uczeń!


Imię i Nazwisko: Theodor Lawrence Price (Theo)
Wiek: 15 lat i 6 miesięcy
Płeć: ♂
Narodowość: Wielka Brytania
Charakter: Theo to wiecznie niezdecydowany chłopak. Nie ma takiego dnia w którym na jego ustach nie widniałby szeroki uśmiech. Szalony, zwariowany i pokręcony- to właśnie on. Theo to idealny materiał na przyjaciela. Możesz powierzyć mu każdą tajemnicę wiedząc, że nikomu jej nie powie. Jeśli mu zaufasz to znaczy, że podjąłeś dobrą decyzję. Lubi podejmować wyzwania. Często tylko zdarza się mu być nerwowym, ale to tylko w ostateczności. Na co dzień to spokojny i miły chłopak.
Hobby: przede wszystkim jazda konno, malowanie itp., śpiewanie, granie na gitarze, taniec, wszelkiego rodzaju sporty,
Ulubione przedmioty: zajęcia artystyczne, taniec, zajęcia sportowe, muzyka
Wrogowie: jak taki wspaniały chłopak mógłby mieć wrogów?
Dziewczyna: jak na razie nie znalazła się podobna do niego....
Opieka: Kicker
Pokój: nr. 14
Medale: 0
Dobytek: laptop, gitara, kilka rzeczy do pielęgnacji koni, samsung
Pieniądze: 200 zł

niedziela, 13 lipca 2014

Nowa uczennica!


Imię i nazwisko: Lisa Alisdair
Wiek: 12 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Australia
Charakter: odważna, towarzyska, lubi "zadrzeć nosa", sprytna, zawsze wymiguje się od kłopotów, w które często wpada
Hobby: taniec, joga.
Ulubione przedmioty: nic
Wrogowie: często kłóci się z bratem
Chłopak: brak
Opieka: Vitani
Pokój: 12
Medale: 0
Dobytek: stroje do tańca i jogi, bryczesy, oficerki, laptop.
Pieniądze:  200zł

Od Marka C.D.N.

Gorący kubek parzył mnie w dłonie, ale nie przejmowałem się tym. Patrzyłem na Lisę siedzącą na grzbiecie ogromnego, gniadego rumaka galopującego prosto na krzyżaka stojącego po drugiej stronie ujeżdżalni.
Wstrzymałem oddech, kiedy koń naprężył wszystkie mięśnie gotowe do skoku, odbił się tylnymi nogami i przeleciał przez poprzeczkę. Był to jednocześnie piękny, a także przerażający widok.
Odetchnąłem z ulgą widząc, że dziewczynka trzyma się dalej na grzbiecie siedząc wygodnie na kłębie konia i macha w moim kierunku.
To był jej pierwszy skok na oklep. Dzielna mała- pomyślałem- No, już znowu nie taka mała, w końcu ma już 12 lat.
Odłożyłem kubek z herbatą na ławkę i podszedłem do Lisy.
-I jak?- spytała kierując konia na wydeptaną przez kopyta ścieżkę, żeby go rozstępować.
-Wspaniale- zapewniłem ją- Czysto i bezbłędnie.
Dziewczynka rozpromieniła się.
-Jeju, tak się cieszę z tego obozu jeździeckiego, to jest fantastyczne!
-A jak Bazar? Spisuje się?- obrzuciłem wzrokiem konia, który odwzajemnił się spojrzeniem tylko jednym okiem, nie odwracając głowy.
-Jest wspaniały- Lisa poklepała ogiera po szyi- Tylko przy czyszczeniu nie podaje kopyt.
-Dziwisz mu się?- spytałem- Ma dopiero 4 lat, to właściwie jeszcze taki źrebak, no i często ma te swoje fochy.
-Och, tak bym chciała mieć swojego konia- rozmarzyła się, chyba już po raz setny tego dnia.
-Chodź, może lepiej sprawdzimy, jak radzi sobie Clari.
Lisa się zgodziła, zeskoczyła z grzbietu Bazara i zaprowadziła go na pastwisko.
W tym czasie ja skierowałem się już w stronę hali, na której instruktor uczył Clari jeździć.
-Hej!- powiedziałem, wchodząc do środka.
Między belami siana kłusowała piękna dziewczyna z rozwianymi, kasztanowymi lokami. Potrząsnąłem głową i uczucie zniknęło, już dawno powiedziałem sobie, że z nią koniec.
-Cześć, Marco!- krzyknęła uradowana Clari.
-Nieźle jej idzie- powiedział instruktor, podchodząc do mnie- Jeszcze będzie z niej zawodniczka.
-Taką mam nadzieję- odpowiedziałem szczerze.
Siwa klacz, na której jeździła Clari podeszła do nas i zatrzymała się.
-Schodź już- powiedział instruktor- Na dzisiaj wystarczy.
Dziewczyna zsunęła się na ziemię i zdjęła toczek.
-Zaprowadzić ją na pastwisko?- spytała.
-Tak, tylko najpierw ją rozsiodłaj, Marco ci pomoże- odpowiedział instruktor.
Przystałem na tą propozycję i razem z Clari wyszliśmy na zewnątrz.
<C.D.N.>

sobota, 12 lipca 2014

Od Johnny'ego

Po ciężkim tygodniu w Meksyku, ciągłych spotkaniach z krewnymi, odpowiadania na te same pytania w kółko ('Jak ci idzie w szkole?'- 'Super', 'Masz jakichś fajnych kolegów?'- 'Tak', itd.) nareszcie mogłem się spakować, wsiąść do pociągu z dwoma kumplami Darkiem i Quinn'em i pojechać na wymarzone wakacje do Francji.
Kiedy siedzieliśmy już w przedziale (na szczęście poza nami był pusty) zacząłem entuzjastycznie opowiadać kolegom o akademii jeździectwa.
-Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogę tu sobie z wami gadać- westchnąłem teatralnie- Wiecie, że poza mną jest tam tylko jeden chłopak?!
-Ło, ło, łoł, no to ile jest dziewczyn?- zapytał Quinn wyraźnie zafascynowany.
-Właśnie, Jo. Są jakieś ładne sztuki?- dodał Darek.
-No...
-Czekaj!- przerwał mi Darek- Znam tą minę! Opowiadaj, czekamy z niecierpliwością!
Quinn zawtórował mu energicznym kiwnięciem głowy.
-Okey, jest taka jedna... a właściwie dwie...
-Ładne?
-Ile mają lat?
-Która dla mnie?
-Jak się nazywają?
-Która bardziej ci się podoba?
Koledzy zaraz zasypali mnie gradem pytań, na które i tak miałem zaraz odpowiedzieć.
-Dobra, dobra, dobra- przerwałem im- Odpowiedź na pierwsze pytanie: tak i to bardzo. Na drugie: jedna 14, a druga 15. Trzecie: żadna, Darek- tu spojrzałem na kolegę, który tylko udał, ze się obraża i odwrócił się w stronę okna- Pytanie czwarte: to Anhyi oraz Emily. No i piąte: sam nie wiem i chyba w tym cały problem...
-No to zróbcie losowanie!- zaproponował Quinn.
-Nie, lepiej zagrajcie w butelkę i wybierz tę, która lepiej całuje- poprawił kolegę Darek.
-Butelkę? Może od razu zagrajcie w słoneczko!- prychnął sarkastycznie Quinn.
-Ty! To świetny pomysł!- ucieszył się Darek.
Nie mogłem już słuchać, na jakie tory schodzi ta rozmowa, więc im przerwałem:
-Nie zamierzam robić żadnego losowania i naprawdę nie wiem nawet, czy z którąkolwiek z nich będę się spotykać, więc może trochę ochłońcie, co?!- warknąłem, może trochę zbyt agresywnie zareagowałem, ale byłem zmęczony i nie miałem ochoty na tego typu rozmowy.
-Dobra, stary wyluzuj- powiedział Quinn.
-Taaa, trochę nas poniosło- mruknął Darek.
W tym momencie pociąg z piskiem zatrzymał się na stacji, a po chwili do naszego przedziału weszły trzy rozchichotane dziewczyny. Jedna z nich spytała:
-Czy możemy się dosiąść?
<C.D.N.>

środa, 9 lipca 2014

Od Anhyi C.D.N.

Kolejne dni wakacji mijały mi na nudnych przesiadywaniach w biblioteczce oraz spaniu. Całe moje życie ograniczyło się do książek i miękkiej poduszki. Brakowało mi jazdy konnej, a nawet przerzucania siana.
Pod koniec kolejnego nudnego dnia stało się coś niewyobrażalnego: zobaczyłam, jak moja mama otwiera szafę w przedpokoju i wyciąga z niej swój stary toczek.
Podbiegłam do niej i uściskałam piszcząc jak mała dziewczynka.
-Czyli jedziemy?!!- krzyczałam jej prosto do ucha.
-Pomyślałam, że przyda ci się trochę ruchu- powiedziała- Ale nie duś mnie, proszę!
Puściłam ją i pomogłam jej wyciągnąć wielkie, kartonowe pudło ze sprzętem do jazdy.
-Kiedy jedziemy? I gdzie?- pytałam cały czas podekscytowana.
-Myślałam, że może jutro gdzieś w góry.
-Jej! Mogę jechać na Sunny'm?
-Oczywiście, ja wezmę Tassę.
Poszłam do swojego pokoju w podskokach. Przez całą noc myślałam o jutrzejszej jeździe, nie mogłam zasnąć.
następnego dnia wstałam wraz z pierwszymi promieniami słońca i pobiegłam do stajni za domem.
-Sunny, Sunny!- wołałam do konia podbiegając do jego boksu.
Ogier spojrzał  na mnie i zarżał na powitanie. Reszta koni poszła za jego przykładem.
-Tassa, ty też jedziesz- zwróciłam się do kasztanowatej klaczy dwa boksy dalej.
Chwyciłam uwiąz i wyprowadziłam oba konie.
Pobiegłam do siodlarni po szczotki i kopystki i wzięłam się za czyszczenie.
Jakieś pół godziny później przyszedł stajenny i spojrzał na mnie pytająco.
-Jedziemy w teren- wyjaśniłam.
Mężczyzna mruknął coś i poszedł wyprowadzić resztę koni na pastwisko. W sumie było ich sześć- niewiele, ale mi i mamie tyle w zupełności wystarczało.
Pobiegłam w podskokach do domu, żeby sprawić mamie urokliwą pobudkę.
-Jedziemy już?! Mam siodłać konie?!
-A nie zjemy najpierw śniadania?- zaśmiała się.
-A po co? Wpadniemy po drodze do jakiejś biedry, nie?
-No to w takim razie idź siodłać.
Znów skierowałam się w stronę siodlarni, tym razem musiałam powtarzać tą wędrówkę kilka razy, żeby przytaszczyć cały ekwipunek.
Kiedy Sunny i Tassa stały już w pełnym rynsztunku założyłam toczek.
Stałam tupiąc nogą przez dwie sekundy, a potem krzyknęłam w stronę domu:
-Idziesz?!!!! No ile można czekać?!!!!
-Idę, idę!- dobiegł mnie głos mamy.
Po chwili już siedziałyśmy w siodłach i kierowałyśmy wierzchowce w stronę bramy.

<C.D.N.>

poniedziałek, 7 lipca 2014

Od Marka C.D.N.

Następnego dnia wstałem wcześniej niż zwykle. Natychmiast zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu. Pierwszą osobą, którą odwiedziłem był mój przyjaciel, Alex.
Ułamek sekundy po tym, jak zadzwoniłem drzwi się otworzyły i w progu stanął Alex.
-Hejka!- powiedział wpuszczając mnie do środka- Twoja siostra mówiła mi, ze wrociłeś.
-Heh, ta to nie umie nic w tajemnicy utrzymać- zaśmiałem się.
Kiedy wszedłem do salonu zdziwiłem się jeszcze bardziej, bo byli tam wszyscy moi znajomi.
-Strasznie nam tu było nudno bez ciebie- powiedziała Clari, moja koleżanka ze starej szkoły.
-No to co dzisiaj robimy?- spytał Alex.
-Niech Marco nam opowie o swojej akademii!- zaproponował ktoś.
-Racja, jak tam jest?- Clari zwróciła się do mnie.
Usiadłem na kanapie i zwróciłem się do przyjaciół:
-No więc jest tam całkiem fajnie. Lekcje jazdy odbywają się tam codziennie...
-A jakiego masz konia?- przerwał mi Alex.
-Cudownego. Nazywa się Pandurelus i jest nokotą. Ja mówię na niego Pan.
-Fajnie- zachwyciła się Clari- Też bym chciała jeździć konno- westchnęła.
-To czemu nie jeździsz?- spytałem.
-Bo rodzice uważają, że to strata czasu i pieniędzy.
-Nie przejmuj się- próbowałem ją pocieszyć- Może kiedyś jeszcze będziesz...
-Ha!- wykrzyknął nagle Alex- Są wakacje, może pojedziemy sobie na jakąś półkolonię, czy coś?
-To super pomysł, ale moi rodzice na pewno się nie zgodzą- powiedziała Clari.
-Jeszcze z nimi pogadamy- zaproponował Alex- Może być?
-To ja znajdę jakiś fajny ośrodek jeździecki- powiedziała moja siostra, wchodząc do środka.
-Lisa, co ty tu robisz?- spytałem.
-Och, zaprosiłem ją też- powiedział Alex- No bo w końcu to twoja siostra.
-No właśnie, a poza tym taka półkolonia mi się przyda, bo jak mam za rok też pójść do tej akademii, to...- przerwałem jej, zanim powie to, o czym nie chciałem słuchać:
-Nawet nie kończ. To głupi pomysł, żebyś w ogóle jeździła konno, to niebezpieczny sport.
-Mówisz jak mama, a ja chcę jeździć konno- odparowała Lisa, odwróciła się na pięcie i wyszła- Znajdę jakiś ośrodek- krzyknęła jeszcze.

<C.D.N.>


czwartek, 3 lipca 2014

Od Emily CD Johnny'ego

Pożegnała się z chłopakiem i weszłam do pokoju. Chwilę jeszcze "posiedziałam" na telefonie i poszłam spać.

"Rano"

Obudziło mnie pukanie do drzwi. W wejściu stanęła moja Mama.
-Cześć śpiochu.-Powiedziała z uśmiechem.-
-Hej.-Odparłam zaspana.
-Spakowana?
-Jak to spakowana? Jak miałam się spakować jak mnie nie powiadomiłaś?!-Rzuciłam kołdrę i wstałam.
-Tata do ciebie nie zadzwonił?
-Nie -.-
-To idź się szykuj a ja cię spakuje. Gdzie masz walizkę?
-Dobra. Tam.-Wskazałam na walizkę leżącą pod biurkiem. Po pół godzinie byłam gotowa do drogi mama wyszła do gabinetu pani dyrektor, aby powiedzieć, że jadę. Ja wzięłam walizkę oraz inne rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Przed bramą akademia czekali na mnie mój młodszy brat i tata.
-Idź po konia a ja zapakuje twoje rzeczy.
-Dobrze.
-Mogę iść z tobą Emily.-Zapytał się mały chłopiec.
-Tak. -Ruszyliśmy w stronę stajni widać było, że Skela nie mogła się doczekać powrotu do domu. Gdy koń był już w przyczepie każdy zajął swoje miejsce ruszyliśmy w drogę powrotną. Savana jak zwykle siedziała na moich kolanach i łapała muchy,..
pies w samochodzie
… brat grał w swoje gierki, a mama spała. Wielka Bratania jest wyspą, więc musieliśmy przelecieć się samolotem. Dobrze, że mamy prywatny samolot, bo byśmy musieli płynąć statkiem, a ja nie lubię długo pływać statkiem a poza tym by nie wpuścili konia na pokład.

<C.D.N.>

Od Marka CD Клео

Byłem już spakowany. Gepardy skakały podekscytowane wokół mnie. Zapiąłem im smycze i poszedłem w stronę lotniska.
Samolot wuja już tam czekał, więc wsiadłem do niego i polecieliśmy do domu.
Patrzyłem za okno na mijane miasta, dopóki nie zastąpiły ich nudne wody oceanu.
Po kilku godzinach wylądowaliśmy. Wróciłem do domu, do Australii. Może nie byłem jakoś szczególnie zachwycony, ale fajnie było spotkać się ze znajomymi.
Kiedy wszedłem do domu zaraz obok plaży moja młodsza siostra od razu do mnie podbiegła krzycząc:
-Marco wrócił!.
I dopiero wtedy poczułem się jak w domu. Uściskałem ją i powiedziałem:
-Wiesz, co fajnego ci kupiłem?
Na te słowa dziewczynka zapiszczała z radości.

<C.D.N.>

środa, 2 lipca 2014

Od Johnny'ego CD Emily

Razem z Emily umyliśmy Skelę, a potem zaprowadziliśmy ją na pastwisko.
Kiedy wracaliśmy, spytałem:
-Jedziesz gdzieś na wakacje?
-Jeszcze sama nie wiem- odpowiedziała wymijająco.
Wzruszyłem ramionami i odprowadziłem ją do jej pokoju.
-No to dobranoc- powiedziałem- Już się chyba nie spotkamy, bo rano wyjeżdżam.
-W takim razie do zobaczenia- pożegnała się.

<Emily?>

Od Rei CD Anhyi

- Tak... - powiedziałam lekko się jąkając.
Po zjedzeniu Anhy`a gdzieś zniknęła. Poszłam wiec do swojego pokoju. Usiadłam na bujanym fotelu i zaczęłam coś rysować w programie graficznym. Szło mi całkiem nieźle. Wyjątkowo nieźle. Kiedy skończyłam przeciągnęłam się... oczywiście jak zwykle bolał mnie kark... przyzwyczaiłam się do tego. Rozmasowałam obolałe miejsce i poszłam na zewnątrz. Pierwsze co zobaczyłam to odjeżdżające auto. Pewnie ktoś wyjechał na wakacje... no cóż.
Stałam przy ogrodzeniu pastwiska wpatrując się w konie. Było mi trochę smutno. pewnie połowa ludzi wyjedzie, a ja zostanę... prawie sama?
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam do taty.
- Salut. Tato pojedziemy gdzieś na wakacje?
- Słońce... niestety nie. Ja cały czas pracuję, a wiesz jak mama.
- Oki... - powiedziałam ze smutkiem w głosie i rozłączyłam się.
Poszłam do kuchni. Nastawiłam sobie wodę na herbatę. Usiadłam przy stole patrząc się na czajnik. W pewnym momencie wszedł jakiś chłopak.
- O hej jestem Johnny.
- Bonjour, Rea.
- Coś się stało? Widzę, że jesteś smutna.
- Od prawie roku nie widziałam się z mamą. Chciałabym gdzieś z nią pojechać - powiedziałam z francuskim akcentem... w sumie jak zawsze.
- Ale... coś stoi na przeszkodzie tak?
- Mama pracuje we Francji w dużej korporacji. Od roku tam siedzi i załatwia sprawy. W ogóle nie może wyjeżdżać.
- A tata?
- Tata całymi dniami pracuje. -Powiedziałam po czym zaparzyłam sobie herbatę, pożegnałam się z chłopakiem i poszłam do swojego pokoju.

wtorek, 1 lipca 2014

Od Anhyi CD Johnny'ego

Biegłam korytarzem, taszcząc ze sobą dwie pomarańczowe walizki. Spieszyłam się, bo mama miała po mnie przyjechać lada moment, a potem musiałyśmy się pospieszyć, żeby zdążyć na lotnisko.
Po drodze omal nie staranowałam Johnny'ego.
-Jej! Przepraszam!- wykrzyknęłam, prawie się z nim zderzając.
-Nic się nie stało- powiedział rozbawiony- Spieszysz się gdzieś?
-Tak, tak, muszę lecieć. Rany! Już 14.00?! No to pa! Udanych wakacji!- krzyknęłam jeszcze i pobiegłam na parking przed akademią.
Mama już tam czekała, jak zwykle niecierpliwie stukając paznokciami w kierownicę.
Szybko wrzuciłam walizki do bagażnika, otworzyłam drzwiczki, pozwoliłam Ari'emu wskoczyć pierwszemu i na koniec sama wsiadłam i zapięłam pas.
Dalej już wszystko potoczyło się jak w zegarku: pojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu i polecieliśmy do Austrii.

<C.D.N.>

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Od Johnny'ego CD Anhyi

Dwie pomarańczowe walizki stały na podłodze i wytrwale trzymały się pionu, kiedy Anhyi wrzucała do nich na chybił, trafił swoje rzeczy.
-Może ci pomóc?- spytałem.
-Nie, dzięki. Ty już się spakowałeś?- dziewczyna spojrzała na mnie znad stosu ubrań.
-Tak.
-Cieszysz się, że są wakacje?
-Jasne, tylko szkoda, że nie będę się z tobą widział- przyznałem.
-To tylko dwa miesiące- pocieszała mnie- Powiedz lepiej, co robisz na wakacje.
- Nic ciekawego: jadę do Meksyku, do rodziny, a potem chyba do Francji... a ty?

<Anhyi?>

Od Emily CD Johnny'ego

-I jak się czujesz?- Spytał Johnny.
-Rano bolała mnie trochę głowa, ale teraz jest dobrze, a poza tym przy Arnaskeli zawsze czuję się lepiej.-Uśmiechnęłam się i przytuliłam konia.
-Aha, a czemu nie było cię na lekcjach?
-Ach... Savana gdzieś się zgubiła i pani Kuss mi pozwoliła opuścić lekcje i jej poszukać.
-Znalazła się?-Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Tak.- Mruknęłam i odjechałam od Johnny'ego. Pod koniec lekcji rozsiodłałam konia, a że była pora mycia Skeli podeszłam i przywiązałam ją do płotu poszłam po przybory do mycia koni i po coś jeszcze. Gdy już chciałam polać Skelę przyszedł Johnny.
-Hej. Mam coś dla ciebie.-Odparłam i podeszłam do prezentu, który był schowanym za koniem.
-Hej...
-No wiesz tam tą połamałeś i... Pomyślałam że ci się przyda.-Uśmiechnęłam się i podałam mu deskorolkę.
Dzięki.-Johnny uśmiechną się.
-Pomożesz mi umyć Skelę?

<Johnny?>

niedziela, 29 czerwca 2014

Zakończenie roku szkolnego!

Pomyślałam, że zrobimy sobie wakacje :) więc od 1 lipca możecie pisać, jak wróciliście do domu i jak znowu rodzice karzą wam sprzątać w pokoju, jedziecie na obóz letni, czy coś :)
Wakacje kończą się po 2 mies. czasu bloga, więc 20 realnego lipca- do tego czasu uczniowie wyjeżdżają z akademii! Jak macie jeszcze jakieś pomysły na ulepszenie naszego bloga oczywiście piszcie :)

Od Anhyi CD Johnny'ego

Wstrzymałam oddech, kiedy drzwi do kuchni się otworzyły. Na szczęście była to tylko Клео.
-Hej, przyszłam tylko po...- urwała spoglądając na nasze przemoczone ubrania.
-E... my już wychodzimy, jedz sobie śniadanie- uspokoiłam ją.
Skierowałam się do wyjścia, a Johnny za mną, zatrzymał się jeszcze przy Клео i zapytał:
-A tak z ciekawości, to co je ten twój wąż?
Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim zadowoleniem, zapewne wynikającym z tego,  że cieszyła się zainteresowaniem dla swojego pupila.
-Głównie gryzonie...- spojrzałam na nią z przerażeniem, myślałam o Ari'm- Ale oczywiście takie już ze sklepu, nieżywe.
Odetchnęłam z ulgą i razem z Johnny'm wyszliśmy.
-No i widzisz?- powiedział, kiedy szliśmy korytarzem- Nie ma się czego obawiać.
Skierowaliśmy się w stronę pastwiska, w sumie odruchowo. Usiedliśmy na trawie i patrzyliśmy, jak mała kropka sprężystym krokiem spaceruje po łące, co jakiś czas wesoło podskakując.
Już po chwili- czego można się było spodziewać- Vaa i Riee podeszły do nas, a właściwie niemal przygalopowały.
-Hmmm może mała przejażdżka?- spytałam.

<Johnny?>

sobota, 28 czerwca 2014

Od Клео CD Marka

Byłam nowa, wszyscy od razu chyba zaczęli mnie uważać za jakąś nienormalną, bo mnie unikali.
Dowiedziałam się, że ma dzisiaj przyjechać jakiś nowy chłopak i pomyślałam, że to może być moja szansa na akceptację ze strony społeczeństwa.
Wieczorem poszłam do pokoju, w którym miał mieszkać nowy chłopak i zapukałam. Usłyszałam jakieś ciche mruknięcie, więc weszłam nieśmiało do środka.
-Hej...- powiedziałam niepewnie- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Nie, nie- zaprzeczył natychmiast i wstał z łóżka.
-Och, to dobrze- uśmiechnęłam się- Chciałam cię po prostu powitać w naszej akademii, to wszystko. Jestem Клео.
-Marco- chłopak podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Wiesz, są dzisiaj dodatkowe zajęcia z tańca, poszedłbyś na nie ze mną?- spytałam z nadzieją- Oczywiście rozumiem, masz prawo być zmęczony po podróży, ale fajnie by było.

<Marco?>

Od Johnny'ego CD Anhyi

-Jak, chcesz, to możemy dzisiaj do niej iść i się spytać, czy Ari ma się czuć bezpieczny- powiedziałem wspaniałomyślnie.
-Och, to cudownie i przemiło z twojej strony- mruknęła.
-No nie!- poderwałem się z krzesła- Wstałaś lewą nogą? Czemu tak zamulasz, przecież wiesz, ze nie lubię, kiedy tak siedzisz bez życia. Uśmiechnij się, czy coś.
-Ok- posłała mi sztuczny, słaby grymas.
-Tak naprawdę.
-Tak naprawdę to musiałabym mieć z czego się śmiać... hmmm zamknij oczy.
Z jej oczu wyczytałem, że to nie będzie nic miłego, ale posłusznie zamknąłem oczy.
-A teraz czekaj- usłyszałem głos.
Czekałem chwilę i nagle oblał mnie strumień lodowatej wody.
-Zakręć to!- krzyknąłem.
Anhyi po paru chwilach zakręciła kran, a ja wtedy zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech. Byłem cały przemoczony. Ona też, ale nie aż tak.
-Ha, ha, bardzo śmieszne- mruknąłem.
-Nawet nie wiesz jak- ucieszyła się.
Ja także się uśmiechnąłem, ale w tej chwili do kuchni ktoś wszedł...

<Anhyi? Wtopa?>

Od Johnny'ego CD Emily

Kiedy patrzyłem w te jej ciemne, błyszczące oczy zawahałem się. Nie byłem pewny, czy jej o tym mówić, więc zaimprowizowałem coś na szybko:
-Emmm chciałem się spytać, czy nic ci nie jest... po... po tym wszystkim?- spojrzałem na nią nieśmiało, zastanawiając się, czy zauważyła, że nie o to najbardziej chciałem się jej spytać.
-Nic mi się nie stało- odparła, siląc się na uspokajający ton- Po prostu jestem teraz zmęczona, to wszystko.
-Aha, no to może nie będę ci już przeszkadzać, dobranoc- wstałem i skierowałem się do drzwi.
Emily miała taką minę, jakby chciała mnie zatrzymać, ale ostatecznie się powstrzymała. Wyszedłem cicho zamykając drzwi.
Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się. Na moje łóżko zaraz wskoczyła Ebony.
-Nie teraz, Ebony- mruknąłem do psa, który uparcie próbował ukraść mi buta.
Nie miałem siły, żeby ją powstrzymać i zasnąłem.
Obudziłem się i zobaczyłem przed sobą dwie plamy, jak zawsze jedna była niebieska, a druga brązowa. Po tym, jak wzrok mi się wyostrzył zobaczyłem także, że moje buty leżą pogryzione na podłodze.
-Super- mruknąłem i wstałem na śniadanie. Zaraz, zaraz, co dzisiaj jest? Wtorek. Jęknąłem- matma.
-Super- powtórzyłem.
Zjadłem szybko śniadanie i wyszedłem z kuchni. Okazało się, że Emily nie było dzisiaj w szkole. Pewnie jeszcze nie doszła do siebie po wczoraj.
Po lekcjach poszedłem do jej pokoju, ale jej już tam nie było.
O 15.00. zaczęły się jazdy, tym razem na hali. Kiedy wszedłem do budynku zobaczyłem, że Emily tam jest razem z Arnaskelą.
Podczas jazdy podjechałem do niej.
-I jak się czujesz?- spytałem.

<Emily?>

Nowa uczennica!

http://img.likely.pl/photo/large/20121102/ladna-dziewczyna-likely-pl-a43a8206.jpeg
Imię i nazwisko: Ellie Sunbover
Wiek: 15 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Urodziła się w Wielkiej Brytanii, ale ma korzenie Hiszpańskie i Austriackie.
Charakter: Miła, towarzyska, przyjacielska i pomocna. Lubi wyzwania a szczególnie takie gdzie trzeba się naprawdę postarać, aby wygrać. Kocha adrenalinę. Jest optymistką. Zawsze do wszystkiego i po wszystko biega. Przy rysowaniu i śpiewaniu jest bardzo skupiona.
Hobby: Wszystkie Ekstremalne sporty i te mniej, jazda konna, malarstwo, fotografia i muzyka.
Ulubione przedmioty: j.angielski, taniec, zajęcia artystyczne, W-F, informatyka.
Wrogowie: Każdy, kto z nią wygrał, czyli nikt.
Chłopak: Podoba się...
Opieka: Niza
Pokój: 3
Medale: 0
Dobytek: Przybory malarskie, fortepian, lustrzanka, Tygrysek Sami
Pieniądze: 200zł

piątek, 27 czerwca 2014

Od Anhyi CD Rei

-Hej, co rysujesz?- spytałam podchodząc do dziewczyny leżącej na pastwisku nad stertą kartek.
-E... nic takiego- mruknęła opierając się łokciami na kartkach, ukrywając je.
-No co ty! Pokaż- nalegałam.
Dziewczyna westchnęła i odkryła piękny szkic konia.
-Jest śliczna!- zachwyciłam się.
-Taka tam- mruknęła- Nazywam się Rea.
-Oj, nie przedstawiłam się- Anhyi. Jest sobota, idziesz na dodatkową jazdę konną?- spytałam.
-Aha, czemu nie?
Osiodłałyśmy konie i poszłyśmy na padok. Była tam już instruktorka Karina, Johnny i Клео, także kilka kotów kręciło się niedaleko.
-O, dziewczyny jeździcie z nami?- ucieszyła się Karina i powiedziała nam, żebyśmy wskoczyły na konie.
Najpierw oczywiście musieliśmy je rozstępować, a potem przeszliśmy w kłus.
Zaraz przed galopem skierowałam Verdwaalde  w stronę instruktorki.
-Czy mogę pojechać na oklep?- spytałam błagalnym tonem.
-Emm myślałam, ze poćwiczymy dziś skoki, ale jeśli czujesz się na siłach- odpowiedziała.Zastanowiłam się, lubiłam jeździć na klepa, ale skoki to inna sprawa. A co mi szkodzi? Raz się żyje!Zeskoczyłam z konia i zdjęłam siodło. Zaprowadziłam Vaa do podestu, weszłam na niego i wskoczyłam na grzbiet konia. Wolałam nie trzymać się grzywy, bo ten nowy, dziwny szampon sprawił, że posypało się z niej trochę więcej sierści, niż normalnie być powinno, więc jeździłam z ogłowiem.
W tym czasie, kiedy ja zajmowałam się zmianami w ekwipunku instruktorka ustawiała przeszkody- najpierw drągi i czterdziestka.
Poradziłam sobie z tym bez problemu, w końcu 40 cm to takie nic. Potem podciągnęłam do 60. Nie było łatwo, ale dałam radę.
Spojrzałam na Reę- dobrze jej szło, może trzymała trochę za luźno wodze, ale nie chciałam jej tego mówić, bo jeszcze uznałaby mnie za jakąś zuchwałą. Na szczęście instruktorka jej to powiedziała i poczułam się lepiej do czasu, kiedy miałam skakać na 90. Ufałam Vaa, ale nie byłam pewna czy sama się na niej utrzymam. 
Nie chciałam jednak rezygnować i już po chwili pędziłam pełnym galopem prosto na przeszkodę. Skoczyłam bez problemów, ale kiedy kopyta Vaa dotknęły ziemi wbrew mojej woli ześlizgnęłam się z jej grzbietu, przeleciałam nad jej głową i spadłam na trawę.
Instruktorka natychmiast podbiegła do konia i go złapała. Wstałam, przy okazji stwierdzając, że nic mi nie jest i z wdzięcznością wzięłam od niej Vaa.
-No dobrze- zaczęła Karina- Stępujemy już konie.
Spojrzałam na zegarek- 16.04.
Pomyślałam o objedzie. Byłam głodna i miałam ochotę na frytki.
Odprowadziłam więc Vaa na pastwisko i poszłam do kuchni.
Jedzenie.  Jedzenie. Jedzenie. Były to moje jedyne myśli kiedy otwierałam po kolei szafki, szukając ziemniaków. Kiedy już frytki się smażyły do kuchni weszła Rea i powiedziała:
-Ooo robisz frytki! Jestem głodna. Znajdzie się coś dla mnie?
Spojrzałam na nią wzrokiem psychopatki.
-Moje mięso!!!- warknęłam gardłowym głosem- Nie oddam! Moje!!!
Dziewczyna odsunęła się parę kroków w stronę drzwi.
-Dobra... zrobię sobie swoje...- postanowiła jednak i zabrała się do przyrządzania tego jakże pysznego dania.
-Wow, nie uciekłaś- powiedziałam wyciągając frytki na talerz- Czyli, że nie jest ze mną aż tak źle.

<Rea?>

Od Rei

Byłam w aucie. Ciasno zapięta pasem. Tata ciągle dba o moje bezpieczeństwo. Traktuje mnie jak małą dziewczynkę. Oparta głową o szybę patrzyłam na lusterko, w którym odbijały się jego oczy. Co chwilę na mnie zerkał uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła.
- Oui. Też mam taką nadzieję - spojrzałam w inną stronę.
Kiedy dojechaliśmy niepewnie wysiadłam z samochodu. Stałam patrząc się na tereny akademii. Pomogłam tacie wypakować część moich rzeczy.
- Kiedy przywiozą Luelle?
- Za niedługo - uśmiechnął się do mnie.
Przed wejściem przywitała nas pani dyrektor. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju i poszła do swojego gabinetu. Rozpakowałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku. Przed bramą zauważyłam auto z przyczepą, w której znajdowała się Luelle. Pobiegłam do niej. Przy aucie stała także jakaś kobieta.
- Witaj Reo, jestem Elizabeth instruktorka jazdy konnej.
- Bonjour - było mi głupio mówić jeszcze po francusku, ale to było silniejsze ode mnie.
- Hej Rea - powiedział ktoś z auta. To był mój wujek.
- Hej - przywitałam się.
Wyprowadziłam Luelle z przyczepy, a Elizabeth zaprowadziła ją na pastwisko.
- Nie wiesz kiedy mama przyjedzie?
- Niestety - wzruszył ramionami. Wsiadł do auta i odjechał.
Nie widziałam co robić. Postanowiłam coś naszkicować. Pobiegłam do mojego pokoju, wzięłam szkicownik, ołówki i te inne pierdoły. Kiedy miałam wszystko położyłam na trawie za płotem pastwiska. Wspięłam się na płot i przeskoczyłam po czym usiadłam na trawie.
Zaczęłam szkicować. Biegająca Luelle. Szybko się przyzwyczaiła jak na pierwsze dziesięć minut.
Szkicowałam w spokoju. Kiedy kończyłam usłyszałam czyjeś kroki, przy czym szybko zakryłam rysunek innymi kartkami.

<Ktoś? >

Od Marka

Prywatny samolot mojego wujka przygotowywał się do lądowania. Do innego nie chcieli wpuścić gepardów, nawet jak mówiłem im, że to takie większe koty.
Po opadnięciu samolotu na lotnisko chwyciłem swoje bagaże i wysiadłem. Percy i Polly wyskoczyły za mną.
-No to dalej pójdziemy pieszo- powiedziałem do gepardów zapinając im smycze do obroży.
Pomachałem do wujka w samolocie i poszedłem w kierunku, gdzie jak miałem nadzieję znajduje się akademia. Percy i Polly skakali wokół mnie zaplątując smycze, podgryzając sobie uszy i przewracając siebie nawzajem.
Westchnąłem, nie mogłem się doczekać, kiedy te dwa małe wariaty dorosną i trochę spoważnieją.
Kiedy w końcu dotarłem pod bramę akademii czekała tam na mnie dyrektorka, Barbara Kuss. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju, powiedziała, kiedy mam się stawić na lekcje i poszła sobie.
Odpiąłem gepardom smycze i padłem n łóżko. Podróż mnie wykończyła. natychmiast zasnąłem.
Obudziło mnie stukanie do drzwi. Mruknąłem coś i do środka zajrzała nieśmiało jakaś dziewczyna.

<Jakaś dziewczyna?>

Nowy Uczeń!


Imię i nazwisko: MarcoAlisdair
Wiek: 16 lat
Płeć: ♂
Narodowość: Australia
Charakter: energiczny, żywiołowy, uwielbia niebezpieczeństwo i ryzyko, zawsze chce iść na 'pierwszy ogień', pomocny, przyjacielski, towarzyski, optymista.
Hobby: surfing, jazda na rolkach, koszykówka.
Ulubione przedmioty: informatyka.
Wrogowie: brak
Dziewczyna: brak
Opieka: Pandurelus
Pokój: 9
Medale: 0
Dobytek: deska surfingowa, rolki, piłka do kosza, gepardy: Percy i Polly (rodzeństwo)
Pieniądze: 200zł

Od Emily CD Johnny'ego

Mężczyzna mówił coś i odwrócił się w moim kierunku, zamachał pałką. Krzyknęłam, a Johnny rzucił się na tego... Zamachną się deskorolką i uderzył z całej siły. Idiota stracił przytomność, i ja też. Ocknęłam się i zobaczyłam od razu Anhyi. Potem wstałam na nogi i ujrzałam cały personel i policję. Wszyscy pytali, co się stało. Ja spojrzałam na Arnaskelę, która w oczach miała słowa (nie mów im o tym będą kłopoty). W końcu zaczęłam mówić.
-Bo ja, ja... Chciałam zro, zro, bić...Ża, ża, żart.-Jąkałam się, spoglądając cały czas na moją Skele.-
-Jak to żart?!-Zapytała zezłoszczona i zdziwiona dyrektorka, a ja nie wiedząc, co powiedzieć odparłam:
-No tak. Po prostu żart.-Wszyscy się na mnie spojrzeli jak bym była jakimś potworem.
-O, czym ty mówisz dziecko?- Mruknęła pani Kuss.
-Ja znam tego człowieka. On nazywa się Andrzej.-Rzuciłam pierwsze imię, które przyszło mi do głowy.-Tak Andrzej.-Każdy był zdziwiony. Johnny chyba się domyślił, że ściemniam i powiedział coś na ucho Mafii. Psy podeszły do mężczyzny wzięli go coś powiedzieli jeszcze do dyrektorki i ruszyli w swoją stronę.
-Anhyi pomożesz Emily zabrać się do akademii,...-Dziewczyna kiwnęła głową.-…wy do domu,...-Pani spojrzała na stajennych, instruktorki, kowala itd.-...uczniowie do pokoi.-Powiedziała zdenerwowana pani Kuss i każdy odszedł. Johnny zostawił konia i podniósł swoją połamaną deskorolkę potem ruszył do siebie, a Anhyi podała mi gitarę, którą przypięłam do konia. W końcu doszłyśmy do stajni, rozsiodłałyśmy konia i nakarmiłyśmy, po czym zostawiłyśmy go w boksie. Dziewczyna odprowadziła mnie do pokoju a ja jej podziękowałam.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.-Niby powiedziała to spokojnie, ale było widać, że jest zdenerwowana.
Po tych słowach weszłam do pokoju położyłam gitarę na łóżku. Instrument nie był w dobrym stanie, włożyłam go do futerału i poszłam się przyszykować do snu. Gdy już wyszłam z łazienki, ktoś zapukał do drzwi. Nałożyłam szlafrok i podeszłam do drzwi, otworzyłam je. W nich stał Johnny.
-Mogę wejść?
-Proszę wejdź.-Cicho odparłam i usiadłam na łóżku, a chłopak zrobił to samo.
-Mam do ciebie pytanie z tą całą sytuacją.- Zaczął.
-No, jakie?-Mruknęłam i ziewnęłam zasłaniając ręką buzie.

<Johnny? Co chcesz się zapytać? (Teraz ty coś wymyśl)>

Od Anhyi CD Johnny'ego

Obudziłam się razem z budzikiem o 06.00. Niestety niepotrzebnie, bo była sobota- wolne.
Mimo to nie mogłam już zasnąć, więc wstałam i poszłam do kuchni. tam zobaczyłam Reę jedzącą płatki z mlekiem.
-Hej- powiedziałam siadając obok niej.
-Cześć- mruknęła- co tak wcześnie?
-Budzik- odparłam wstając i otwierając lodówkę w poszukiwaniu czegoś jadalnego- A ty?
-Zawsze tak wcześnie wstaję- wyjaśniła.
Wyciągnęłam z lodówki ser i keczup i zaczęłam mocować się z upartym, przypalonym tosterem.
W tym momencie do kuchni wszedł Johnny. Na moje "Hej" odparł tylko:
-Kawy- i powędrował w stronę ekspresu.
Kiedy już siedzieliśmy przy stole- ja z tostami, Johnny z parującym kubkiem- Rea domyła swoją miskę i wyszła.
-Ona jest chyba jakaś dziwna- mruknęłam do Johnny'ego.
-Co masz na myśli?- spytał.
-Zawsze wstaje tak wcześnie- powiedziałam przejęta konspiracyjnym szeptem.
-No co ty!- odparł z niedowierzaniem i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kojarzysz tą nową?- spytałam po chwili.
-Aha, ma jakieś dziwne imię... Kleo...?
-Клео, jest z Ukrainy- poprawiłam go.
-Emily mówiła, że ma węża- dodał.
-Emily?!
-Nie! Emily mówiła, że Клео ma węża, boa.
-Wow- mruknęłam- Czy mój Ari ma czuć się zagrożony?
-Jak wytrzymał z Ebony, to powinien dać sobie radę z wężem- zażartował.
-To nie jest śmieszne- warknęłam- A jak to coś udusi go i zje na kolację?
-To może cię poczęstuje kawałkiem. Och, daj spokój, to na pewno oswojony wąż.
-Skoro tak mówisz...

<Johnny? Jesteś pewny?>

czwartek, 26 czerwca 2014

Od Johnny'ego CD Anhyi

-Nie lubię jeździć na oklep- skarżyłem się, kiedy następnego dnia instruktorki oznajmiły, że będziemy jeździć na samych kantarach.
-Nie marudź- skarciła mnie Anhyi wskakując na Vaa.
Dosiadłem Rieede'a bez problemów i podjechałem do niej.
-Mam ci przypomnieć, jak to ty nigdy nie marudzisz?- żachnąłem się.
-Nie dziękuję- prychnęła i odjechała kłusem, wyciszając kroki.
Nadal byłem pod wrażeniem, jakim cudem ona jeździ tak cicho.
-A ty co potrafisz?- spytałem Rieede'a, ten tylko potrząsnął grzywą i parsknął, jakby chciał powiedzieć, że wkrótce sam się o tym dowiem.
Po zakończonej koszmarnej lekcji zeskoczyłem ciężko z konia i zaprowadziłem go na pastwisko.
Był piątek, więc razem z Anhyi udałem się na dodatkowe zajęcia z muzyki.
Tego dnia graliśmy razem piosenkę Really Don't Care, a Anhyi śpiewała. Bawiliśmy się świetnie, choć nie mieliśmy pełnego podkładu muzycznego i wyszło to strasznie. Do tego Anhyi nie znała całego tekstu i przerywała czasami mówiąc tylko: "coś tamtamtam, tralalam, nie pamiętam..." w rytmie muzyki.
Wieczorem zjedliśmy razem kolację i poszliśmy spać, choć podejrzewam, że Anhyi jeszcze później wybrała się do sali komputerowej i wydrukowała sobie tekst tej piosenki.

<Anhyi?>

Od Клео

Ciemnozielony morgan zatrzymał się z cichym, przyjemnym powarkiwaniem przed bramą akademii.
Wysiadłam z pojazdu, bardzo ostrożnie zamykając drzwiczki. Było to zabytkowe auto z nowoczesnym wyposażeniem. Otworzyłam bagażnik, wyciągnęłam z niego kilka skromnych (jak na mnie) walizek i wiklinowy kosz z  терорист'em. posłałam całusa do mamy za kierownicą i poszłam w kierunku bramy.
Przed akademią czekała na mnie jakaś kobieta, która przedstawiła się jako Elizabeth Rinne, instruktorka i zaprowadziła mnie do mojego pokoju zerkając niepewnie w stronę wiklinowego kosza.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce powiedziała mi tylko kiedy mam się stawić na pierwszą lekcję- dopiero jutro rano- i wyszła, zostawiając mnie samą.
Westchnęłam, odłożyłam wszystkie walizki pod łóżko i otworzyłam wiklinowy kosz.
Boa wypełznął z niego powoli i zaczął wić się po całym pomieszczeniu, smakując nowe zapachy. Ustawiłam kosz obok łóżka i wyszłam, żeby rozejrzeć się po okolicy. Spacerując po budynku natrafiłam na kogoś.

<Ktoś?>

środa, 25 czerwca 2014

Nowa uczennica!


Imię i nazwisko: Клео м'яч ( Czyt. Kleo M'yach )
Wiek: 15 lat i 6 miesięcy
Płeć: ♀
Narodowość: Ukraina
Charakter: lubi zaszaleć na imprezach, ale często woli też się wyciszyć i porozmawiać z kimś bliskim, bywa chamska i pyskata, ale wychodzi z niej to niecelowo, często wpada w tarapaty.
Hobby: taniec, pływanie
Ulubione przedmioty: historia, matematyka
Wrogowie: na razie brak
Chłopak/dziewczyna: głupie pytanie (brak)
Opieka: Śnieżka
Pokój: 15
Medale: 0
Dobytek: shisha, kilka rodzinnych drobiazgów (jedwabnych poduszek, lusterek, książek, itd.), czarne bryczesy, Boa терорист (czyt. Teroryst)
Pieniądze:  200 zł

Od Johnny'ego CD Emily

Było już późno, ale mimo to postanowiłem się przespacerować. Wziąłem deskorolkę i poszedłem w kierunku plaży. Zaraz przy brzegu była cudowna, asfaltowa ścieżka rowerowa. Jeździłem przez chwilę, aż usłyszałem za sobą głos Emily:
-Kto tam jest?- pytała, nie odwracając się.
Najpierw myślałem, ze chodzi o mnie, ale potem zauważyłem, ze obok dziewczyny, w krzakach siedzi jakiś gościu. natychmiast zeskoczyłem z deski, podszedłem do niego i warknąłem:
-Ej, ty!
Mężczyzna najpierw się przestraszył, ale potem chyba stwierdził, ze to tylko jakiś dzieciak.
-Czego chcesz, młody?!- prychnął podnosząc się z miejsca. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w ręce jakąś metalową pałkę, a może łom? W ciemnościach było słabo widać.
W każdym razie Emily się odwróciła i pisnęła:
-Psychopata!- i skuliła się, odrzucając gitarę.
-Nie wiem, czy wiesz- zacząłem trochę pewniejszym głosem, niż czułem się w rzeczywistości- ale to jest prywatny teren akademii jeździeckiej, więc lepiej by było, gdybyś w tej chwili sobie poszedł.
Mężczyzna spojrzał na mnie uważnie, a potem warknął:
-A nie pójdę! Będę sobie robił, co mi się będzie podobać, zaczynając od tego...- mówiąc to odwrócił się na pięcie w kierunku Emily i zamachał pałką.
Dziewczyna krzyknęła, a ja niewiele myśląc rzuciłem się na tego debila. Za jedyną broń miałem deskorolkę, więc zamachnąłem się nią i uderzyłem z całej siły.
Wtedy właśnie stały się cztery, bardzo ważne rzeczy:
1. Złamałem deskorolkę.
2. Ten debil stracił przytomność od uderzenia.
3. Emily zemdlała.
4. Przyszła Anhyi, pytając:
-Co tu się kurna dzieje?!!!
Chciałem odpowiedzieć, ale ona już podbiegała do Emily.
Nie wiedząc, co dokładnie robić postanowiłem, że zacznę od uspokojenia Arnasklei, która już od dobrych 15 min. zarzucała łbem, próbując uwolnić się od trzymającego go uparcie drzewa.
Po chwili na miejsce zdarzenia przybiegli także: Stajenni, instruktorki, kowal, inni uczniowie, a nawet sama dyrektorka i Mafia.
Wszyscy zaczęli jednocześnie pytać się, co się stało.
W tym momencie Emily się ocknęła i powiedziała, coś czego nikt się nie spodziewał usłyszeć i nawet Mafia wyglądała na zdziwioną (jeżeli można tak powiedzieć o psie):
-...

<Emily? Co wymyśliłaś?>

Od Emily CD Johnny'ego

Po rozgrzewce zaczął się wyścig między Riee, a Vaa. Gdy konie były ustawione na linii startu Johnny odwrócił się do mnie i zaproponował wyścig "Może chcesz wyścig ze zwycięzcą tego?" Ale nie poczekał na moją odpowiedź i ruszył. Biegli w łeb w łeb i tak zostało aż do mety, był remis. Johnny podszedł do mnie i zapytał:
-To, co z tym wyścigiem?
-Nie jesteś zwycięzcą a ja dostałam propozycje od przyszłego zwycięzcy. -Spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się i zaśmiałam się. -A poza tym Skela ma coś z nogą i nie chce żeby coś jej się stało. -Skela usłyszała moją wypowiedź i po szturchnęła mnie łbem. Spojrzałam na nią, a ona na mnie prychnęła tak jakby mówiła (Nic mi nie jest. Chce się ścigać!). A ja odparłam:
-Nie Skela. - Skela tupnęła nogą, a ją znów odpowiedziała znacząco "Nie" a ona znów tupnęła.
-Po prostu boisz się, że przegrasz.- Wtrącił się Johnny.
-No dobra. -Mruknęłam i wsiadła na konia. Ustawiliśmy się.
-Nigdy ze mną nie wygłasza. -Powiedział dumnie.
-Pff...
3, 2, 1. Start! I się zaczęło od razu wyprzedziłam Johnny'ego o długość. I coraz szybciej i szybciej... W końcu na ostatniej prostej przyśpieszyłam przebiegłam przez metę wyprzedzając Johnny'ego o 2 długości. Obróciłam konia, a koło mnie zatrzymał się Johnny. Podeszłam do niego.
-I, co przegrałeś z dziewczyną. -Zaśmiałam się.
-Po prostu miałaś fart. -Powiedział lekko wkurzony.
-Nie po prostu jestem lepsza.- Uśmiechnęłam się złowieszczo i ruszyłam stępem stronę innych.
-Fart. - Odpowiedział i ruszył za mną.
-Niech ci będzie „Fart”, jeśli ci tak zależy.- Przewróciłam oczami na wszystkie strony. Potem jeszcze były lekcje skoków. Przez resztę zajęć nie odzywaliśmy się do siebie. Była 18:00 każdy zaprowadził konia do stajni. Ja swojego puściłam na padok. Poszłam zjeść kolację i odpocząć. Zobaczyłam, która godzin (19:37). Wstała wzięłam gitarę, telefon i wyszłam. Weszłam na padok, na którym znajdowała się Arnaskela, zawołała ją i osiodłałam oraz przypięłam do siodła gitarę. Spojrzałam w telefon, była 20:01. Wsiadłam na konia i ruszyłam w stronę lasu. Najpierw stępował 10 minut, a potem kłus i galop. Po jakimś czasie zwolniła do stępa i skręciła w prawo po chwili doszłam do miejsca z widokiem na morze.
 http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/164570_zachod_slonca_morze_drzewa.jpg
 Zeszłym z konia i przywiązałam go do drzewa. Wzięłam gitarę spojrzałam w telefon 21:04. Usiadła na trawie i patrzyłam na zachód. Słońce zaszło a ja zaczęłam cicho grać na gitarze i śpiewać.


Nagle przerwałam, bo ktoś wyszedł zza krzaków. Tak myślałam, że ktoś mnie śledził. Było już ciemno, więc się nie odwróciłam, ale odparła nie pewnie.
-Kto tam jest?

<Johnny? | Ktoś inny? Czy to ty mnie śledziłeś? Czy ktoś inny?>

niedziela, 22 czerwca 2014

Od Anhyi Cd Johnny'ego

Przyniosłam sobie kolację do pokoju. Nigdy nie lubiłam jeść w jadalni, to takie dziwne. Na talerzu skwierczały gorące jeszcze grzanki z miodem, a malinowa herbata parzyła się w kubku.
Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść, w międzyczasie odblokowałam telefon, żeby zobaczyć jakież to magiczne cztery cyfry pojawią się na ekranie. Tym razem było to 19.37, nie to co za ostatnim razem: 19.36.
Westchnęłam, umówiłam się z Johnny'm o 20.00 na plaży koło pomostu z gitarami.
Skończywszy posiłek znów spojrzałam na telefon: 19.44.
Podeszłam do okna i sprawdziłam temperaturę na zewnątrz. Było chyba dość ciepło, ale i tak wolałam wziąć bluzę, niż potem marznąć.
Chwyciłam futerał z gitarą, zawołałam Ari'ego, odblokowałam telefon: 19.53.
Wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Poszłam w kierunku plaży.
Kiedy byłam na miejscu znów spojrzałam na wyświetlacz w telefonie: 19.58., Vaa z tapety spoglądała na mnie wzrokiem mówiącym: "Zdrajczyni, powinnaś siedzieć teraz ze mną w boksie i czytać mi książkę", a może tylko mi się wydawało?
W każdym razie o 19.59 usiadłam na pomoście i wyciągnęłam gitarę z futerału. Ari usadowił się obok mnie, grzejąc ciepłym futerkiem i wtedy usłyszałam za sobą głos:
-Nie spóźniłaś się.
Johnny podszedł bliżej i usiadł obok.
-Za to ty tak- pomachałam mu telefonem przed twarzą: 20.01.
-Coś chyba masz źle- powiedział włączając swój: 20.00.
-No dobra, tym razem ci się upiekło- uśmiechnęłam się- To co? Gramy?
<Johnny?>

Od Johnny'ego CD Emily

Szedłem korytarzem w stronę pokoju, bo zostawiłem tam palcat, kiedy wpadłem na jakąś dziewczynę, chyba nową.
-Przepraszam- powiedziała masując głowę- Jestem Emily.
-Johnny- przedstawiłem się- Nic ci nie jest?
-Nie... tylko się potłukłam- odparła wymijająco- idziesz na jazdę?
-Tak, tylko muszę się wrócić po palcat.
-Mogę pójść z tobą?- spytała robiąc 'maślane oczka'. Wyglądała słodko i nie mogłem jej odmówić.
-Mam bajzel w pokoju...- zacząłem niepewnie- Ok, chodź.
Poszliśmy rozmawiając o niczym do mojego pokoju. Podniosłem szybko palcat i wyszedłem zamykając Emily drzwi przed nosem, naprawdę miałem tam bajzel.
-Chodźmy szybko, bo się spóźnimy- powiedziałem i poszliśmy szybkim krokiem na ujeżdżalnię, wszyscy już tam byli, jednak instruktorki na szczęście się spóźniały.
Konie stały z niecierpliwością przywiązane do pachołków. Niektórzy gładzili swoje wierzchowce po chrapach, a niektórzy po prostu stali obok.
Podszedłem do Rieede'a i poklepałem go po kłębie. Emily stanęła przy Arnasklei.
Po kilku minutach przyszły instruktorki i kazały wsiąść na konie. Odczepiłem karabińczyk przy uwięzie Rieede'a i wskoczyłem na jego grzbiet z dziecinną łatwością.
Spojrzałem na Emily- poradziła sobie z nie większą trudnością. Byłem pod wrażeniem, Arnasklea może i nie miała w kłębie tyle co Rieede, ale też nie należała z pewnością do najniższych koni.
Odwróciłem wzrok w stronę Anhyi- ta już dawno siedziała na Verdwaalde i szykowała się do zabójczego galopu. To będzie kolejny cudny wyścig- pomyślałem. Dziewczyna wyczuła moje spojrzenie i uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Kiedy wszyscy wykonali już stępowanie i krótką rozgrzewkę Riee i Vaa ustawili się równo z linią leżącego na piasku drąga.
Ridley stanęła obok z jedwabną chustką w ręce. Odwróciłem się jeszcze do Emily z propozycją:
-Może chcesz wyścig ze zwycięzcą tego (czyli mną tak na marginesie)?- i nie czekając na odpowiedź ruszyłem z miejsca w kłus, a następnie w galop. Rieede i Verdwaalde szli łeb w łeb.
<Emily? Co powiesz na wyścig?>

piątek, 20 czerwca 2014

Nowa Uczennica!

 http://i.pinger.pl/pgr222/50e5a9b0001f0b4051d97454/%C5%81adna%2BDziewczyna%2B12.jpg
Imię i nazwisko: Rea Roth
Wiek: 15 lat
Płeć: ♀
Narodowość: Francja
Charakter: Miła, pomocna, zabawna, lubi się zaprzyjaźniać, szybko się denerwuje, kiedy maluje jest bardzo skupiona.
Hobby: malowanie/szkicowanie, robienie zdjęć, kocha bawić się w programach graficznych.
Ulubione przedmioty: zajęcia artystyczne, j. francuski.
Wrogowie: hhhmmmmm na razie brak
Chłopak: szuka
Opieka: --
Pokój: 2
Medale: --
Dobytek: laptop, lustrzanka, przyrządy artystyczne , szare bryczesy.
Pieniądze: 200zł

Od Emily


-Tato idę po Arnaskelę. -Powiedziałam to odpinając pasy i otwierając drzwi od samochodu.
-Dobrze idź ja idę załatwić parę spraw... -Odparł i wysiadł z auta.
Podeszłam do przyczepy otworzyłam ją zobaczyłam mojego konika od razu do niego podeszłam i przytuliłam się. Pobiegłam po sznur powoli wyprowadziłam konia z przyczepy, po czym przywiązałam go do najbliższego płotu. Obróciłam się tata stał  jakąś kobitą.
-Dzień dobry. Jestem dyrektorką akademii i nazywam się Barbara Kuss. Konia zaprowadź do stajni, ostatni boks. Potem weź swoje rzeczy i pokarzę ci gdzie masz pokój.
-Dzień dobry. Dobrze. -Wzięłam konia zaprowadziłam go do boksu, zdjęłam owijki, kantar, derkę i zostawiłam go w boksie. Rzeczy położyłam na półce przyczepionej do ściany. Wyszłam ze stajni podeszłam do samochodu otworzyłam tylne drzwi i od razu wyskoczyła moja sunia. Tata podał mi moją walizkę.
-Dobra to do zobaczenia tato. -Podeszłam do Ojca i go przytuliłam.
-No do zobaczenia. - Odparł i poszedł zamknąć przyczepę. Podszedł i dał mi parę złotych. -Nie wydaj na byle, co.
-He, he, he... Nie wydam. -Zaśmiałam się lekko.
-Do widzenia. Pa...-Powiedział i wsiadł do auta.
-Pa... -Już cicho to powiedziałam.
-Do widzenia. Ty nazywasz się Emily, tak?
-Tak... Emili Silversmith.
-Wiem, choć pokarzę ci twój pokój. -Powiedziała i ruszyła.
- Savana, chodź. -Zawołałam psa i poszłam za panią Barbarą.
Weszłyśmy do dużego domu, po schodach na górę pani Barbara stanęła przy drzwiach.
-To będzie twój pokój. A to klucz. -Otworzyła drzwi i podała mi klucz.
- Dziękuję, dobrze.
-Zajęcia rozpoczynają się o 8.00, a kończą o 14.15. Przerwy są 5 minutowe, 10 minutowe, 25 minutowe. Przerwa 25 minutowa to czas na obiad. O 15.00 Zaczynają się lekcje jazdy konnej, a natomiast od 18.00 Jest czas wolny. O 22.00 Rozpoczyna się cisza nocna, a kończy o 06.00 Więc proszę przestrzegać ciszy. Weekendy pozostają wolne. Istnieje także możliwość dodatkowych zajęć oraz jazdy konnej dla chętnych.
-Dobrze myślę, że zapamiętam. -Zaśmiałam się lekko.
-Tu masz plan lekcji, ale ty jesteś zwolniona z dzisiejszych lekcji do 14.15. Pani dała mi kartkę.
-Dobrze, dziękuję.
-Dobrze to ja już pójdę. Do widzenia. -Odparła i poszła.
-Do widzenia. -Zamknęłam drzwi od pokoju usiadłam na łóżko, spojrzałam w kartkę. - Ach...- Poszłam i zaczęłam się wypakowywać. Po pół godzinie byłam w pełni wypakowana. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudził mnie jakiś dzwonek. Spojrzałam na zegar. -O boże już 14.15. Tak długo spałam? No, ale jak trzeba wstawać o 4 to się nie dziwię. -Przypomniała mi się moja pobudka, chociaż była jak zwykle. Tata zwalił mnie z łóżka.-.- Przeprałam się, poprawiłam fryzurę, umyłam zęby i wyszłam z pokoju. W rękach trzymałam toczek. Nagle wpadłam na kogoś.
-Przepraszam. -Odparłam masując głowę.

<Ktoś?>

wtorek, 17 czerwca 2014

Nowa uczennica!

https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xaf1/t1.0-9/10153286_1418182698440731_1776612605_n.jpg
Imię i nazwisko: Emily Silversmith
Wiek: 15 lat i 6 miesięcy
Płeć:
Narodowość: Wielka Brytania
Charakter: Zabawna i miła. Lubi ciszę i niezależność. Jest cicha i niezbyt towarzyska, ale czasami potrafi być chamska i samolubna.
Hobby: Jazda konna, skateboarding i muzyka.
Ulubione przedmioty: Jęz. Angielski, Matematyka i Geografia
Wrogowie: Na razie nikt...
Chłopak: szuka...
Opieka: Arnasklea
Pokój: nr.6
Medale: 0
Dobytek: Gitara, deskorolka, lustrzanka, pies Savana
Pieniądze: 200zł

czwartek, 12 czerwca 2014

Od Anhyi CD Neli

Szłam korytarzem szkolnym razem z Ridley i Lydią. Rozmawiałyśmy o jakichś głupotach, kiedy zza zakrętu wyszła jakaś dziewczynka ze łzami w oczach. Ogarnęło mnie współczucie i podeszłam do niej.
-Co się stało?- spytałam jej.
Dziewczynka spojrzała na mnie piwnymi, dużymi oczami i odpowiedziała ocierając łzy:
-Jestem nowa i trochę się boję- wyjawiła.
-Ale naprawdę nie ma się czego bać- pocieszałam ją- To nowa akademia i wszyscy są tu 'nowi'. Nazywam się Anhyi, a ty?
-Nela- przedstawiła się.
-Ładne imię- skomentowała Lydia podchodząc do nas.
-A ty masz się kiedy wtrącić nie?- zaśmiałam się.
Nela też się uśmiechnęła, co przyjęłam z satysfakcją.
-No, idziemy na te lekcje, czy karzemy pani czekać?
<Nela? Może ktoś inny?>

środa, 11 czerwca 2014

Od Johnny'ego CD Anhyi

Zgodziłem się i poszliśmy osiodłać konie i przygotować do jazdy. Oba wierzchowce były bardzo podekscytowane, z resztą ja i Anhyi też.
Kiedy znaleźliśmy się na padoku wystartowałem pierwszy i już po chwili galopowałem po miękkiej trawie. Przez chwilę wydawało mi się, że Anhyi została daleko z tyłu, więc zdziwiłem się widząc ją na Vaa zaraz obok mnie.
-Zaskoczony?- spytała pomiędzy stąpnięciami konia.
Spojrzałem na kopyta klaczy- niemal nie wydawały żadnego dźwięku.
-Każdy koń ma w sobie coś wyjątkowego- dodała dziewczyna- musisz koniecznie odkryć, co ma twój Rieede.
-Dobra, ale jak?
-Nie wiem, Vaa tak po prostu zaczęła cicho stąpać podczas jazdy- wzruszyła ramionami- założę się, ze niedługo sam się zorientujesz.
Kiedy już zaczęliśmy stępować konie rozmawialiśmy właściwie o niczym konkretnym- o rodzinie, koniach, hobby, itd.
-Grasz na gitarze?- spytała Anhyi- Ja też!
-No to super- ucieszyłem się- Może tego wieczora razem pogramy?
<Anhyi?>

Od Neli

Wyglądałam przez okno samochodu, byłam prze szczęśliwa że jadę do stajni i będę tam mieszkać po prostu same plusy.
Kiedy dojechaliśmy mama powiedziała że mam iść na razie do szkoły.
-Aha -powiedziałam i ruszyłam w kierunku budynku.
Kiedy byłam w środku przeszła obok mnie grupka głośno śmiejących się dziewczyn starszych ode mnie.
Wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie.
Skuliłam się w kłębek i zaczęłam płakać.
Nagle ktoś przede mną stanął i zapytał dość miło co się stało?

<ktoś miły?>

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Od Anhyi CD Johnny'ego

-Przepraszam- mruknęłam- Jestem Anhyi.
-Johnny- przedstawił się chłopak, na którego wpadłam.
-Idziesz na pastwisko, zgadłam?- spytałam.
Johnny pokiwał głową:
-Pójdziesz ze mną?
-Aha, tylko wezmę Ari'ego, mojego zwierzaka- powiedziałam.
-No to ja wezmę Ebony- zaproponował.
Wróciliśmy się więc korytarzem do swoich pokoi.
Kiedy byliśmy już na pastwisku Ebony wymyśliła świetną zabawę- 'capanie' Ari'ego łapą. Przestała jednak, kiedy ją ugryzł, podbiegła do Johnny'ego i zaczęła lizać go w rękę.
Zaśmiałam się. Ari- jako że jest świstakiem- nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Verdwaalde od razu do mnie podbiegła, rozpoznając jako Tą, Która Daje Smakołyki, a reszta koni poszła w jej ślady.
-Który jest twój?- spytałam.
-E...- zaczął Johnny- Nazywa się Rieede... ale nie wiem który to...
No tak, ja też na początku nie wiedziałam, który koń jest mój. Wiedziałam tylko, ze będzie to klacz Araba...
-A wiesz jakiej jest rasy?- spytałam z nadzieją.
-Aha!- Johnny też dostrzegł szansę zidentyfikowania Rieede'a- Polski koń zimnokrwisty.
-To ten- wskazałam karego ogiera, trzymającego się z dala od brykających źrebaków. Zapewne z powodu ryzyka podeptania ich potężnymi kopytami.
-Rieede?- Johnny niepewnie zwrócił się do konia, który słysząc swoje imię odwrócił łeb w jego kierunku.
-Może pójdziemy z nimi na padok?- zaproponowałam.
<Johnny?>